Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 26 из 60

No tak. Mafia łomżyńska i ten jakiś Bazyli…

Załatwiłam u pani Zosi wezwanie Zawiejczyka dla Moniki Gąsowskiej. Monika robiła wrażenie jakby Zawiejczyk trochę przestał ją interesować, dwie wygrane gonitwy wyraźnie ją zachęciły. Wróciła z paddocku i powiadomiła mnie, że dwa konie wyróżniają się po prostu bezgranicznie, Eternit i Purchawka. Będzie je grała, nic nie ma prawa ich przegonić.

– Teoretycznie – przygasiłam ją nieco. – Owszem, oba są po derbistach, powi

– Przyjdą – zapewniła mnie stanowczo Monika. – Jeżeli ja mam bodaj cień pojęcia o koniach, nie mogą nie wygrać. Nie wiem który, bo mniej więcej są jednakowe.

Eternit był pierwszą grą. Purchawkę podgrywali słabo, zapewne przez ucznia Miazgę, który obniżał jej wartość. Zagrałam je ze sobą na wszelki wypadek, w tripli nie miałam żadnego, zaczynałam od Kujawskiego w przekonaniu, że Wróblewski jednak będzie sobie robił tę dublę. Głośnik zagrzmiał panem Zawiejczykiem, który proszony jest o zgłoszenie się do sekretariatu mitingu. Nadkomisarz Jarkowski złapał mnie pod schodami.

– Co jest? – spytał, czyniąc gest głową ku hałaśliwej maszynerii.

– Gąsowska, ta dziewczyna, mówiłam, chce go znaleźć – wyjaśniłam. – Sama jej poradziłam, żeby szukała przez radio, bo on może być wszędzie.

– Co ona o nim wie?

– Prawie nic, to jej ciotka. Rozumiem, że były amant, a obecnie przyjaciel życiowy. Mam zawrzeć znajomość z ciotką?

– Nie, nie musi pani. Jakoś to załatwimy we własnym zakresie…

Chciałam go zapytać, czy z tym Zawiejczykiem już w ogóle rozmawiali, ale zaczepił go ktoś, z drugiej zaś strony ujrzałam, jak łysy z kędziorkami zmierza do kasy po dwieście tysięcy. Nagle zaciekawiło mnie, co zagra, zostawiłam Jarkowskiego i podążyłam za Figatem. Zagrał to samo, co ja i Monika Gąsowska, trzy cztery, Eternita z Purchawką.

– Kiedy pani wraca do Łącka? – spytałam Moniki na górze.

– Cały czas tam jestem. Dopiero od października przenoszę się do Warszawy. Wczoraj przyjechałam, bo ciotka dzwoniła, zdenerwowana jest tym Zawiejczykiem i zażądała ode mnie pomocy, ale jutro wracam. Chyba, żeby ona się uparła… Miałam zamiar wrócić, tak należałoby powiedzieć, zaczynam wątpić, czy mi się uda.

– Może ten Zawiejczyk się znajdzie…

– Te dwa kończące konie Miecia to jest trójka i czwórka – powiadomiła mnie Maria. – Daj to żelazo do butelek. Eternit pierwsza gra, wolałabym Purchawkę, Bolka mogę sobie darować.

– Bolkiem przechodzisz?

– Bolkiem. Druga gra.

– Harcownik, proszę państwa! – głosił pan Zdzisio. – Tu wygrywa Harcownik! Dwa sześć będzie!

– I ucho od śledzia! – rozzłościłam się. – Sojecki, rzeczywiście…!

– A Eternit co? – zainteresował się sarkastycznie Waldemar – Nogę złamie?

– Szóstka to już wisi! – stwierdził stanowczo pan Edzio. Monika Gąsowska pochyliła się ku mnie.

– Dlaczego oni mówią, że wisi? Ciągle to słyszę. Przepraszam, może mi to pani powiedzieć?

– Na tablicy. To znaczy tam, na tym czymś, koło wieży sędziowskiej, wywieszają wyniki, numery koni. Wcale nie wywieszają, tylko wtykają w takie ramki, ale nazywa się, że wisi to, co wygrało. Zostało im samo wisi.

– A, rozumiem…

– Dla araba waga nie ma znaczenia! – upierał się pan Zdzisio. – A jeśli nawet…

– Na krótkim dystansie! – nie wytrzymał Jurek. – Tu jest tysiąc osiemset!

– Toteż właśnie, Harcownik! Pięćdziesiąt pięć kilo!

– Łysy z loczkami zagrał to samo, co Miecio – zawiadomiłam Marię. – Przypadkiem podejrzałam, za dwieście trzy cztery, Eternit z Purchawką. Coś mi zaczyna majaczyć w umyśle.

– Mnie majaczy wszystko wszędzie – odparła Maria, przeglądająca swoje triple. – Możesz popatrzeć, co ja tu zrobiłam? Czekaj, przechodzę Bolkiem… Ale zaczynam od Purchawki dwie i od Eternita jedną, Bolkiem nie zaczynam wcale.

Zajrzałam do jej programu.

– Znów nie grasz tego, co masz zapisane?!

– Bo nie zdążyłam do zbiorówki! Dyktowałam w pojedynczych i pomyliło mi się! A kwinta wydała mi się za kosztowna i zmniejszyłam ją, o, proszę…

Z jej wypisanej na programie kwinty trzy konie już przeszły, teraz miała Purchawkę, Eternita i Kujawskiego na Fikusie. Szansa olbrzymia, a kwinta fuksowa.





– Czego nie masz?

– Jak to, czego? Sarnowskiego wyrzuciłam! Za drogo mi wypadało!

– No tak. Chytry dwa razy traci…

– Co pan zrobisz z takim butem, panie, teraz już nie ma szewców…

– …ruskie pod Pałacem Kultury. Na trawienie, a drugie na grypę, za grosze można kupić…

– Tanio panu wypadnie to samobójstwo…

– Czego oni tak zwłóczą, dziesięć minut spóźnienia!

– Rachuba nie nadąża…

Bomba poszła, araby wlazły do maszyny grzecznie, ruszyły prawie razem. Pan Zdzisio szalał nad Harcownikiem do połowy prostej, zaczynałam już zgrzytać zębami, bo piekielny Harcownik prowadził swobodnie, w odstępie paru długości. W połowie prostej sytuacja uległa zmianie.

– Wychodzi Eternit, polem finiszuje Purchawka z Albańczykiem – mówił głośnik. – Eternit, Albańczyk, Purchawka, Eternit Purchawka, Eternit Purchawka…

– Dawaj, Purchawka! – wrzasnęli równocześnie Jurek i Maria.

– Won z tym Albańczykiem, gdzie się pchasz, kretynie! – warczałam pod nosem.

– Jest!!! – darł się facet za Waldemarem. – Jest!!! Dwa pięć!!! Dawaj, dwa pięć!!!

– Panie, jakie dwa pięć, trzy cztery idzie! – rozwścieczył się Waldemar, odwracając gwałtownie ku niemu. – Czego mi pan wrzeszczysz te brednie nad uchem!

– Tego, no właśnie, trzy pięć…!

– Ślepe to wszystko, czy jakie? – powiedział pełną piersią pan Edzio z wielkim rozgoryczeniem.

– Mam! – krzyknął Jurek. – Trójki nie grali!

– Albańczyk trzeci! – wytknął niezłomnie pan Zdzisio. – Proszę, jak blisko!

– A blisko, blisko – przyświadczył pułkownik. – Z osiem długości będzie…

– Skończyliśmy z Mieciem! – odetchnęła Maria.

Monika Gąsowska znów wygrała. Kolejną triple szlag mi trafił, ale porządek miałam. Majaczenia w moim umyśle zaczęły nabierać wyraźniejszych kształtów. Odwróciłam kartkę w programie i popatrzyłam na piątą gonitwę.

Na bezwzględnie najlepszym koniu jechał Wiśniak. Schował go już dwa razy, przychodząc na trzecim i czwartym miejscu, co było wielką sztuką. Teraz miał nawet konkurencję w postaci Kujawskiego na Gorgonie, ale mogłam dać głowę, że Sygnał jest od Gorgony lepszy. Przyjdzie na nim ten Wiśniak, czy nie? Faworytem musi być niewątpliwie, mimo poprzednich, gorszych biegów, do towarzystwa będą mu grali jeszcze dwa, tę Gorgone z Bolkiem i Tombolę Kapulasa. Wystarczy odrobina wysiłku i Wiśniak znów ukryje Sygnała za nimi, pytanie, czy zrobi tę odrobinę wysiłku…

– Jeśli teraz wygra Wiśniak, to ja zacznę myśleć – powiedziałam do Marii. – Co tam macie z Mieciem?

– Właśnie Wiśniaka i wstyd powiedzieć, przez usta mi nie przejdzie. Grzechotkę.

– Co?!

– Grzechotkę. To Miecio. Uparł się.

– Zwariował?

– Nie wiem. Chyba. Może mu naruszyło umysł. Sygnał i Grzechotka, zgodziłam się dla świętego spokoju, miałam do tego nie wejść, ale zapomniałam i weszłam. Trudno, przepadło.

Zamilkłam. Głośnik podał wyniki gonitwy. Milczałam nadal, a umysłowe majaczenia krystalizowały się coraz porządniej. Grzechotka… Idiotyzm, bliżej niż piąta dotychczas nie była, a pochodzenie ma takie, że powi

– Pójdzie pani popatrzeć na paddock i oceni pani konie! – rozkazałam Monice Gąsowskiej. – Bardzo mnie interesuje pani opinia, bo zaczyna się dziać coś dziwnego.

– Chętnie. Cały czas wygrywam. To naprawdę jest takie łatwe? Myślałam, że raczej powi