Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 25 из 55

Wysiadłam od razu w Rzepinie. Dużej ulgi doznałam, stwierdziwszy, że na stacji nikt na mnie nie czeka i nie usiłuje mnie zatrzymać, ale ostrożność postanowiłam zachować. Najwłaściwszym miejscem dla załatwienia zaplanowanej transakcji wydała mi się stacja benzynowa, możliwie duża i ruchliwa. Istniała taka, dojechałam do niej taksówką, stara

Kontrolę paszportową miałam za sobą, nie podobała mi się, wygląd zewnętrzny odmieniłam zatem natychmiast po opuszczeniu pociągu, wykorzystując w tym celu kolejowy wychodek. Wdzięczna Opatrzności, że nie znajduję się w byłym Związku Radzieckim, gdzie żadne drzwi nie odgradzałyby mnie od ludzkich oczu, dokonałam metamorfozy najprostszej. Postarzyłam się. Wygrzebałam z torby szpakowatą perukę. Zmarszczki, worki pod oczami i bruzdy koło ust zrobiłam sobie dwoma pociągnięciami. No, może trzema… Pomyślałam, że najbardziej rzuca się w oczy odzież, zdjęłam oranżową apaszkę, na jesie

Facet w budynku stacji benzynowej był przystojny, sympatyczny i z całą pewnością dziwkarz, pożałowałam, że nie odmłodziłam się raczej o dziesięć lat, ale musiałam jednak wydawać się interesująca, bo blask mu w oczach zapłonął. Może lubił starsze panie. Powiedziałam, że chcę kupić samochód, byle jaki, obojętnie co, z wyjątkiem małego fiata, może być bardzo używany. Mogę go także wypożyczyć, a w zastaw dam pieniądze, warunki do omówienia. Nie wiem, co w tym jest, ale dziwkarstwo z reguły dodaje im bystrości, chłopak złapał sens transakcji w mgnieniu oka i poczuliśmy do siebie wzajemną życzliwość.

– Idziemy! -powiedział krótko.

Wcale nie poszliśmy, tylko pojechaliśmy. Podróż trwała cztery minuty, w eleganckiej posesji na skraju miasta roztargniony osobnik przyznał, że owszem, chce się pozbyć tego starego pudła, polonez to jest, w niezłym stanie, ale na co mu tyle pojazdów. O ile zdołałam się zorientować, produkował dachówkę, na podwórzu stał mercedes, a w garażu, razem ze starym polonezem, drzemał nowy nissan. Załatwiliśmy wypożyczenie, z tym że potem go wezmę albo nie, decyzję podejmę za tydzień, pośrednictwo wypadło niedrogo, sto dolarów, wsiadłam razem z kluczykami i kartą rejestracyjną. Benzyny tylko w nim brakowało, musiałam wrócić do pompy i dopiero potem ruszyć w siną dal.

Pod pompą stał fiat 125, a benzynę nalewała sobie facetka z potworną szopą kręconych, czarnych włosów. Skończyła nalewanie, otrząsnęła ostatnie krople i w tym momencie zbliżył się do niej osobnik, na widok którego coś mnie tknęło. Wstrzymałam się z wysiadaniem, chociaż nogi już miałam na zewnątrz. Osobnik był tuż, facetka uniosła szlauch z zamiarem powieszenia i może jej ręka drgnęła albo co, bo przycisnęła wajchę. Potężny strumień benzyny chlusnął facetowi prosto w twarz.

Następne dziesięć minut pozwoliło mi spokojnie napełnić bak, zapłacić i odjechać, nie zwracając niczyjej uwagi. Połowa stacji benzynowej dostała konwulsji ze śmiechu, a połowa o mało się nie pobiła. Facetka ruszyła we łzach, rozwalając kosz na śmieci i przejeżdżając czyjś zasobnik, z którego trysnął olej, za nią rzucił się w pogoń właściciel oleju. Oddaliłam się w przeciwnym kierunku.

Bez najmniejszych przeszkód, aczkolwiek późną nocą, dojechałam do rodzi

Działalność rozpoczęłam od rana.

Z teściową nie łączyło mnie wcale, tak samo z Mikołajem, czwórka na początku numeru okazała się nieosiągalna. Ciemniało mi w oczach z każdą minutą bardziej, zdecydowałam się pojechać najpierw do niej. Polonez pracował bez żadnych fanaberii, benzynę miałam, bo dolałam ponownie po drodze. Ledwo wsiadłam, przyszło mi do głowy, żeby zaryzykować i zawadzić o ten piekielny dworzec.

Za ladą bagażową stał zupełnie i

– Przepraszam pana, mam kłopot – powiedziałam grzecznie. – Pańskiemu zmie

– Zależy, któremu zmie

– A dwóch pierwszych co?

– Dwóch pierwszych nie ma.





– To widzę. Może mi pan powiedzieć, kiedy będą?

– Nie.

– Co nie?

– Nie mogę pani powiedzieć.

– Dlaczego pan nie może? Tajemnica służbowa?

– E tam. Obaj chorzy. Skąd ja mam wiedzieć, kiedy wyzdrowieją?

Miło nawet ze mną rozmawiał i całkiem życzliwie, ale uparcie patrzył gdzieś za moje plecy, co mi się zaczęło nie podobać. Przypomniałam sobie, że sama poradziłam szajce poczekać na mnie w przechowalni bagażu, możliwe, że radę potraktowali poważnie. Nie miałam akurat wielkiej ochoty na kontakt z nimi, bo bez teściowej idiotyczna torba była mi niedostępna.

– Ja tu jeszcze przyjdę – obiecałam sole

Zajrzał bez protestu, patrzył nawet dość długo i wyprostował się.

– Nie leży.

Tajemnicza siła kazała mi się odwrócić. Od strony kiosku Ruchu zbliżyło się ku mnie jakichś dwóch, zza boksów pojawił się trzeci. Równocześnie do lady dobiło liczne towarzystwo, cztery dorosłe osoby z dwojgiem dzieci, wykorzystałam ich, przepchnęłam się tam, gdzie jeszcze było wolne od przeciwników i szczęśliwie trafiłam na ruską wycieczkę, która z potworną kupą tobołów zjeżdżała na peron. Nie zjeżdżałam razem z nimi, z drugiej strony pod ścianą ruszyłam ku wyjściu.

– Ty! Proszę pani! -syknęło coś za moimi plecami. Obejrzałam się. Za mną wałkowała się po ścianie niejaka Pszczółka. Pokiwała na mnie gestem brody i dłonią wskazała, że mam zmienić kierunek i pójść za nią. Spełniłam jej życzenie.

Z Pszczółką zawarłam znajomość przed trzema laty, przy okazji dekorowania nocą małej witryny sklepowej. Drzwi zewnętrzne trzymałam otwarte, bo niekiedy musiałam wychodzić na ulicę i spoglądać na własne dzieło. W jednym z takich momentów usłyszałam pośpieszny stukot obcasów i wpadła na mnie dziewczyna, pijana z pewnością, ale znacznie bardziej przerażona.

– Schowaj mnie! -wyszczekała. – Bądź człowiek! Byłam człowiek, usłyszałam pogoń, wepchnęłam ją do sklepu i zaryglowałam drzwi. Nadleciało dwóch facetów, jeden miał pysk, za który bez sądu należało mu się dożywocie, przyhamowali przed oświetloną i rozbebeszoną wystawą i zaczęli szarpać drzwi. Na szczęście w tym momencie nadjechał i zatrzymał się radiowóz, wówczas jeszcze milicji, faceci prysnęli, władza zaś zainteresowała się mną, bo ukazałam się za szybą. Dałam im dowód osobisty, upoważnienie właścicielki i zlecenie na nocną robotę, zapewniłam, że remanent nie będzie potrzebny, bo z posiadaczką sklepu znamy się od lat i dekoruję jej tę wystawę po raz jedenasty. Uwierzyli i odjechali.

Dziewczyna cały ten czas przesiedziała pod ladą, ze strachu trzeźwiejąc. Wyjaśniła, że ci dwaj gonili ją w nerwach z zamiarem ciężkiego skrzywdzenia, do jutra im przejdzie i zdoła się usprawiedliwić, a teraz myślą, że mają z nią porachunki. Rodzaju porachunków nie sprecyzowała, za to przysięgła mi dozgo