Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 97 из 106

– Każą ci się zamknąć.

– Powi

Steve zmarszczył czoło.

– Co chcesz udowodnić, pokazując razem mnie i Harveya? To, że jesteście identyczni, wywoła dramatyczny efekt i dzie

– Trzech wywarłoby jeszcze większy efekt niż dwóch zauważył Steve. – Jak myślisz, może uda nam się ściągnąć jeszcze jednego?

– Spróbujmy zaprosić wszystkich. Może zjawi się choć jeden.

Leżący na podłodze Harvey otworzył oczy i jęknął.

Jea

– Po tym, jak go walnęłam, potrzebny mu będzie chyba lekarz.

Harvey szybko oprzytomniał.

– Rozwiąż mnie, ty pierdolona dziwko – warknął.

– Możemy zapomnieć o lekarzu – stwierdziła.

– Rozwiąż mnie albo przysięgam, że potnę ci cycki żyletką, kiedy się tylko uwolnię.

Jea

– Stul dziób, Harvey – rzuciła.

– Próba przemycenia go związanego do hotelu może okazać się całkiem interesująca – oświadczył Steve.

Na dole usłyszeli głos Lisy witającej się z panem Oliverem. Chwilę później weszła do środka w dżinsowej kurtce, spodniach i martensach na nogach.

– Mój Boże, to prawda – szepnęła, spoglądając na Steve'a i Harveya.

Steve wstał z fotela.

– Wskazałaś mnie podczas konfrontacji – powiedział – ale to on cię zaatakował.

– Harvey próbował zrobić mi to samo co tobie – wyjaśniła Jea

Lisa podeszła do Harveya. Przyglądała mu się przez dłuższą chwilę z zamyślonym wyrazem twarzy, a potem cofnęła obutą w martensa stopę i kopnęła go z całej siły. Harvey jęknął i skulił się z bólu.

Kopnęła go jeszcze raz.

– Jezu, jakie to przyjemne uczucie – oznajmiła, potrząsając głową.

Jea

– Kiedy spałam, wydarzyło się mnóstwo rzeczy – stwierdziła ze zdumieniem Lisa.

– Dziwne, że pracujesz od roku na uniwersytecie i nigdy nie spotkałaś syna Berringtona – zauważył Steve.

– Berrington nie koleguje się z plebsem – odparła. – Uważa się za kogoś lepszego. Nie zdziwiłabym się, gdyby nikt na JFU nie widział nigdy Harveya.

Jea

– Mówiliśmy właśnie, że lepiej byłoby, gdybyśmy mieli na sali kilku pozostałych sobowtórów.

– Per Ericson nie żyje, a De

– Ja też – powiedziała Jea

– Czy zdążymy ich sprowadzić? – zapytał Steve.

– Możemy sprawdzić rozkład lotów na CompuServe – zaproponowała Lisa. – Gdzie jest twój komputer, Jea

– Skradziony.

– Mam w bagażniku mój powerbook. Zaraz go przyniosę.

– Będziemy musieli się poważnie zastanowić, jak skłonić tych facetów, żeby przylecieli jutro do Baltimore – powiedziała Jea

– Mam kartę American Express. Mama dała mi ją na wypadek, gdybym znalazł się w krytycznej sytuacji. Wiem, że uzna to za krytyczną sytuację.

– Masz wspaniałą mamę – stwierdziła z zazdrością Jea

Lisa wróciła i podłączyła swój komputer do modemu Jea

– Poczekaj chwilę – powstrzymała ją Jea

58

Jea

Po sześciu telefonach uświadomił sobie, że konferencja prasowa nie musi się wcale odbyć w hotelu. Mogli ją zorganizować w restauracji albo w bardziej egzotycznym miejscu, na przykład na pokładzie statku; mogli nawet dysponować odpowiednio dużą salą w siedzibie Genetico, na północy miasta. A jednak za siódmym razem uczy





– Tak, konferencja odbędzie się jutro w południe w Sali Regencyjnej, proszę pana.

– Świetnie – odparł Steve. Jea

– Połączę pana z rezerwacją, proszę chwilę zaczekać.

Steve zarezerwował pokój, płacąc kartą American Express swojej matki.

– Henry King ma do wyboru trzy loty z Bostonu, wszystkie USAir – stwierdziła Lisa, kiedy odłożył słuchawkę. – O szóstej trzydzieści, o siódmej czterdzieści i o dziewiątej czterdzieści pięć. Na wszystkie są wolne miejsca.

– Zarezerwuj bilet na dziewiątą czterdzieści pięć – zadecydowała Jea

Steve podał kartę kredytową Lisie, która wpisała szczegóły.

– Wciąż nie wiem, jak mam go przekonać – mruknęła Jea

– Powiedziałaś, że jest studentem i pracuje w barze? – upewnił się Steve.

– Zgadza się.

– W takim razie na pewno potrzebuje pieniędzy. Spróbuję z nim pogadać. Jaki jest jego numer?

Jea

– Mówią na niego Hank – dodała.

Steve wystukał numer, ale nikt nie podnosił słuchawki.

– Nikogo nie ma – stwierdził, potrząsając z rozczarowaniem głową.

Jea

– Na pewno pracuje teraz w barze – przypomniała sobie i dała numer Steve'owi.

Telefon odebrał mężczyzna z latynoskim akcentem.

– Blue Note Cafe.

– Czy mogę mówić z Hankiem?

– On ma pracować, a nie gadać przez telefon – stwierdził poirytowanym tonem mężczyzna.

Steve uśmiechnął się do Jea

– To bardzo ważna sprawa, nie zabiorę mu dużo czasu – powiedział do telefonu.

Chwilę później usłyszał głos do złudzenia przypominający jego własny.

– Tak, kto mówi?

– Cześć, Hank, nazywam się Steve Logan i coś nas łączy.

– Chcesz mi coś sprzedać?

– Nasze matki leczyły się przed naszym urodzeniem w klinice, która nazywa się Aventine. Możesz ją o to zapytać.

– I co z tego?

– Żeby nie zabierać ci dużo czasu, chodzi o to, że wnoszę przeciwko klinice pozew o odszkodowanie w wysokości dziesięciu milionów dolarów i chcę, żebyś się do mnie przyłączył.

W słuchawce zapadła długa cisza.

– Nie wiem, czy mówisz serio, czy żartujesz, chłopie, ale ja nie mam forsy na jakieś procesy.

– Zapłacę wszystkie koszty. Nie potrzebuję twoich pieniędzy.

– Więc po co dzwonisz?

– Ponieważ razem z tobą będę miał większe widoki na wygraną.

– Lepiej przedstaw mi w liście wszystkie szczegóły.

– W tym problem. Jutro w południe musisz być w Baltimore, w hotelu Stouffer. Zwołuję konferencję prasową i chcę, żebyś się na niej pojawił.

– Komu by się chciało jeździć do Baltimore? To nie Honolulu.

Nie rób sobie żartów, dupku.

– Masz załatwioną rezerwację na samolot o dziewiątej czterdzieści pięć. Bilet jest opłacony, możesz to sprawdzić w USAir. Musisz go tylko odebrać na lotnisku.

– Chcesz podzielić się ze mną dziesięcioma milionami dolarów?

– Nie. Możesz od nich wyciągnąć swoje dziesięć baniek.

– O co dokładnie ich oskarżasz?

– O umyślne naruszenie umowy.