Страница 16 из 57
– Don Lucio, nie będę panu przedstawiał kalkulacji. Sam pan dysponuje lepszymi i wie doskonale, co proponuję. Jeżeli chce pan przysłać ludzi, żeby na własne oczy przekonali się, jak niewielkich nakładów wymaga obecnie wznowienie produkcji w Tulczynie, to zapraszam serdecznie. Oczywiście, może pan wybudować gdzieś na świecie zakłady wzbogacania uranu zupełnie od nowa. Gdzieś w Gujanie albo na wyspach Pitcairii. Pańską firmę na to stać. Ale jakim kosztem? I przy jakich niedogodnościach z transportem surowców? Złożyłem poważną ofertę, Don Lucio.
Nadal wpatrywał się w skupieniu w sobie tylko znany obraz wyświetlany przez jego grube, ciemne okulary. Krzywił się przy tym coraz bardziej, jak po ekoburgerze z siekanej kolokazji i torfu, serwowanym w restauracjach pana Zenka.
– Gdzieś w Gujanie albo na wyspach Pitcairn nie grożą mi nagłe zmiany sytuacji. Transport, mówi pan. Proszę bardzo: od czterech lat cała Ukraina jest pozbawiona komunikacji kolejowej. Nie postawi pan co sto metrów człowieka, żeby pilnował skrzynek sterowniczych, styków, miedzianych kabli i urządzeń trakcji. Czy wyobraża pan sobie wożenie rudy uranowej parowozem Union Pacific, pod eskortą kawalerii, jak na Dzikim Zachodzie? Oczywiście, najsensowniej byłoby oprzeć się na produkcji kopalń Zachodniej Syberii, ale pomiędzy wami a Zachodnią Syberią dziś jest wielka smuta, a co tam będzie jutro, nawet Pan Bóg ma pewnie od swoich ekspertów diametralnie sprzeczne raporty. W ostateczności można by uruchomić most powietrzny, ale przecież – teraz to on pochylił -się w moją stronę – siedzi pan jak korek pomiędzy dwoma muzułmańskimi potęgami, tą z Bałkanów i tą z Kaukazu. Jeśli zechcą one zamknąć pierścień wokół Morza Czarnego, to pan, panie Skrebec, wystrzeli prosto w sufit, jak z dobrze potrząśniętego szampana. Czym pan dysponuje? Dwoma korpusami piechoty, słabą brygadą czołgów i paroma dywizjonami śmigłowców szturmowych. A strategiczna obrona przeciwlotnicza, systemy wczesnego ostrzegania, myśliwce przechwytujące? Pan sam wie, o jakich sumach w tej chwili mówię. Minie wiele lat, zanim ten kraj odbuduje się na tyle, żeby samodzielnie utrzymać taką armię, jaką pan ma obecnie, zapewnić uzupełnienia lekkiego sprzętu i modernizację systemów dowodzenia. Z takimi siłami mógł pan, owszem, wydusić bandy, odpędzić Dońców i Rosjan, a teraz od czasu do czasu sprać jakiegoś beja, któremu się zamarzy pohulać po Naddniestrzu. Ale gdyby Saled-Din postanowił któregoś dnia ruszyć regularną armię…
Machnął ręką, że szkoda więcej o tym gadać.
– A co pana chroni tutaj, Don Lucio? – odparłem. – Te kilka dywizji amerykańskich pedałów razem z ich VI Flotą i lotnictwem, wydelegowane przez Narody Zjednoczone do zaszczytnej misji humanitarnej na Bałkanach? Za pół roku, najdalej za rok rządy Nowej Afryki, Oklahomy, Ecotopii i co tam się jeszcze u nich wyroiło wezmą się za łby i same będą tej armii potrzebować. Po co Europie nasze wojska, powiedzą, skoro ma taki traktat pokojowy, skoro wreszcie pojednała się ze światem arabskim raz na zawsze? Prawda? Zostaną nam europejskie siły zbrojne, wystarczająco liczne, żeby wypełnić zadania żandarmerii W dodatku prawie połowa ich żołnierzy to kolorowi, a co najmniej jedna czwarta zaciągnęła się kiedyś, skuszona zarobkami, tylko wskutek głębokiego przekonania, że nigdy już w dziejach nie dojdzie więcej do żadnej wojny. Wie pan, – Don Lucio, przyznaję, że jeśli Sal-ed-Din zapragnie zdobyć Kijów, nie będę mu się w stanie długo opierać. Ale na pewno będzie miał z tym odrobinę więcej kłopotu niż ze zdobyciem Londynu albo Paryża. Choć tam, oczywiście, będzie się musiał poważnie liczyć z marszami pokojowymi i protestami intelektualistów.
– Nie zaprzeczam – zgodził się Don Lucio. – Ale to w niczym nie zwiększa pańskich możliwości.
Być może mnie słuchał i patrzył na mnie, a być może oglądał w tych swoich okularach wideoklipy albo relacje z Kongresu. Strasznie nie lubię mówić do posągu.
– Jestem dowódcą armii, nie kompanii. Strategiem. Nie ma biznesu bez ryzyka, ale trzeba dostrzegać szansy, nie tylko trudności – przełknąłem resztę bagie
– Nikomu dotąd nie udało się zjednoczyć islamu na długo – podjąłem po chwili. – To zbyt sprzeczne żywioły. Siedzę pomiędzy dwoma potęgami, ma pan rację. Ale zapomniał pan, że na Bałkany weszli syryjscy su
– Już pan zna wyniki obrad Kongresu?
– A pan nie?
Don Lucio sięgnął po mój kieliszek, postawił go obok swojego i wydobył z trzewi barku butelkę, identyczną jak poprzednia, tylko tym razem białą etykietę zdobiły cyfry: „15.03”.
– Tak, to wszystko teatr – westchnął. – Te obrady, ustępstwa, mozolne osiąganie kompromisu… Oczywiście, wiem od dawna, co zostanie podpisane. Muszę wiedzieć. W końcu od tego nowego światowego ładu będą zależeć nasze interesy. No więc ma pan rację: zrzekamy się jakichkolwiek wpływów poza Kontynentem i zobowiązujemy do udzielenia ludom Trzeciego Świata „cywilizacyjnego i technologicznego wsparcia”, bo to lepiej brzmi niż haracz. I podpisujemy kartę wolności wyznania muzułmańskiego w Europie. Ale w zamian nasi kolorowi przyjaciele pomogą nam wreszcie uporać się z rasizmem, faszystami, separatyzmami i i
– Nie mam wątpliwości, że poparcie mojej propozycji i życzliwe przedstawienie jej właściwym osobom zdobędzie panu wielkie uznanie.
– Niech pan dokończy swoją myśl. Islamu nie da się zjednoczyć na długo, mówił pan. To znaczy…?
– To znaczy, że Sal-ed-Din któregoś dnia odejdzie i rządzone z Damaszku imperium może się wtedy rozpaść. Ale nawet jeśli jego następcy podejmą ekspansję, pójdzie ona tam, gdzie opór jest najsłabszy. Nie na Ukrainę, dopóki my tam stoimy, na pewno nie. Bardziej na północ, przez ziemie Kozaków dońskich na Rosję… albo przez Bałkany na Europę. Chociaż tu sprawę załatwi szybko sama imigracja oraz demografia. Za dwieście lat biały człowiek będzie nad Sekwaną równą rzadkością jak dziki ryś.
Tym razem ciecz w kieliszku smakowała gruszą i wrzosem. Sherry, ale równie mocne jak poprzedni trunek, na pewno ponad pięćdziesiąt wolt.
– Barbarzyńcy byli w stanie zalać Imperium Rzymskie – odezwał się Don Lucio, wciąż z tym dziwnym uśmiechem, odczekawszy, aż zdążę w pełni docenić smak jego napitku. – Ale nie byli w stanie nim rządzić. Zna pan tę czarną dziurę historii, te cztery wieki pomiędzy upadkiem Rzymu a Karolem Wielkim? Ja wiem, żołnierze mają i