Страница 12 из 60
Zatrzymałam się. Zastanowiłam się nad tym osobliwym zjawiskiem. Przed laty umiałam bezbłędnie przepowiedzieć wysokość wypłaty, myliłam się o grosze, zgadywałam porządek i triplę. Uświadomiłam sobie nagle, że ostatnimi czasy kompletnie mi to nie wychodzi, prawie wszystkie wypłaty zaskakują mnie in plus albo in minus. Może coś w tym jest…?
Postanowiłam powiedzieć im o tym bardzo porządnie, przystępnie, wytłumaczyć lepiej, niż sołtys krowie na miedzy, bo rzecz mogła okazać się ważna.
– Widzi się najpierw konia w programie – rzekłam powoli. – Można odgadnąć, że będzie to faworyt i ludzie będą go grali. Widzi się następnie, co się dzieje w kasach i co grają. Na jakiegoś tam konia wiszą zerowe bilety, nikt go nie rusza, wszyscy się pchają na faworyta. Przychodzi nagle ten fuks od zerowych biletów, powi
. Przez kogoś ostro zagrany. To samo w porządkach i triplach, fuks, grane zupełnie co i
Opowiedziałam im o koniach po Derczyku i o tej drugiej tripli, która spadła dziesięciokrotnie. Przy okazji przypomnieli mi się Sarnowski i Białas. Pomyślałam, że taśma mu się skończy, a ja ciągle będę w początkach tej epopei.
– Dysproporcje w wypłatach, góra, porządek i tripla – powiedziałam. – Wysoka góra, wysoka tripla, tymczasem bywa dziwnie, góra owszem, a tripla niska. Albo odwrotnie, góra mała, a tripla idzie w miliony, ale to drugie można zrozumieć.
– Bo co to znaczy?
– Ktoś kończył jakimś koniem, i
– Zaraz – powiedział major Józio. – Ja to powtórzę dla sprawdzenia, czy dobrze zrozumiałem. Przychodzi coś, czego nikt nie gra, i za to coś powi
– Nie da rady grać całkiem w tajemnicy, bo wszyscy patrzą wszystkim na ręce. Ale mógł w ostatniej chwili, w jednej kasie, bardzo wysoko.
– Czy z tego należy wnioskować, że zostało to ułożone, a on o tym wiedział?
– Niby można, ale ja bym głowy nie dała. Wstrzymuje mnie wydarzenie, w którym sama uczestniczyłam i którego do dziś dnia nie rozumiem. Przychodził mianowicie kiedyś taki Hindus, z ambasady chyba, bardzo nobliwy, przyprowadzał ze sobą parę żon i mnóstwo dzieci. Raz się przytrafiła gonitwa, w której szło dziewięć koni, dwulatków, w tym jeden debiut. I
– Dlaczego? Może to było właśnie takie robione…?
– W dziewięciu dwulatkach?! Primo niemożliwe, a secundo, gdyby było robione, wiedziałoby o tym pół toru, a nie jeden Hindus. Wytłumaczenie mogłoby istnieć tylko jedno, mianowicie, ze on wszystko grał po dwa tysiące. Stawkę miał taką. W tej gonitwie też mógł grać piętnaście porządków po dwa tysiące i trafić przypadkiem, i
– To, co mi pani tu zadaje, to jest, zdaje się, łamigłówka…
– Możliwe. Lada chwila zacznie pan rozumieć, dlaczego ja nie mam zdania. Otóż, po któreś tam… Które wypada?
– Dziesiąte.
– Po dziesiąte. Dżokej spada z konia, częściowego, powiedzmy, faworyta. Krzyk na torze, specjalnie zleciał! Szczególnie na płotach to było, pojechałam kiedyś z Jeremiaszem na tor, patrzyłam z bliska. Konie idą z szybkością prawie 60 kilometrów na godzinę. Leci ich wielka kupa, wszystkie mają kopyta, zleciałby pan pod te kopyta dobrowolnie? Paru dżokejów już w szpitalu leżało, paru przestało jeździć, paru ma trwały uraz. Ja poważnie wątpię, czy oni spadają specjalnie.
– Też bym wątpił. Zaraz. Od czego zależy wysokość wypłaty?
– W grze?
– W grze.
– Od wpłaconych pieniędzy. Nie wtedy jest wysoka wypłata, kiedy przyszedł koń mało grany, tylko wtedy, kiedy nawalił koń grany przez tor. Z czegoś musi spaść, jeśli rozumie pan, co ja mówię. Bez faworyta nie ma fuksa. Jeżeli grają różne rzeczy, wypłata jest przeciętna.
Józio Wolski myślał przez chwilę, napił się wina i kiwnął głową.
– Chyba rozumiem. Jakie są wysokości stawek?
– Pojedynczo i porządek dwa tysiące, tripla cztery, kwinta pięć, co tez nie ma żadnego sensu. Kto o tym decyduje, żebym ja to wiedziała!
– Co by było? – zainteresował się Janusz.
– Chyba coś dużego. Mówić do tej osoby, to, mam wrażenie, walić grochem o mur oporowy. Niewykluczone, ze przystąpiłabym do rękoczynów. Ale mnie od kretynów odrzuca, więc najpierw musiałabym się postarać o narzędzie na długim drągu. Broni palnej nie dacie…?
Obaj tak energicznie pokręcili głowami, że smętne westchnienie wyrwało mi się samo.
– Nie, żeby zaraz zabić – spróbowałam jeszcze. – Jakąś solą może, ewentualnie śrutem…?
Józio Wolski skierował na Janusza pytające, odrobinę niespokojne spojrzenie. Janusz znów pokręcił głową.
– Nie ma absolutnie nic, ręczę.
Zgniewali mnie trochę. Wino spowodowało rozkwit szczerości.
– Mogę sobie zrobić łuk – oznajmiłam jadowicie. – W nader wczesnej młodości robiłam. Z leszczyny. Strzały nie były idealne, ale leciały z pięć metrów i raz jednej koleżance o mało nie wybiłam oka.
– Łuk z leszczyny proszę bardzo – zgodził się podkomisarz. – Dlaczego ta kwinta nie ma sensu?
– Na całym świecie stawka za wifajf jest najniższa albo najwyżej taka sama, w Danii, na przykład, jedną koronę. Ludzi to zachęca, grają potworną ilość kombinacji, wpływy są z tego największe z wszystkich gier. U nas kwinta ma stawkę najwyższą, ilość kombinacji każdy ogranicza, zniechęca się i przestaje grać. Im trudniej w coś trafić, tym niższa powi
– Myślę, że zdołam się tego dowiedzieć i wtedy go pani pokażę – obiecał major Wolski. – W kwestii robionych gonitw mamy już do przemyślenia dziesięć punktów. Będzie jedenasty?
– Przy odrobinie uporu można by dojść do sto jedenastego – uszczęśliwiłam go. – Po jedenaste zatem, bywa tak, że jeden drugiego puszcza z grzeczności. Lecą razem dwa konie, ścigają się jak szatany, któryś wygrywa o nos, to tez wielka sztuka. Ten drugi puścił tego pierwszego i dał mu ten nos, bo akurat były tamtego imieniny. Prezent mu zrobił. Albo siostra tamtego kończyła nim triplę. Oczywiście muszą to być przyjaciele, a nie wrogowie, ale ostatnio był wypadek, że jechali razem ojciec i syn. Jest tu dżokej, którego syn też jeździ, mało mu brakuje do kandydata, dwie gonitwy chyba, wszyscy uważali, że ojciec puści syna, niech sobie leci i zrobi kolejne zwycięstwo, ojciec mu pokaże sztukę przegrywania na celowniku o nos, tymczasem nic podobnego. Ojciec mu pokazał sztukę wygrywania na celowniku o nos. Nawet się dopytywałam, w jakich oni są ze sobą stosunkach, bo różnie bywa, ale okazało się, że w dobrych. W ogóle dżokej z prawdziwego zdarzenia… a, to powi