Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 19 из 52



A teraz proszę, znów! Grzegorz mi o tej zarazie przypomniał…

Jasne, musiałabym uwzględniać jego upodobania. Zadbać o wystrój zewnętrzny, nie wymagajmy w końcu zbyt wiele od normalnego mężczyzny. Jeśli chcemy, żeby na nas leciał…

Tak się zajęłam małżeństwem z Grzegorzem, że zapomniałam o wszystkim i

Noga już mnie nie bolała, zsiniała potężnie, ale na tym się jej grymasy skończyły. Lodu miałam dużo, zmieniałam topniejący okład prawie bezwiednie, kiedy Grzegorz zadzwonił przed samym wyjściem z pracy. Mogłam go uspokoić, nie pogarszało mi się.

Zatroskał się, czy nie umrę z głodu.

– Po pierwsze, odchudzam się całe życie i lubię być głodna – odparłam. – Po drugie knajpę, jak wiesz, mam naprzeciwko hotelu. A po trzecie, jak będę chciała, przyniosą mi coś do pokoju, z pewnością wolą dodatkową usługę niż trupa. Nie zawracaj sobie tym głowy.

– Jesteś bezce

Przyszło mi nagle do głowy, że ja dla niego też chyba stanowię rodzaj ulgi.

Rzeczywiście, jako kobieta, jestem może trochę nietypowa, przez cały czas naszej znajomości… znajomości, kretyńskie określenie! Przez cały czas tego naszego dziwnego związku starałam się nie być dla niego obciążeniem i dziwna rzecz, nawet mi to przychodziło dość łatwo. Kiedyś nawet wyznał, że jestem rodzajem azylu…

Cholera. A może naprawdę należało spędzić razem całe życie… Po diabła ja się podetknęłam temu psu do ugryzienia…?!

– Mam i

Jak my się zdołamy porozumieć? Przez telefon?

Grzegorz dwie sekundy pomilczał.

– W sytuacji podbramkowej wyjadę służbowo i spróbujemy się gdzieś spotkać.

Słuchaj, ja ci chyba nie zdołałem tego powiedzieć… Wyjaśniono mi dobitnie, mam na myśli lekarzy, że mogę z łatwością zostać wdowcem, oddaliwszy się od mojej żony bez właściwego uzasadnienia. Jeśli ją zostawię bez słowa, będę zabójcą. W dodatku, skoro o tym wiem, zamorduję ją z premedytacją. Nie powiedziałem ci także, bo wydawało mi się, że ani dla ciebie, ani dla mnie nie jest to kwestia najwyższej wagi, że dziedziczę po niej olbrzymi majątek, a jest osoba, która na ten majątek czyha z pazurami i na głowie stanie, żeby rzucić na mnie podejrzenia. Długa historia.

– To zacząłeś ją opowiadać doprawdy we właściwej chwili. Ja mogę słuchać do rana, nie wiem jak ty…

– Nie przyszło mi do głowy, że może to mieć jakieś znaczenie. O której chcesz wyjechać?

– Jedenasta, to góra. Muszę zdążyć do Stuttgartu

– Postaram się wpaść o wpół do dziesiątej. W godzinę obskoczymy temat…

Zadzwoniłam do Stuttgartu, żeby znajoma – dziewczyna znów mi zarezerwowała hotel, zastrzegając się, że nie wiem, czy przyjadę. Przejęła się moją nogą okropnie, chociaż bagatelizowałam sprawę, głęboko przekonana, że dam sobie radę. W ostateczności mogę przyciskać sprzęgło piętą.

Do restauracji vis a vis udałam się na lekkiej bani, bo przy tej lodowatej kuracji zaczęłam czytać książkę, próbując zarazem kolejnych napojów z lodówki. Okazało się, że owszem, iść mogę, tyle że nieco dziwnie, jak pokraka, stąpając głównie na pięcie. Noga wymagała przy tym idealnie równego podłoża, nie podobały jej się nawet szpary pomiędzy płytami chodnika. Za każdym krokiem zatrzymywałam się i stałam na prawej nodze, pilnie szukając miejsca, gdzie by tu postawić lewą. Zły wybór rąbał jak siekierą.

Po powrocie z knajpy, rzecz jasna, zaczął mnie gnębić mój normalny problem. Co zrobić z głową? Dwa dni uczesanie wytrzymało, co do trzeciego, nie miałam złudzeń.

Zakręcić włosy i spać na wałkach, jak niegdyś, przed laty…? Te obecne nie gniotły już, za to drapały, a do tego uginały się i dawały szansę kanciastym prostokątom. Nie, to stereometria, prostopadłościanom. Umyć głowę, wysuszyć…? W i



Przypomnienie nadmiaru sprawiających mi kłopot głów wyprowadziło mnie z równowagi ostatecznie. Z dziką determinacją własną wetknęłam pod kran i wyrzuciłam z pamięci tę drugą. Susząc włosy z przerwami, bo noga domagała się ulg, wciąż, nie wiadomo dlaczego, miałam przed oczami te dwie śmieszne scenki, Renuś z drugim brodatym i baby w jednakowych kapeluszach. Z dwojga złego wolałam już to bezsensowne wspomnienie niż głowę Heleny…

Grzegorz przyleciał nazajutrz, kiedy z podziwem oglądałam czarny siniec, który zmienił usytuowanie i przeniósł się ku palcom. Byłam już prawie spakowana.

– Nie zwracaj uwagi na głupstwa – powiedziałam niecierpliwie. – Nie sinieje w górę, tylko w dół, a i tak jej sobie nie odetnę. Mamy mało czasu, przystępujmy do rzeczy.

– Pamiętasz moją dawną sekretarkę? – odparł od razu i było to pytanie retoryczne. – Otóż ona jest kuzynką mojej żony. I

Westchnęłam sobie.

– Kilka razy w życiu doznałam wrażenia, że uważasz mnie za idiotkę.

– Każdy może czegoś nie wiedzieć. Oprócz intercyzy, za jednym zamachem załatwiliśmy sprawę testamentu, na tak zwane przeżycie…

– Też wiem, co to jest – przerwałam zgryźliwie. – Więc właściwie możesz więcej nie mówić.

– A gdyby nie ja, ta głupia raszpla dziedziczyłaby wszystko. Nie ma dla niej piękniejszego marzenia, ja w roli mordercy. Wiem na pewno, że to właśnie pod jej wpływem konsylium tak dokładnie określiło sytuację. Jedyne lekarstwo, które trzyma moją żonę przy życiu, to moja obecność. Orientujesz się, ile znaczy nadzór autorski, musiałem kupić awionetkę, bywa i tak, że w godzinach pracy odwiedzam Szwajcarię, Austrię, Hiszpanię… Wyrwać całe dwa dni, to już prawie ryzyko szaleńca.

– Nie możesz się zrzec tej forsy?

– Mógłbym i niech ją szlag trafi. Ale w obecnej sytuacji pozbycie się żony jako takiej stanowi równie dobry motyw. Pilnuje mnie jej adwokat, i jasna rzecz, cały czas jest to robota kochającej kuzynki. A powiem ci prawdę, bo nie będę przed tobą ukrywał złych cech charakteru. Jeśli nie ja, dziedziczy ona. A gówno, nie zrobię jej tej przysługi.

Kiwnęłam głową, bo też bym nie zrobiła.

– Na twoim miejscu spróbowałabym rąbnąć kuzynkę…

– Z przyjemnością. Ale to się tak łatwo mówi, w praktyce też byś jej nic nie zrobiła.

Nie mówiąc już o tym, że należałoby także rąbnąć adwokata.

Zgodziłam się, że wynika z tego zbyt dużo uciążliwych zabiegów. Ponadto zrozumiałam, w jakim stopniu Grzegorz musi być nieskazitelny. Nawet w normalnych warunkach życiowych w razie czyjejś gwałtownej śmierci podejrzenie w pierwszej kolejności pada na współmałżonka. No, niby śmierć jego żony nie byłaby taka znowu strasznie gwałtowna…

– Poza tym paraliżem i szmerglem, jak ona się właściwie czuje? – spytałam delikatnie.

– Fizycznie doskonale. Zabić ją może w każdej chwili wstrząs psychiczny.

– O Jezu, wyjeżdżam…

– Głupia jesteś. Istnieją w końcu jakieś granice… No dobrze, powiem wszystko. Moja żona, przez całe życie pod względem finansowym normalna, nabrała po tym wylewie nowych cech. Popadła w jakieś straszliwe skąpstwo, jakiś paniczny lęk, że zabraknie jej pieniędzy. Żyjemy wyłącznie za moje, muszę zarabiać i tylko dzięki temu mam prawo do pracy. Wiesz co… nie ma mnie, źle, jestem, jeszcze gorzej. Bo dlaczego jestem, nie mam zleceń, nie mam roboty…? Wariactwa można dostać, darujmy sobie szczegóły…

– Nie do wiary – powiedziałam ze zdumieniem – Co za cholera, że życie wewnętrzne, no, nie mam na myśli solitera, układało nam się do tego stopnia jednakowo?