Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 15 из 57



Pan Zenek był w tej sprawie ważną postacią. Trzydzieści lat temu zasuwał po Praterze elektryczną kolejką, obwożąc turystów od diabelskiego młynu po basen i z powrotem. Teraz był właścicielem trzech restauracji z ekofoodem, agencji cha

To pan Zenek zdobył telefon do Firmy, ten, pod który powinien się zgłosić Potapow, gdybym go wcześniej nie wysłał na zasłużony spoczynek. Natomiast zaaranżowania spotkania albo osobistego w nim udziału odmówił stanowczo. Nie nalegałem. Strach bywa pożyteczny i nie u wszystkich należy go leczyć. Wystarczyło, by zamiast Krwawego Sawki w biurze Don Lucia odezwał się głos zastępcy dowódcy East Force, który oznajmił sucho, że właśnie przejął obowiązki po nieboszczyku Potapowie i w związku z tym liczy na chwilę rozmowy. Potem pozostało mi już tylko siedzieć w fosforycznym półmroku kajzer klubu i czekać, zmagając się z własnym, rozregulowanym organizmem.

Don Lucio miał trzydzieści sześć lat i wygląd podstarzałego jupie – ciemne okulary w grubych, mieniących się wszystkimi kolorami tęczy oprawkach, stara

Przyjął mnie w ogrodzie willi, kilkanaście kilometrów na południe od zamku Schónbru

– Skrebec – poprawiłem go. – Twardo: Skrebec.

– To nie jest polskie nazwisko, prawda? Ukraińskie? – Kozackie.

– Pseudonim? Czy też czuje się pan Dońcem?

– Raczej Zaporożcem, jeśli pana to interesuje, Don Lucio. Kozacy dońscy zawsze byli tylko niewolnikami carów Rosji, i to dość miernymi, jeśli chodzi o ich wartość bojową. Zaporożcy rządzili się sami, nie prosili nikogo o łaskę i bijali równie często Rosjan, jak Tatarów czy Turków.

– Ale w końcu zostali przez Rosjan wytępieni. Prawda?

– Tak. Ma pan rację. Caryca Katarzyna II kazała wymazać Zaporoże z mapy. Mogło istnieć tylko tak długo, jak Polska. Niestety, Kozacy byli za głupi, aby to zrozumieć. Zresztą Polacy też. Nie przypuszczałem, Don Lucio, że interesuje pana nasza historia.

Uśmiechnął się i podniósł twarz ku słońcu zniżającemu się nad rzędami otaczających ogród drzew. Jakby wyczuwał moje napięcie i bawił się nim. A potem zsunął nieco okulary z nosa i sponad nich wbił we mnie puste, zblazowane spojrzenie, zupełnie nie przystające do jego życzliwie w tym momencie uśmiechniętej twarzy.

– Żeby być szczerym – zaczął – zainteresowałem się nieco pańską osobą. I pańskim krajem, gdzie po latach odnajdują się zaginione dzieła sztuki.

– W tej właśnie sprawie chciałem się z panem zobaczyć.

Don Lucio sięgnął do stojącego po jego prawej stronie podręcznego barku i celebrując tę czy

– Ayley! – powiedziałem, unosząc napełnione szkło. Oczy Don Lucia nie zmieniły wyrazu, tylko jego uśmiech poszerzył się o kilka milimetrów.



– Sądziłem, że nie pyta pan, co pijemy, jedynie ze zwykłej nieśmiałości. Trudno w to uwierzyć, ale czyżbym miał przed sobą konesera?

– Nie sądzę, Don Lucio. Ale nie jestem nieśmiały. Jestem…

– Nie tacy trzęśli portkami, kiedy podnosiłem głos -rzucił zupełnie mimochodem, wręcz nie zauważając samemu tych słów. – Więc whisky. Tylko tyle, nic więcej?

– Dość mocna whisky.

Poprawił okulary, wwąchując się przez chwilę w zawartość swego szkła. Ten nosing miał w jego wykonaniu jeszcze bardziej rytualny i nabożny charakter, niż napełnianie kieliszków.

– Nie ma inwestycji bez banków – rzekł wreszcie rzeczowym, konkretnym tonem, oznaczającym, że przechodzimy do business-talk.

– Kijowski Bank Centralny. Dwie filie, obie uznane przez Bank Światowy i Fundusz Walutowy, i obie pod naszą opieką.

– A jeśli Republika Ukrainy… – wykonał dłonią dość jednoznaczny gest.

– Zawsze coś powstanie na jej miejsce. Bank Światowy dopiero co otworzył nam nowe linie kredytowe w ramach pomocy dla ofiar suszy i wojny domowej. W ostateczności obsługę mogą przejąć banki na terenie Polski. Choć osobiście wolałbym Kijowski.

Znowu zamilkł i zastygł w bezruchu, rozważając moje słowa, a może sięgając do pamięci zewnętrznych lub radząc się swoich konsultantów. Nienaga

Firmie Don Lucia jeszcze taki koniec nie groził. On sam, trzydziestosześcioletni capo mandamento był tego najlepszym dowodem. Już nie sprytny półanalfabeta, przebiegły, ale w sumie prymitywny bandzior w rodzaju Riny, Inzerilla czy i

Zresztą, kimże był Karol Wielki? Bezwzględnym analfabetą, jak Toto Rina, walczącym wszelkimi metodami o pomnożenie rodzi

– Niepewny teren – westchnął wreszcie Don Lucio, spoglądając na krawędź cienia zbliżającą się powoli do miejsca, gdzie siedzieliśmy. – Duże ryzyko…

Na to akurat byłem przygotowany.