Страница 11 из 68
Znowu ten bezczelnie pewny siebie uśmiech.
– Ufaj mi, poeto.
– Inaczej by mnie tu nie było. Sayen uniósł lekko lewą dłoń i pstryknął palcami w jego kierunku.
– Jak na takiego szczawia, masz nieźle poukładane w głowie.
– Wiesz co? – Kensicz podszedł do niego wyłamując nerwowo palce. – Pewnie ci nie powiedziałem, no więc mówię, że nic mnie tak nie wkurza jak stare wały, które wszystko wiedzą lepiej ode mnie, dlatego, że jestem szczaw. Może mam więcej lat od ciebie. Znam takich, od których byłem dwa razy starszy. Widzisz, nie to jest istotne, ile ma się lat od początku, tylko ile ich jeszcze zostało do końca. A tego nikt nie wie. Więc po co pieprzyć? Nie robię tego wszystkiego dla ciebie. Zgodziłem się, nie ma o czym dyskutować. Powiedz, co jest do roboty i jak, wystarczy. Resztę możesz sobie darować.
Pozujesz, Kensicz. Każde słowo było sztywne i głupie, a wszystkie razem – bez sensu. Tak naprawdę znaczą tyle, że srasz po nogach i wstydzisz się za samego siebie. I jeszcze tyle, że fascynuje cię ten facet i ta jego pewność siebie. I próbujesz go naśladować. Nie, to nie było pod niego. Raczej pod Hornena. On też cię fascynuje. Jednak jesteś szczeniak. I pozer.
Poczuł na ramieniu dłoń Sayena.
– Nie denerwuj się, Kensicz. Nie ma o czym gadać. Nie spodziewał się takiej reakcji.
– Sayen – zapytał widząc, że zbiera się do drzwi. – Dlaczego ja? Dlaczego właśnie ja?
– Tutaj nie można rozmawiać – odparł sucho. – Wytłumaczę ci kiedy indziej.
Jeszcze w drzwiach odwrócił się i spojrzał na niego z uśmiechem.
– Ufaj mi – powtórzył, podnosząc wskazujący palec do góry.
Rozdział 7
„W postaci teorii wzmocnień Nilsa Bordena otrzymaliśmy nie tylko wspaniały pomnik ludzkiego geniuszu, nie tylko zachwycający przejaw socjonicznej biegłości, ale też nadzwyczaj sprawne narzędzie regulowania procesów rozwojowych społeczeństwa”.
(I. Tonkai – fragment pracy habilitacyjnej na stopień kapitana. Archiwum IRS w Arpanie)
– Będzie żyć – Draun zatrzasnął za sobą drzwi i ciężko opadł na fotel. – Ale to jedyne, co lekarze potrafią powiedzieć. Niezwykle silny wstrząs psychiczny. Bardzo możliwe, że wyląduje u czubków. W każdym razie do linii już nie wróci.
– Czy lekarze wypowiedzieli się co do przyczyn wypadku? – zapytał siedzący z boku facet z pionu technicznego. Przysłali go, by udowadniał, że ich sprzęt nie zawinił. I to właśnie robił od prawie godziny.
Braun skinął głową, drapiąc się po policzku.
– Załatwili nas jak gnojków. Pierwsza klasa. Wiecie, co jest najgorsze przy tempaxowaniu? Wydarzenia zapisują się z nierówną siłą, bardzo silne emocje można przy odrobinie zdolności wyłowić po długim czasie nawet bez przyrządów…
Tonkai czuł zmęczenie. Stał odwrócony plecami do pokoju i szukał w szufladzie pigułek pobudzających.
– No i co? – powiedział, żeby Draun przestał się mądrzyć i przeszedł do rzeczy.
– Tam była sala przesłuchań. To znaczy, nie taka normalna sala przesłuchań. No, cholera, katownia. Z kilkaset osób musieli tam wykończyć na amen i to pewnie w ciekawy sposób. Wtedy im żaden Borden nie siedział na łbie, nie było takiego patyczkowania się jak teraz. Te mury wrzeszczą. Zdziwię się, jeśli Wonden nie zwiariuje po wszystkim na amen.
Tonkai przełknął pigułkę, popijając ją wodą. Usiadł.
– Ciekawe, co za skurwysyn to wymyślił. Pewnie ten Sayen. Szkolili go na tempax.
– Obawiam się w takim razie, że Wonden trochę sam sobie zawinił. Nie mógł nie czuć, że coś jest nie w porządku. Zbagatelizował to.
Tonkai nie odzywał się. Zapalił papierosa. I co teraz? Początek śledztwa. Zgubił jedyny trop, stracił telepatę, tempax do remontu. Mokarahn go nie pogłaszcze. Dobra, cholera, znalazł sobie asa od poplątanych spraw. Odda to śledztwo komu i
– Przesłuchiwałem dziewczynę tego Kensicza – powiedział Boley, patrząc na niego. – Nic z niej nie wydusiłem. Pożegnał się z nią, powiedział, że musi wyjechać na dłuższy czas. Zasugerował, że robi coś dla podziemia.
– Odczyt?
– Nie wie nic więcej niż powiedziała. W głębi ducha była przekonana, że tamten znalazł sobie jakąś i
Siedzi osioł, robi głupią minę i udaje, że mu przykro.
– Cymbał jesteś! Ta dziwa może być sprytniejsza od was wszystkich! Mogła się zasugerować. Sprawdziłeś to? Próbowałeś ją rozkojarzyć? Czy tylko prosiłeś grzecznie, żeby coś łaskawie powiedziała?!
To nawet nie takie głupie. Tonkai wiedział z doświadczenia, że kobiety przesłuchuje się z reguły trudniej niż mężczyzn. Rzadko zdobywały się na heroizm, ale jak się już taka zmora zacięła, to można się było urobić po łokcie.
– Myślisz ośle, że jak ją raz spytałeś, to sprawa załatwiona? – dodał po chwili. – Siedział u niej całą noc, więc jak sądzisz, kiedy facet jest najrozmowniejszy?
Boley nie tracił spokoju. Cholerny pętak.
– Wątpię, żeby coś wiedziała. Ale jeśli pan nalega, dam ją chłopakom z przesłuchań. Przynajmniej przestaną się nudzić. A jeżeli i tak nic z niej nie wycisną?
– To poprosisz ich, żeby się do czegoś przyznała i wsadzisz ją pospolitniakom. Wzięli ją z domu?
– Nie, z ulicy. Chyba nikt nie wie, że tu jest. Zapadła cisza. Trochę niezręczna cisza. Pierwszy przerwał ją facet z technicznego.
– No cóż, potwierdzenie tej hipotezy, zwalnia nas z odpowiedzialności za wypadek. Zaznaczę w swoim raporcie, że należy rozważyć na przyszłość problem zabezpieczeń przed podobnymi zdarzeniami.
Nikt nie podjął tematu.
Tonkai podniósł się i wyszedł bez słowa. Wyścielony zieloną okładziną korytarz wiodący do windy był jakiś dłuższy niż zwykle. Pierwsza zasada – idź na dywanik sam, zanim cię tam wezwą. Może Mokarahn ma jakieś nowe, radosne informacje? Na przykład, że zasypali się i przyciął ich system… Chociaż nie, wtedy by nie było informacji, tylko aresztowanie. System, jeśli rejestrował kogoś poszukiwanego, nie dawał mu najmniejszych szans na ucieczkę. Zresztą, gdyby wpadli tak głupio, straciłby cały szacunek, jakiego nabrał dla przeciwników w Trumnie. W końcu walczył ze starymi fajterami, którzy sztuczki z przechytrzaniem komputerów musieli mieć opanowane do perfekcji.
Nie musieli zresztą aż tak się wysilać. System działał od tylu lat, wichrzyciele dawno już go rozgryźli. Potrzeba czegoś nowego. Telepatii, chociażby. Taki kretyn, zamiast pięćset razy oglądać rozwalony tempax, mógłby popracować, wymyślić coś, żeby dało się czytać bezpośrednio w myślach. Objąć takim podsłuchem całe miasto…
Wymyślą, cholera. To kwestia czasu. Tylko, że przedtem Tonkai może doczekać emerytury w stopniu kapitana. A już niemal widział w duchu tytułową stronę habilitacji na majora: „Szczególne aspekty zastosowania teorii wzmocnień Nilsa Bordena w praktyce śledczej, na przykładzie rozbicia spisku Sayena Meta” – i numer sprawy w nawiasach.
Zatrzymał się przed wyłożonymi grubą warstwą izolacji drzwiami pułkownika. Wystukał kod wejścia. Odstawiać nieszczęśnika, zwalić wszystko na sprzęt – nie, nic z tego, na pewno podeślą Mokarahnowi raport tego fagasa z technicznego. Wonden zawiódł, o właśnie! Młody, niedoświadczony telepata, świeżo po kursie. Dał się podejść przestępcom. Nie można go za to winić.
„Pułkownik Mokarahn jest nieobecny” – drzwi ani drgnęły. – „Proszę zarejestrować swoją sprawę w sekretariacie”.
Nieobecny? O tej porze? Bez jaj…
Wszedł do sekretariatu. Sekretarka rzuciła mu zza biurka spłoszone spojrzenie.
– Kapitan Tonkai. Mam ważne informacje dla pułkownika. O postępach śledztwa numer S-4 BR 4978/49. Kazał informować się na bieżąco.
– Pułkownika nie ma – panienka miała minę, jakby chciała uciec.
– A gdzie jest, złociutka? To pilne.
– Nie wiem. Przed godziną wypadł stąd jak bomba, wezwał flajter… Nic nie mówił.
– Co? – Tonkai nie próbował ukryć zdziwienia. – Jak się z nim skontaktować?