Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 22 из 22

Niech pan weźmie tę panią. Ja mogę jechać jutro. Niech pan otworzy bagażnik żebym mógł zabrać bagaż.

Andrzej szepnął do Martyny:

Nie zwracaj na niego uwagi. Masz miejsce przy środkowym wejściu. Ja pojadę jutro. Na mnie nikt nie czeka.

Martyna stała skamieniała, jakby ktoś odlał ją z brązu. Nie miała czucia ani w rękach, ani w nogach. Boże! To się chyba nazywa dejavu? Ale teraz będzie mądrzejsza. Dzisiaj wie, czego pragnie. Powoli, z namysłem powiedziała:

Ja na ciebie czekam. I albo jedziemy nad Małe i Duże razem, albo wysiadam teraz z tobą!

Kierowca zmełł przekleństwo pod nosem i machnął zrezygnowany ręką. Autobus ruszył. Wyjechał na szeroką równą drogę. Martyna zamknięta w ramionach Andrzeja wierzyła, że od tej chwili także i ona zaczyna stąpać po nowej, równej ścieżce. Niby znajomej, a obcej. Obcej, a znajomej. Serce radośnie łomotało w piersi, a tuż za uchem czuła ciepłe pocałunki Andrzeja. Tak było. Kilka tygodni temu.

Z zamyślenia wytrącił ją cichy głos:

Martynko, wracaj do łóżka, bo się przeziębisz. Stoisz bosymi stopami na podłodze. Chodź do mnie. Ogrzeję cię. Przecież nie chcemy, żebyś była chora, prawda?

Prawda Andrzejku. Nie chcemy – najbardziej teraz pragnęła, by ją dotykał. By zamykał w ustach jej kolczyk z kawałkiem ucha. By wodził opuszkami palców po jej ramionach. I ona pragnęła dotykać jego. Jak to kiedyś powiedziała Magda o Bon Jovim?: „chciałabym ssać jego mózg. To znaczy jego mózg także”. Martyna tak teraz miała. Pragnęła, by był. Teraz. Jutro. Zawsze.


Понравилась книга?

Написать отзыв

Скачать книгу в формате:

Поделиться: