Страница 45 из 45
Wsiadłam na jeden z najbardziej wstrząsających tematów i żywy ogień ze mnie buchnął. Śmietniczkę z petami, na nowo zgarniętymi z podłogi, oraz szczotkę Janusz odłożył na ławę w przedpokoju, nie ryzykując wejścia do kuchni. Zapomnieliśmy o niej obydwoje i nazajutrz na tym wszystkim usiadłam. Kasia była wyraźnie oszołomiona, Bartek wydawał się rozumieć sytuację.
– Ona panią sobie słusznie wybrała – pochwalił z przekonaniem. – Czy pani zgodziłaby się być świadkiem na naszym ślubie…?
Janusz wrócił na swoje miejsce przy stole. Udałam się do kuchni i z triumfem wniosłam butelkę szampana.
– No…? – powiedziałam do niego pytająco. Odetchnął głęboko, popatrzył na nich, popatrzył na mnie.
– Że też ze wszystkiego wydłubiesz groteskę… Pani Kasiu, pani pozwoli na poufałość… Jesteśmy zorientowani w temacie. Prywatnie może pani zanieść wieniec na grób Rajczyka, także na grób ciotki, także sfinansować te zwierzęta, ale oficjalnie zechce pani podtrzymać swoje pierwotne zeznania.
Z ogłoszeniem w prasie także dajcie sobie spokój. Postępowanie spadkowe musi pani przeprowadzić, podatek pani naliczą, a remont mieszkania możecie zaczynać od razu. Osobiście mam tylko jedną prośbę. Można…?
Równocześnie odpowiedzieli twierdząco i z wielkim zaciekawieniem.
– Gdyby państwo zechcieli zaprosić na wesele jeszcze jedną osobę, mojego przyjaciela…
– Rozumiem, że miałeś na myśli Henia – powiedziałam do niego nieco później i w cztery oczy. – Bo co?
– Bo tak między nami mówiąc, obawiam się, że to będzie ostatnia okazja wyżerki – odparł melancholijnie. – Cudo moje, mówiłem ci, że ten rozwikłany drugi wątek, to będzie moja przyjemność czysto osobista, ale niechże Henio też coś z tego ma. Ostatecznie to Kasia narobiła mu całego zamieszania i wprowadziła niewyjaśnione okoliczności, a Bartek trochę dołożył. Tyranowi o tym złocie powiem prywatnie we właściwej chwili, żeby się uspokoił i przestał podejrzewać ciebie, do sprawy Dominika cała kwestia w ogóle nie wejdzie. Przyjmie się, że złoto z kasetki zabrała ciotka wcześniej, może nawet za życia męża, a z Rajczyka zrobiła balona dla osobistej przyjemności.
– I otruła go także dla osobistej przyjemności?
– Nie ma znaczenia. Mógł także dla przyjemności walić ją młotkiem w głowę, dochodzenie umorzone na skutek zejścia sprawców. Dominik, na moje oko, będzie odpowiadał za nieumyślne zabójstwo, chciał ogłuszyć, źle mu wyszło. Kasia i Bartek wychodzą z tego ulgowo, ale przypuszczam, że żadna społeczna szkoda z tego nie wyniknie. Niech pęknę i pieczonej gęsi w życiu więcej na oczy nie zobaczę, jeśli jeszcze kiedykolwiek popełnią, już nie mówię przestępstwo, ale nawet najgłupsze wykroczenie. Moim zdaniem, mają dosyć.
– Moim też – zgodziłam się. – No owszem, rekompensata Heniowi się należy, chociaż i tak dużo zeżarł, ale ja mu nie żałuję. Tylko jeszcze chciałabym wiedzieć, kto ma przyrządzić to całe wesele. Lokal jest, Willową, jak sądzę, przed ślubem odremontują, ale jeśli Kasia nie umie gotować…?
Popatrzył na mnie takim wzrokiem, że wbrew samej sobie zaczęłam nagle obmyślać potrawy. A potem przyszła mi do głowy przerażająca myśl. Jezus Mario, przecież oni postarają się z całej siły wmieszać mnie w pierwszą zbrodnię, jaka im się napatoczy, i znów Henio zacznie jadać raz dzie
koniec
OD AUTORKI
Drogi Czytelniku
Postanowiłam napisać autobiografię.
Zdaję sobie sprawę, że autobiografię należy pisać przed samą śmiercią, ale skąd, na litość boską, mam wiedzieć, kiedy umrę? Egzystencja, jaką wiodę obecnie, bardzo energicznie pcha mnie w kierunku grobu, i to różnymi drogami. Rozmaite i
Zasadnicze przyczyny tej krew w żyłach mrożącej decyzji są dwie.
Primo: pytania p.t. Czytelników, docierające do mnie ustnie i na piśmie w ilościach przekraczających ludzką miarę, w związku z czym; nie widząc i
Secundo: nie daj Boże, po opuszczeniu przeze mnie tego padołu, komuś mogłoby wpaść do głowy napisanie mojej biografii i na tamtym świecie dowiedziałabym się, co autor myślał, od czego mógłby mnie szlag trafić.
Autobiografia będzie uczciwa. Mogę sobie na to pozwolić z tej racji, że nie mam za sobą przestępstw, które należy ukryć po wieki wieków, amen. Kompromitacji owszem, dosyć dużo, ale i tak nie stanowią one tajemnicy, więc co mi zależy. Zamierzam napisać samą prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, chociaż wiem doskonale, że i tak mi nikt nie uwierzy. Jeśli z konieczności będę musiała coś zełgać, względnie pominąć, uprzedzę o tym jak człowiek, a nie jak świnia.
Konieczność zełgania może się pojawić w wypadku, jeśli tak zwane osoby towarzyszące jeszcze żyją i brakuje im nieco poczucia humoru. Do sądu mnie wprawdzie nie zaskarżą, ale mogą zatruć życie. Takich osób towarzyszących, ogólnie biorąc, jest dosyć dużo, nie chowałam się bowiem na pustyni, ani też w dzikiej puszczy, tylko między ludźmi i wszyscy wiedzą, co to znaczy. Gdyby ktoś zdecydował się wytoczyć mi sprawę sądową, byłabym zachwycona, ale nadziei na to wielkich nie mam, bo wrogowie nie zrobią mi tej przyjemności, a przyjaciele zapewne nie znajdą powodu. Chała zatem i na dodatkowe atrakcje nie ma co liczyć. Chociaż, czy ja wiem, może…?
No dobrze, o rany, zaraz zacznę, uważam jednak, że tych wstępnych wyjaśnień powi