Страница 32 из 62
Patrząc w osłupieniu na koszmarną Tereskę, wychowawczyni, z zimnym dreszczem na plecach, pomyślała, że jeśli nie uda jej się wyplątać z podejrzeń, jakoby zmusiła dwie ucze
– Dziecko! – powiedziała z jękiem – coś ty zrobiła…
Zamieszanie, jakie wybuchło w wyniku udzielania wzajemnych wyjaśnień, radykalnie unicestwiło lekcję matematyki i uspokoiło się dopiero w połowie następującej po niej lekcji polskiego. Tereska i Okrętka wzywane były na zmianę do dyrektorskiego gabinetu, do pokoju nauczycielskiego i do klasy, wszędzie dowiadując się, jak niewłaściwie pojęły zakres swoich obowiązków, wszędzie obdarzane równocześnie wyrazami nagany i podziwu, potępienia i szacunku, niesmaku i uznania. Klasa, jak się okazało, czekała na ich inicjatywę i propozycje, nieśmiało podsuwając tylko niekiedy informacje o ogrodnikach. Ciało pedagogiczne czekało na wiadomość, kiedy i dokąd wysłać furgonetkę. Wychowawczyni w zdenerwowaniu czekała efektów działalności dwóch organizatorek pracy społecznej, nieświadoma ich udręk, Tereska i Okrętka bowiem przez cały czas nie czuły jakoś potrzeby zwierzeń.
Wszystkim zainteresowanym udało się w końcu ochłonąć i stanęło na tym, że obie delikwentki dokonały imponującego, potężnego, wspaniałego czynu, za który należy im się cześć i chwała. Z końcem roku otrzymają specjalną pochwałę na piśmie, do końca roku zaś są zwolnione z wszelkich nadprogramowych obowiązków.
– Przynajmniej tyle tego – powiedziała z irytacją Tereska do Okrętki na ostatniej przerwie. – Ten cały wygłup to twoje dzieło. W porównaniu z nim donos na reżysera w ogóle się nie liczy. Głucha byłaś, jak ona wyjaśniała, czy co?
– Głucha to ty byłaś – odparła do szaleństwa zdenerwowana Okrętka, nad której głową przetoczyła się już nawała gromów. – Słyszałam, co mówiła, ale to zawsze jest takie gadanie i myślałam, że tylko nas bierze pod włos. Możliwe zresztą, że coś tam przeoczyłam. Nawet się dziwiłam, co one takie uczy
– Miałam nadzieję, że wam się nie uda – wyznała Magda, wciąż jeszcze nieco oszołomiona. – Nic nie mówiłyście i myślałam, że nikt nie chce dawać. Nie znoszę gmerania w ogródku! Aleście utrzaskały tego, swoją drogą, niech was gęś kopnie! Okazuje się, że na Tereskę nie ma siły…
Dzielnicowy czekał na Tereskę z wyraźną niecierpliwością. Razem z nim siedział w pokoju Krzysztof Cegna, wciąż wydłubujący sobie z różnych miejsc niewidoczne, ale za dobrze wyczuwalne igiełki. Bezusta
– To się może okazać to – mówił z zaciekłością. – Sam widziałem, że oni je śledzili. Nikt bez powodu nikogo nie śledzi. Co z tego, że ci ze Stołecznej wiedzą o tym całym przemycie, skoro nie mają dowodów i nie mogą trafić na melinę! Trafili, owszem, na ruletkę i pokera. Kto melinuje przemyt w takim miejscu?
– Ale nie jest powiedziane, że muszą melinować u badylarzy – odparł bez przekonania dzielnicowy. – Nic o tym nie świadczy. Jeździli za nimi, sprawdzili im wóz i co? Nic. Czarny Miecio może mieć prywatne znajomości.
– Na wszelki wypadek trzeba sprawdzić te jego prywatne znajomości. I to my, a nie oni, bo się może okazać niewypał i tylko im roboty dodamy niepotrzebnie. A u badylarzy miejsca a miejsca! Słonia można schować, a co mówić głupią paczuszkę z zegarkami czy z walutą, czy tam z byle czym!
– Rozbestwiłeś się, synu – powiedział z westchnieniem dzielnicowy. – Zegarki i waluta to już dla ciebie byle co…
– No bo wiadomo, że to jest duża szajka, mało, że wożą przez granicę, to jeszcze handlują nielegalnie! Tę ruletkę przenieśli, nie wiadomo dokąd, mnie się to wydaje podejrzane. U nas do tej pory był spokój, a tu okazuje się, że właśnie u nas…
– W Tarczynie to nie u nas…
– Ale Czarny Miecio u nas! I te dziewczyny u nas!
– Synu, opamiętaj się. Te dziewczyny nie handlują i nie przemycają.
– Ale od nich są najważniejsze wiadomości!
Dzielnicowy ujrzał przez okno nadchodzącą Tereskę i machnął ręką, przerywając rozmowę. Krzysztof Cegna poczuł, że jeszcze go kłuje u nasady dużego palca. Wydłubując szczątek kaktusa zastanawiał się, jak nakłonić zwierzchnika do nadprogramowego działania, wykraczającego daleko poza zakres jego obowiązków służbowych, w wyniku którego im właśnie przypadłaby cała zasługa zlikwidowania przestępczej szajki waluciarzy i przemytników. Nie komenda stołeczna, ale oni, szarzy pracownicy komendy dzielnicowej…
– Niech pani nam opowie, punkt po punkcie, jak to było z tym samochodem, który panie tak ciągle widywały – powiedział dzielnicowy zachęcająco.
– Nijak nie było – odparła Tereska gniewnie, ciągle jeszcze wściekła po wydarzeniach w szkole. – Okrętka ma obsesję. Ci ogrodnicy widocznie się znają i jeżdżą do siebie z wizytą, z Wilanowa do Tarczyna i z powrotem. Wielkie rzeczy.
Czuła się w najwyższym stopniu dodatkowo zdegustowana, że dybiący na jej życie złoczyńcy okazali się zwyczajnymi ludźmi i romantyczny urok grożącego na każdym kroku niebezpieczeństwa rozwiał się jak dym. Czym teraz mogła zaimponować Bogusiowi? Co jej zostało? Zwyczajne życie, bezproblemowe i nieciekawe…
– Ale jechali za wami – powiedział Krzysztof Cegna ze złością, bo nagle ukłuło go znów w zgięciu środkowego palca. – I śledzili was. Śledzili czy nie?!
– Możliwe, ale to widocznie ktoś i
– To niech pani jednak opowie po kolei.
Z niechęcią, ale dokładnie Tereska złożyła sprawozdanie z całej uciążliwej działalności, stara
– Nic nie rozumiem – powiedziała podejrzliwie – żadnych bandytów nie było, ale panowie się interesują. Co to znaczy? To w końcu to są przestępcy czy porządni ludzie?
– Zależy, którzy – mruknął Krzysztof Cegna i syknął, bo ukłuło go w miejscu, z którego, zdawałoby się, już wszystko wydłubał.
– Różnie – powiedział dzielnicowy. – Jakby pani jeszcze kiedy trafiła na ten samochód, numer przecież pani pamięta, to niech nam pani o tym powie. Nas to akurat ciekawi.
W sercu Tereski na nowo obudziła się nikła nadzieja. Może jednak jakaś afera istnieje, a groźne niebezpieczeństwa nie są mirażem i złudą? Może to współdziałanie z milicją dostarczy wreszcie jakichś poważniejszych emocji? W każdym razie nic jej nie szkodzi spróbować.
Wracając do domu spotkała przed furtką swojego brata.
– Ty, ale wózek widziałem – powiedział Januszek, rozmarzony i przejęty. – Sportowy Jaguar, najnowszy model, czerwony, w środku czarna skóra, jodowe światła…
– A, właśnie – przerwała Tereska, przypominając sobie, że jej brat ma fioła doskonałego na punkcie samochodów. – Jaguar Jaguarem, ale jakbyś zobaczył Fiata, który ma numer Wielkiej Rewolucji Francuskiej…
– Zgłupiałaś, czy co? – przerwał z kolei Januszek z niesmakiem, zatrzymując się przed drzwiami. – Jaki znowu numer ma Wielka Rewolucja Francuska! Królowie byli numerowani, a nie rewolucje!
– Data. Nie bądź tępy. Ma numer, który jest datą Wielkiej Rewolucji Francuskiej.
– A jaka jest data tej Rewolucji?
Tereska położyła rękę na klamce i spojrzała na niego potępiająco.