Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 10 из 22

Na ten wigilijny smutek nie pomagały matce ani wizyty u psychoterapeuty w Olsztynie, ani koniak, który pita ukradkiem od rana w Wigilię, jak zawsze krzątając się w kuchni, smażąc karpie i przygotowując sałatki śledziowe – po kolacji wywalane bez pardonu do wiadra na odpadki. Bo przecież u nich tylko ojciec jadał śledzie.

Potem były już tylko wigilie u babci. W Zielonce, w Borach Tucholskich. Matka wyjechała któregoś lata do Holandii. Do przyjaciółki w Amsterdamie. Martyna była już w drugiej klasie ogólniaka. Matka wróciła po trzech tygodniach. Zaprosiła do restauracji ją i ojca, i powiedziała, że zabiera ją do Amsterdamu. Że zamieszkają na razie w domu przyjaciółki, że znalazła pracę i że „nie będzie żadnych problemów ze szkolą, bo mąż przyjaciółki jest dyrektorem szkoły anglojęzycznej dla dzieci dyplomatów w Hadze i obiecał przyjąć Martynę już od września”. Ojciec milczał, gdy ona na całą restaurację krzyczała, że nigdzie nie pojedzie. Że tutaj ma przyjaciół, swój świat i nie chce mieszkać w żadnym Amsterdamie. Że nie jest meblem, który można przewieźć do nowego mieszkania, gdy ma się na to ochotę. Wybiegła z tej restauracji i, tak jak stalą, pojechała do babci do Zielonki.

Matka znalazła ją tam. Prosiła, błagała. Mówiła o swoim życiu, które musi ułożyć, póki jeszcze czas. Że nie może tego zrobić tutaj, gdzie wszystko, nawet to „cholerne jezioro przed domem” przypomina ojca. Że tylko tam, daleko może przestać wreszcie „czekać na niego” i spróbować zacząć wszystko od nowa.

Nie pojechała z matką do Holandii. Teraz, gdy o tym myśli, uważa, że była dla niej bardzo niesprawiedliwa. Ojciec mieszkał wtedy w wynajmowanym pokoju w Olsztynie, więc i tak musiała opuścić Szczytno. Tak naprawdę więc, przenosząc się do Zielonki, zostawiła swoich przyjaciół i swój świat, na który się tak nieusta

Rok po wyjeździe matki ojciec wrócił do Szczytna i zamieszkał w ich domu nad jeziorem. Wróciła do Szczytna i ona, ale tęskniła za tym, co zostawiła tam, w Borach Tucholskich. Bo „swój świat”, wie to od Zielonki, nie ma wcale kodu pocztowego. Bardziej niż współrzędne geograficzne wyznaczają go ludzie, których się spotyka, zdarzenia, w których się uczestniczy, i wspomnienia, które chce się mieć. I wśród tych zdarzeń i wspomnień Wigilia jest czymś wyjątkowym. Dlatego teraz, po latach, już rozumie, że matka miała rację, uciekając do świata, w którym stół wigilijny ma tylko jedno puste nakrycie.

Czy ona… czy ona także stawia teraz drugie puste nakrycie na stole wigilijnym jakiejś rodziny? Czy ona może także, wcale nie przypadkiem, niszczy marzenia jakiejś dziewczynki na sankach?

Autobus zatrzymał się. Otworzyła oczy. Szczytno. Bez wątpienia. Tylko w Szczytnie dworzec autobusowy jest tak mały, że wygląda jak parking dla rowerów, i mieści się przy malej budce z napisem „Wyroby mięsne”. Tony rozpoznał ją za szybą autobusu. Zaczął szczekać i skakać jak oszalały, opierając się łapami o luki bagażowe autobusu.

Po tańcu radości Tony'ego przywitała się z ojcem. Pojechali do domu. Kiedy ojciec nastawiał wodę na herbatę w kuchni, ona przeszła się po domu. Zawsze tak robiła po przyjeździe. Stawiała torbę w przedpokoju i jeszcze w płaszczu lub w kurtce przemierzała całe mieszkanie. Dopiero gdy sprawdziła, że wszystko jest na swoim miejscu, czuła, że wróciła naprawdę.

Jej pokój z łóżkiem pod oknem.

Kredens w stołowym. Zielony karton z kopertami adresowanymi jej pismem, widokówki z Amsterdamu. Szafa, w której zasnęła, gdy eksplodował wybrakowany kryształ.

Pracownia ojca. Włączony komputer. Książki, czasopisma i papiery na biurku, podłodze i parapecie. Talerze z resztkami jedzenia. Monitor oklejony żółtymi karteczkami. Otwarta butelka wina. Miska z wodą dla Tony'ego obok drukarki na podłodze. Poplamiony, przedarty i sklejony taśmą dyplom doktora nauk technicznych przypięty pinezkami do ściany.

Sypialnia rodziców. Zasuszony bukiet ślubny, wiszący „głową w dół” na rurze kaloryfera. Na parapecie fotografia uśmiechniętej matki na tarasie widokowym Worid Trade Center w Nowym Jorku. Płyty CD rozrzucone na dywanie. Sterta książek na stoliku nocnym. Wyszywana ręką jej matki poduszka na zaścielonej i nietkniętej części łóżka.

Nic się nie zmieniło.

Obudziła się koło południa. Tony leżał pod kołdrą w jej nogach. Na stole znalazła śniadanie i kartkę od ojca. Wyjechał do Warszawy. Wróci późnym wieczorem.

PS Zupa grzybowa jest w tym czerwonym garnku. Dzwoniła Magda.

Przechodząc do łazienki, wcisnęła przycisk odtwarzacza CD. Dido. Jej ostatnia płyta No Angel. Niesamowite! Było jak na stancji. Magda ostatnio także słuchała prawie wyłącznie Dido. Zjadła śniadanie. Wyszła z Tonym na spacer. Wróciła i usiadła przy komputerze ojca. Chciała wejść na swojego błoga. Kliknęła. Zniknął wygaszasz ekranu. Pojawił się tekst w wordzie. Ojciec pewnie zostawił.

„Zapiszę go i wejdę na błoga” pomyślała.

W tekście byty same litery. Żadnych wzorów czy schematów. Ojciec nie pisał przecież żadnych tekstów bez wzorów lub schematów! Zaciekawiona zaczęła czytać.

O zachwycie słowem

Jedni cytują Biblię (Na początku było Słowo i Słowo było przy Bogu, i Bóg był Słowem), i

To, czy w drodze od niezrozumiałych pomruków Homo erectus do poezji współczesnego Homo sapiens pomagał człowiekowi Bóg, czy tylko pewne białko, jest dla większości z nas tak naprawdę jedynie naukową ciekawostką. Faktem istotnym dla wszystkich natomiast – często zupełnie nie uświadamianym – jest to, że Człowiek jest Człowiekiem tak naprawdę dzięki mowie. Bez słów nie powstałyby te idee, które spowodowały, że między odkryciem włóczni a umieszczeniem stacji orbitalnej w kosmosie minęło zaledwie dwanaście tysięcy lat. Ale mowa niejako nosiciel bynajmniej zachwyca ludzi. Zachwycające w słowach jest to, co można dzięki nim przeżyć, l jakich przeżyć dostarczyć i

Po wynalazku Gutenberga z Moguncji ponad 600 lat temu słowa znalazły swoje miejsce w książkach i gazetach, l zachwyt nimi, słowami, się pomnożył. Ludzie zaczęli pisać. Używając 32 liter, można napisać nieskończenie wiele słów. Składać z nich wypowiedzenia z pracy, wyroki śmierci i akty zgonu, ale można także napisać coś tak genialnego i zmieniającego świat jak Blaszany bębenek.

Fascynacja słowem w książkach to nie fascynacja samą informacją. Gdyby zastosować matematyczny model Sha