Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 26 из 55

Nie robiła wrażenia kurtyzany, którą czeka majątek, raczej przeciwnie. Umoralniająco spytałam, czy nie wolałaby jakiejś i

Biegiem prawie doprowadziła mnie na peron pociągów podmiejskich i wepchnęła do elektrycznego do Pruszkowa.

– Nie zdążyli za nami – stwierdziła z zadowoleniem, spoglądając przez szybę w chwili, gdy pociąg ruszał. – To te ruskie, jak się walą, to i taranem nie przejdzie. Ja wszystko widziałam i muszę pani powiedzieć, co tam było, bo mnie się zdaje, że na panią czatują.

Podzielałam jej pogląd. Usiadłyśmy w kącie.

Trochę jej ta relacja wychodziła chaotycznie, ale udało mi się zrozumieć, że podejrzała i podsłuchała kilka wydarzeń i rozmów, z czego pierwsze przypadkiem, a resztę specjalnie. Ułożyłam to sobie chronologicznie. Świadkiem mojego występu nie była, za to potem na własne oczy widziała, jak wsiadłam z torbą do autobusu. Następnie trafiła przypadkiem na moment, kiedy mój bagażowy, kończąc dyżur, zabrał spod lady dużą, zieloną torbę i oddalił się razem z nią, przez nikogo nie zaczepiany, potem zaś usłyszała, jak o tę torbę i o facetkę, która ją zostawiła, ktoś pytał jego zmie

Z dworca Zachodniego wracałyśmy oddzielnie. Zanim wysiadłam na Centralnym, zmieniłam zdanie i zdecydowałam wszelkie wizyty zacząć od Mikołaja, Wściekłość na niego roznosiła mnie i ćmiła umysł, musiałam pozbyć się furii, żeby działać dalej przytomnie. Zawartość upiornej torby wypełniła mi świat, powie, co do niej wepchnął, albo go pazurami rozszarpię na sztuki!

Nie obchodziła mnie baba z przeciwka, niech wygląda do upojenia, niech przelezie cała przez ten swój wizjer! Bez tchu, ale za to w rekordowym tempie, przebyłam piekielne schody. Nie patrząc, bo i tak mi było ciemno w oczach, zapukałam do drzwi, najpierw delikatnie, potem mocniej, potem rąbnęłam pięścią. Umarł tam, czy co…? Może wyszedł z domu, może w ogóle łgał na temat tego kręgosłupa, może naprawdę nic mu nie jest… Szlag mnie trafi, zostawię mu kartkę…





I dopiero w tym momencie, szukając na drzwiach miejsca, gdzie mogłabym tę kartkę wetknąć, ujrzałam plomby. Trzy paski papieru z urzędową pieczęcią, przylepione do futryny. Ki diabeł…? Prawdziwe czy sam je wyprodukował w jakichś tajemniczych celach? Był zdolny do takich mistyfikacji, ale na wszelki wypadek zrezygnowałam z kartki. Zawahałam się, spróbowałam ukoić nieco wewnętrzne żywioły i nieco się zastanowić.

W sytuacjach podbramkowych myśl działa ze zdwojoną szybkością, a tu mnie nagle ostro tknęło. Coś mi niegdyś ględził Mikołaj o średnim aparacie partyjnym. Ci na wierzchu, zadufani w sobie, podobno wierzyli święcie w dożywotność synekury i nie zabezpieczali się wcale, nie zależało im na własności i prawnym posiadaniu, bo mieli przydzielone, ci średni natomiast prezentowali albo więcej rozumu, albo więcej chciwości i zadbali o swoją przyszłość. Nie wszyscy może, niektórzy. Wśród tych niektórych był taki jeden…

Za skarby świata nie mogłam sobie przypomnieć, jakiego rodzaju był to pracownik. Z ochrony? Z księgowości? Jakiś sekretarz? Doradca albo może kontroler? Bóg raczy wiedzieć, jakie oni tam mieli wydziały i stanowiska, Mikołaj nie mówił wyraźnie, a ja nie starałam się zapamiętać, ale ów jeden był zdecydowanie interesujący. Z wypowiedzi Mikołaja wynikało, iż jest to człowiek przyzwoity, oburzony na generalne oszustwo i skło

Ledwo mnie ta wiedza musnęła, bo działo się to już w ostatnich chwilach naszego związku, ale chodziło mi po umyśle, że owa gnida jakoś miękko wylądowała i poszła w górę poza aparatem partyjnym. Mikołaj miał coś na niego. Pojęcia nie miałam, co to mogło być, może świadectwo z miejsca pracy, może legitymacja służbowa, a może jakieś i

Jedno było pewne, faceta mianowicie można było rozpoznać po wyglądzie zewnętrznym, który podobno był charakterystyczny. Na czym ta charakterystyczność polegała, też nie wiedziałam nigdy, zez to był czy krótsza noga, coś w każdym razie rzucającego się w oczy. U Mikołaja bywał, a zatem jego powierzchowność musiała być znana tej gangrenie z wizjerem.

Nie kochałam baby nad życie. Nic właściwie przeciwko niej nie miałam, dla Mikołaja była użyteczna, ale promieniowało od niej ku mnie przez zamknięte drzwi coś takiego, że w moim wnętrzu wybuchała żywiołowa niechęć. Nie zamierzałam z nią rozmawiać, do tego stopnia bym się nie przemogła, ale należało może podpuścić policję…? Powiedzieć im wszystko, niech wymaglują to przyrośnięte do wizjera oko, niech zezna, co widziała. Mikołaja odwiedzała bardzo ograniczona ilość osób, taki z charakterystycznym wyglądem był zapewne tylko jeden. Niech go odnajdą, dopadną, przyduszą…

Wszystko to, zdenerwowana, niespokojna i wściekła, zdążyłam pomyśleć w ciągu mniej więcej trzech sekund, po czym nagle usłyszałam głos z dołu. Damski. Młody i dźwięczny.