Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 28 из 59

Ave wciąż pamiętał upajające poczucie wolności, swobody i Mocy, jakie ogarnęło go wówczas, gdy z gromadą młodych Aniołów frunął ponad Ziemią. Wciąż słyszał niesamowitą muzykę anielskich skrzydeł, nadal czuł pęd wichru, który go niósł, i choć wiedział, że nie ma nic radośniejszego niż przebywanie na szczeblach Drabiny, w bliskości Światła, to jednak lot był czymś urzekająco niepowtarzalnym; stanowił przeżycie tak czyste i wszechpotężne, że nawet późniejszy ból, upadek i cierpienie nie byłyby wygórowaną ceną za te doznania, gdyby nie krzywda, jaką wyrządził ludzkiej Istocie.

“A może sens anielskiego bytu polega właśnie na tym, że trzeba się wyrzec swobody i wolności i związać z ludźmi? Nawet gdyby te więzy były niewygodne?”, pomyślał nagle, wstrząśnięty swoim odkryciem. “Może Gabriel, Uriel, Barbiel i i

W ten sposób Ave odkrył, że anielską Moc można roztrwonić na samolubną radość z własnego istnienia lub dzielić się nią ze słabymi ludźmi.

Dotarł właśnie do chłodnego, ciemnozielonego miejsca ziemskiego upadku. Wkraczając w kojący cień, zrozumiał, że nieprzemyślana próba dodania Mocy współbraciom była pokazem anielskiej pychy i próżności oraz samolubnej żądzy radości. Wierzył, iż Anioł jest stworzeniem doskonałym; okazał się być ułomnym, słabym i niewiele mądrzejszym niż ludzie.

“…bo Moc rodzi się właśnie przez związek Aniołów z ludźmi, poprzez wyrzeczenie się przez nich tego, co jest wyłącznie samolubnym zaspokojeniem próżności. Michał i Gabriel to wiedzą” – pomyślał wstrząśnięty Ave.

– Moja Moc także rodzi się ze związków z ludźmi – zaskrzeczał Vea; frunąc, prowadził swego bliźniaczego brata tam, gdzie Ave upadł osiem lat temu.

Przybyli na miejsce. Ave wpełznął w gęstwę kłujących jałowców, pośrodku której znajdowała się głęboka nora. Otoczył go łagodny mrok Ziemi, tak różny od Mroku Ciemnej Mocy. To tu utracił swoje pióra, które powróciły tam, gdzie przynależały: do Nieba. Tu z triumfującego Anioła przeobraził się w ułomnego półczłowieka.

– Zasłużyłem na taki koniec – wyszeptał, tuląc się do ciepłej, piaszczystej Ziemi. Gdy Mrok zgęstnieje, piaszczysta nora też się oziębi, tak jak drewniane koraliki. Ave przyłożył je teraz do twarzy i próbował ogrzać swym oddechem. Póki je ma, póki zachowują resztkę ciepła, mała Istota może w nagłym i niespodziewanym przebłysku pamięci przypomnieć sobie, że kiedyś miała swojego Anioła Stróża. Nie da jej to ani pociechy, ani nadziei, jedynie gorzką świadomość straty. Ale przynajmniej będą razem. Właściwie już byli razem. Gdyż od drewnianych koralików wiodła wątła, niewidzialna nić mocnych uczuć pół anioła, pół człowieka do małej dziewczynki.

– Śpij – zaszemrał Vea – t o nie będzie bolało. Po prostu uśniesz i się rozproszysz. A ja dołączę do gromady.

– Do gromady? – spytał se

– Nie wiesz tego, że żaden z nas nie może być sam? Ani ani ja? Miałeś swoją gromadę na Drabinie, teraz masz mnie. Ale ja też mogę mieć swoją gromadę, choć jeszcze do niej nie przystałem, jeszcze chodzę własnymi drogami, dobro wzmacniało się dzięki Twojej walce ze mną, inaczej byłoby słabe, mdłe, niemądre, byłoby Dobrem z przypadku, a nie z wyboru. Dzięki tobie Zło nie przekroczyło granic, ustalonych kiedyś przez Światłość. Ale Światłość nie przewidziała, że samotne, nieszczęśliwe Zło łączyć się będzie w gromady i ze strachu stanie się Złem nieobliczalnym, nad którym Ona już nie zapanuje. Nikt nad nim nie zapanuje, gdyż rządzi nim Chaos.

– Chcesz się przyłączyć do Chaosu? Dlaczego? – spytał niepewnie Ave.

– Ciągnie mnie do Chaosu, zawsze mnie ciągnęło, lecz cienka, choć mocna pępowina, która łączyła mnie z tobą, uniemożliwiała mi to. Teraz już nic nie będzie mnie powstrzymywać, choć pewnie nieraz za tobą zatęsknię, braciszku. A teraz śpij. Śpij… – wyszeptał Vea i zmęczony Ave zamknął oczy, układając się do długiego snu.

“To będzie mój ostatni sen” – pomyślał. – Niech ci się przyśni złotobiała, świetlista Drabina – mruczy Vea, tak jakby śpiewał mu kołysankę. I Ave powoli zasypia.

Vea, w postaci Czarnego Ptaka, tkwi nieruchomo na konarze drzewa nad piaszczystą jamą w głębi lasu. Patrzy na swego brata. Mógłby już odlecieć i przyłączyć się do gromady. Gromada to siła, władza, Moc. Lecz Ave jeszcze oddycha, jeszcze wciąż tu jest, choć Mrok rozprzestrzenia się szybko w jego świetlistym ciele. Póki jest – Vea będzie z nim. Do końca. Jak brat z bratem.

Ewa śpi, rzucając się w pościeli, która jest coraz bardziej mokra od potu. Dziewczynce śnią się Białe i Czarne Anioły toczące okrutną bitwę na Niebieskich Pastwiskach.

A





Jan miota się we śnie, próbując przebrnąć przez gigabajty informacji o Aniołach, które tłoczą się w Internecie. Nie umie znaleźć wśród nich tej właściwej, która odpowie na pytanie: gdzie jest Anioł Stróż małej Ewy?!

Babcia w swoim domu, oddalonym o dwie ulice, przez całą noc, we śnie, poszukuje złocistobiałego pióra. Ono gdzieś tu jest, gdzieś blisko, starsza pani czuje tę bliskość; przez chwilę nawet widzi łagodny Blask sączący się z jednego z kątów jej mieszkania i czuje bijące od niego promie

Czarny Ptak nie śpi. Czarne nigdy nie śpią, gdyż wchodzą w sny ludzkich Istot i wypełniają je koszmarami. Ale ten Czarny spełnił już swe zadanie i nie musi ani wchodzić w sny mieszkańców tego domu, ani przesiadywać na ich wiśniowym drzewie. Nikt ani nic nie zmieni już biegu wypadków. Porzuca więc to niepotrzebne mu miejsce i frunie z powrotem do lasu.

W tym momencie Czarny niechcący zawadza skrzydłem o Przeszłość, ale nic o tym nie wie. Ktoś budzi się w tej Przeszłości i przez chwilę karmi się gigabajtami skłębionych uczuć najbliższych mu Istot.

Komputer w pokoju Jana cichutko szumi, a drukarka nagle, z impetem, łapie elektroniczny impuls i po chwili wolno wysuwa się z niej biała kartka z jednym tylko słowem, wydrukowanym wieloma stylami pisma:

[rysunku brak]

Informatyk doszedłby do wniosku, że Jan pozostawił włączony komputer i drukarkę, włączony modem i połączenie z Internetem. Ktoś “wszedł” do jego komputera i dał polecenie druku.

Ktoś i

Zwole

Drukarka milknie i sama się wyłącza. Na ekranie monitora przez ułamek sekundy miga ozdobny, jakby wykaligrafowany napis: “O niebie i piekle…” I zaraz znika, jakby go nigdy nie było.

Ewę budzi promień słońca, który przebija się przez firanki i łaskocze ją po twarzy.

– Nie mogę teraz umrzeć – powtarza sobie dziewczynka. – Muszę jeszcze zobaczyć wiele wschodów i zachodów słońca, mam też do przeczytania ogromną ilość nie napisanych jeszcze książek, chcę objechać różne kraje i zobaczyć wiosnę w Afryce, wiosnę na Alasce; chcę poznać chłopca, który kiedyś będzie moim mężem, i muszę się przekonać, czy w przyszłości będę artystką, jak mama, czy naukowcem, jak tatuś, czy też kimś całkiem i