Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 9 из 57



– Kim był tyran? I czym groził?

– Przyszło mi żyć w czasach tyranii najgorszej z możliwych. Dawni dyktatorzy prędzej czy później umierali. Obecny zginie dopiero razem z nami. Tłum, ojcze. Tłuszcza. Motłoch. To on rządzi dzisiaj światem. On pragnie rozstrzygać, co jest dobre, a co złe. Co moralne, a co niemoralne. Co wolno, a czego nie wolno. Tłum… To szatańska sprawa podpowiedzieć ludziom, że oni są władni rozstrzygać o prawach – biskup westchnął głęboko i boleśnie. – A tłum jest tym wszystkim, co w nas najgorsze. Wiara, by istnieć, musi kazać wspinać się wciąż pod górę-Musi być jak wędzidło i ostrogi, zmuszać do wysiłku, do wyrzeczenia, by człowiek mógł się doskonalić. Dziecko pozostawione same sobie nie podejmie nauki, dziecku nie wolno zostawiać decyzji co do swojego losu. Nawet jeśli płacze, bo czegoś nie dostało, musi mieć wychowawcę, który wie, że to, czego dziecko pragnie, w istocie obróciłoby się na jego szkodę. Jak wyglądałby świat dzieci pozostawionych samym sobie? A tak się stało w tej szatańskiej religii, jaką jest demokracja. Bo przecież w obliczu Boga wszyscy jesteśmy dziećmi. On wie, do czego zostaliśmy przeznaczeni, czego potrzebujemy. My tego nie znamy i nie moglibyśmy pojąć. Czy wykładam rzecz jasno, ojcze?

– Mów dalej, bracie.

– Zatem, po i

A jeśli kaprys tłumu stał się prawem, kto się odważy mu nakazać, by postępował wbrew sobie, wbrew bydlęcym instynktom człowieka? Przykazania, zamiast ich słuchać, zaczęto głosować. Zamiast jednego Boga, surowego, choć kochającego, pojawiły się miliony pogańskich bożków, uśmiechniętych, przymilających się o względy. Ludzie przestali szukać szczęścia, pogrążywszy się w przyjemnościach, przestali myśleć o duszy, zaczęli o ułatwianiu sobie życia, o uprzątaniu z drogi wszelkich zakazów, uwolnieniu się od wszelkiej odpowiedzialności… Ojcze, uznałem, że nie może być prawowiernym chrześcijaninem, kto uzna demokrację za władną rozstrzygać o sprawach Kościoła. Następca Piotra i jego biskupi pogodzili się z władzą tłumu. Odstąpili od Prawa, przerażeni pustkami w świątyniach i brakiem ofiar, zapragnęli przypodobać się motłochowi. Dlatego złamałem ślub posłuszeństwa, ojcze Bernardzie.

– No, tak, coś niecoś znalazłem… – zaczął Le Corve.

Mehmet od razu wyczuł w jego sposobie mówienia dziwną nutę. – To znaczy… Przede wszystkim, przegrzebałem im pamięć wewnętrzną. To znaczy, odtworzyłem proces programowania tego, z czym się tutaj ścigamy. Musiałem się podpiąć pod centralę Surete, ale za to prawie już zrekonstruowaliśmy…

– No i co tam jest takiego? – przerwał Mehmet, pomyślawszy, ile wpadnie na rachunek prefektury marsylskiej za wykorzystywanie centrali obliczeniowej Surete.

– Jakaś stara księga z czternastego wieku, coś w rodzaju podręcznika dla inkwizytora. Napisał to niejaki Bernard Gui. I bardzo ciekawy program do sporządzania charakterystyki osobowościowej. Odtwarzali tego inkwizytora. To znaczy, jestem pewien, że na podstawie tej księgi zrekonstruowali już jego zasadniczą osobowość, ale potem ją, nie wiem dlaczego, wykasowali.

Miał wrażenie, że w którymś momencie twarz dziewczyny drgnęła.

– Czekajcie, Le Corve. Co z tymi programami wpuszczonymi w nasz system?

Haker natychmiast stracił na elokwencji. Zaczął coś bąkać o problemach.

– Kurwa mać! Bawicie się, zamiast szukać tego, co ważne, tak?! – Pytanie było czystą retoryką. Bez najmniejszej wątpliwości: wziął się, sukinsyn, za to co go bardziej ciekawiło, zamiast za najważniejsze.

– Nie mogliśmy siedzieć we dwóch w jednym programie. Młody siedział nad tym wirusem, a ja…

Mehmet zaciął wargi.

– Dobra – wycedził. – Chcę wiedzieć, co on zwojował.

– No, trochę mamy. – Twarz Le Corve'a, gdy ponownie pokazał się na ekranie, wydawała się spokojniejsza. – Mamy kod osobisty, na który nastawione było to coś. Podać?

Popatrzył tylko na niego.

– A co do reszty… Młody twierdzi, że to ma zakodowaną jakąś dziwną sekwencję znaków. Jakby miało uruchomić pewien powtarzający się rytm. Niby że wyczekiwało w systemie, aż zacznie w nim operować ta osoba, czepiało się jej i generowało w kółko tę serię impulsów.

– Dobra. Wracajcie do pracy, wkrótce tam będę. Delikatnie przytrzymał końcówkę, po którą już sięgała Jacqueline.

– Archiwum – rzucił. I po chwili dodał: – Proszę.

Miała wrażenie, że ten beduin kompletnie zwariował. Oczy świeciły mu się jak jakiemuś szaleńcowi. Połączyła go z archiwum i wpisała podany kod: ZASTRZEŻENIE



– Na litość boską, niechże pani coś zrobi! Rozłożyła bezradnie ręce.

– Na pewno pani może. Proszę. To ważne. Naprawdę ważne.

– Nie mam sposobu, żeby przekonać program archiwum.

Przyglądał jej się przenikliwie.

– A prefekt? – zapytał nagle. – Niech pani wpisze jego kod.

Nie wiedziała, dlaczego mu uległa. Sięgnęła ku klawiaturze… I zastygła nieruchomo.

– To jest właśnie jego kod – powiedziała. Niepotrzebnie. Zupełnie bez sensu. W ogóle nie powi

Twarz oficera ściągnęła się. Jacqueline, choć nie wszystko zrozumiała z jego rozmowy, także poczuła nagły ucisk w gardle.

– Archiwum – zakomenderował. – Klucz „Sekwencja”. Wystukała to posłusznie. Lista haseł była długa. Przyglądał jej się w skupieniu, z coraz większą rezygnacją na twarzy.

– Rytm – zażądał jeszcze po długim milczeniu.

Wpisała posłusznie: „Rytm”.

Zauważyli to niemal jednocześnie: rytmy mózgu, stymulacja elektrohipnotyczna.

Wpatrzona w pojawiające się na ekranie informacje nawet nie zauważyła, kiedy Azufahan władował się za jej terminal.

– Skąd jestem pewien, że i ta tyrania upadnie? Ojcze, każdy system władzy ma swój zmierzch. Demokracja w czasach spokojnych wynosi na szczyty ludzi przeciętnych, którzy nikomu nie wadzą i niczego wielkiego nie przedsięwezmą. A w chwilach trwogi albo załamania: wielkich demagogów i szaleńców. Tak czy owak, sprzyja zawsze krótkowzroczności. Nie liczy się nic, co nastąpi po zakończeniu kadencji. Demokracja zawsze wybierze pozorna korzyść i chwilowy zysk, nawet kosztem przyszłej tragedii

Islam nie zna demokracji. Wcisnął się już głęboko do Europy, wykształcił swoich naukowców i specjalistów na najlepszych uczelniach. Trzyma swoich wyznawców żelazną ręką, nie pozwala odstępować od obyczaju i przechodzić na stronę przeciwną.

Pięć lat temu rzucili na Europę tłumy terrorystów. Tłum chciał uwierzyć, że opanowano tę falę i zmuszono wroga do rokowań dzięki komputerowej ochronie miejsc publicznych oraz nowym technologiom bezpieczeństwa. Ale to nieprawda. Nowy Saladyn podpisał z białymi diabłami pokój. Na swoich warunkach. Poczeka trochę i Europa wpadnie mu w ręce bezsilna, nawet nie zniszczona wojną.

Leserve dyszał ciężko. Podniósł zmęczone oczy na Wielkiego Inkwizytora.

– Kościół musi przetrwać zwycięstwo barbarzyńców. I nawrócić ich. Tak, jak już raz było… Kościół prawdziwy, nie jego parodia, konkurująca z sektami i salami sportowymi. Ojcze, mój czas się kończy. Poświęciliśmy lata na przywołanie cię, na obdarzenie cię władzą. Oczyść Europę i Kościół z zepsucia… Ocal go jeszcze raz, jak kiedyś przed katarami.

Pochylił się w milczeniu i znieruchomiał na dłuższą chwilę.

– To wszystko, ojcze Bernardzie. Czekam na twój wyrok.