Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 10 из 45

– A w domu? U denatki? Nie ma żadnych dokumentów tego dziecka?

– A cholera wie. Tam, gdzie szukaliśmy, nie było ani świstka, ale najprawdopodobniej wyprowadzając się, zabrała wszystko ze sobą. I śmieszna rzecz, nie było ani jednego zdjęcia.

– Tej dziewczynki?

– W ogóle ani jednego.

– Gdzieś ukryła…

– Gdzie, u diabła? Zdjęcia w materacu zaszyła? Rozumiem forsę, złoto, ale fotografie…? Co prawda, w zasadzie rzetelnego przeszukania nie przeprowadzano, bo nie ma podstaw, ale w tej sytuacji…

– W szkole – podsunęłam.

– A owszem, w szkole. Konopiak nawet spytał i pokazali mu zbiorowe zdjęcie całej klasy maturalnej, i kochana Kasia to jest akurat ta, która schyliła głowę. Kawałek włosów jej widać zza pleców, czy tam zza ramienia koleżanki.

– Znajomi…

– Ta piekielna baba w ogóle nie miała żadnych znajomych, przyjaciół, rodziny, nic kompletnie, z sąsiadami nie utrzymywała stosunków. No, sąsiedzi zazwyczaj dużo wiedzą… Kiedyś podobno, dawno temu, ktoś tam czasem bywał, jakieś osoby, których nikt nie pamięta, a do ostatnich czasów tylko jedna baba i zgadujemy, że Rajczyk. Jedna sąsiadka widziała Rajczyka raz, możliwe, że się specjalnie starał nie włazić na ludzkie oczy…

Trochę mnie rozpraszały zraziki, które Henio pożerał tak, jakby od tygodnia nie miał nic w ustach. Z grzeczności usiłowałam nie przyglądać mu się zbyt nachalnie i przeszkadzało mi to w myśleniu, szczególnie że spostrzeżenia natury żywnościowej wysuwały się na pierwszy plan. Przysięgłabym, że przychodzi tu mniej dla wymiany poglądów z Januszem, a więcej z głodu i wykorzystując ten fakt, mogłabym zyskiwać pełną wiedzę o dochodzeniu. Zajęta rozważaniem tej możliwości, zapomniałam o zamiarze wyjawienia mu swoich odkryć w kwestii strychu.

– Mogli się pozabijać wzajemnie nawet dziesięć razy – kontynuował z rozgoryczeniem. – Nie zamknie się sprawy, w której okoliczności dodatkowe są kompletnie nie tknięte. Kradzież nastąpiła, to pewne, obecność osób trzecich stwierdzona, Bóg raczy wiedzieć, co się tam działo naprawdę. Z tych osób trzecich, pani jedna istnieje.

– Wyrazy współczucia – mruknęłam. – Nic dziwnego, że Tyran się mnie czepia. W końcu będzie musiał…

Chciałam powiedzieć, że przymknąć mnie, ale Henio mi przerwał.

– Tak – rzekł smutnie. – Taką możliwość można sobie wyobrazić. Zna pani mnóstwo ludzi, ma pani przyjaciół i tak dalej. Zarobiła pani pięć minut na tych objazdach, skoczyła pani do którejś znajomej jednostki, zostawiła pani towar i cześć. Owszem, zgadza się, że ten facet od skrzynki listowej w pewnym stopniu psuje Tyranowi koncepcję, bo to faktycznie musiało nieźle ważyć, a pani wybiegła, ale może on źle widział. Świadkowi da się wmówić wszystko.

– Zostanę oskarżona, a on potem przed sądem zezna, że potykałam się pod naciskiem ciężaru i zrobiło to na nim wrażenie, że biegłam. Pośpiech zrozumiały. Mam sporządzić spis wszystkich znajomych?





– Nie, tego właściwego i tak pani ominie. Poza tym to nie ja wymyśliłem, tylko Tyran.

– Zwariował – zaopiniowałam z niesmakiem i znów przypomniało mi się, że miałam coś Heniowi powiedzieć. I znów mi umknęło, co to było takiego.

– Przestańcie się wygłupiać – zażądał Janusz. – Trzeba znaleźć siostrzenicę. Zaraz, może by tak przez panieńskie nazwisko ciotki? Jej siostra nazywała się tak samo, wyszła za mąż…

– Niby można – zgodził się Henio smętnie. -Tylko że panieńskie nazwisko matki tej siostrzenicy mamy i to wcale nie jest panieńskie nazwisko Najmowej. Chyba to taka siostrzenica trochę przyszywana. Niemożliwe jest zostawić ją odłogiem, bo Jacuś już ją przyklajstrował na mur i bez niej się nie obejdzie.

– No to mogę wam pogratulować. Mityczna postać, bez twarzy i bez nazwiska…

Siostrzenica…! Doskonały pomysł, który ucieszył mnie szaleńczo. Jej udział w całej imprezie mógł zdjąć ze mnie te wszystkie głupie podejrzenia. Nie ja, tylko ona, a w końcu sama najlepiej wiedziałam, co zrobiłam. Ukradłam to złoto, czy nie…

Pojechałam do szkoły. Znalazłam wychowawczynię klasy, która z maturą w ręku zeszła jej z oczu zaledwie dwa lata temu. Powi

Pamiętała.

– To była taka… dziwna dziewczynka – powiedziała, zawahawszy się w środku zdania. – Wie pani, chciałam powiedzieć nieszczęśliwa, ale to określenie by do niej nie pasowało. Miała w sobie coś, co nie poddawało się nieszczęściu, nie wyzwalała litości, chociaż jej życie było chyba okropne. W pełni wierzę w to, co mi powiedziała. Przyszła do mnie, w dziewiątej klasie wtedy była, z prośbą o pomoc. Chciała czytać książki. Dostała dwójkę z fizyki, bo na lekcji czytała i fizyczka zdenerwowała się trochę, i Kasia przyszła zrozpaczona. Miała uwagę w dzie

Wytworzyłam sobie w umyśle jakiś obraz Kasi. Widziałam jej dom i widziałam ciotkę, co prawda w chwili niezbyt korzystnej i w nie najlepszym stanie, ale bez trudu mogłam sobie wyobrazić życie dziecka w tych warunkach. Najpierw dziecka, a potem młodej dziewczyny. Zdziwiło mnie nie to, że Kasia nie pokazuje się trzeci dzień, tylko fakt, że pokazywała się w ogóle kiedykolwiek. Co, u Boga ojca, ciągnęło ją do tej upiornej ciotki…?!

– Pani Jarzębska bardzo się z nią w końcu zaprzyjaźniła – ciągnęła pogrążona we wspomnieniach wychowawczyni. – To była młoda kobieta, wiekiem się tak bardzo nie różniły, może osiem lat… Nic nie wiem o tym nazwisku na maturze, no, powiem pani prawdę prywatnie, nie chciałam wiedzieć. Całą szkołę dziecko przechodziło pod fałszywym nazwiskiem, ja nie wiem, jakie komplikacje mogą z tego wyniknąć, a między nami mówiąc, matury wypisywała właśnie pani Jarzębska, bo to trzeba ładnie i kaligraficznie… Do dyrektora ta sprawa w ogóle nie doszła, podpisywał hurtem, nie patrząc, więc w rezultacie tylko pani Jarzębska…

Dawny adres pani Jarzębskiej dostałam wczoraj od Henia, ale potrzebny mi był jak dziura w moście. Chciałam uzyskać adres obecny.

– A rodzina pani Jarzębskiej…