Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 25 из 59

– Nie przekopiemy się przez to nawet przez rok – westchnęła A

– Ono gdzieś tu jest – powiedziała nagle Ewa dziwnym, stłumionym przez kurz głosem. – Czuję, że jest. Bo ono świeci.

– Świeci? – zdziwiła się babcia. – W takim razie znalezienie go powi

– Nie rozumiesz, babciu. Ono świeci we mnie, w środku – odparła dziewczynka, a babcia bezradnie zamilkła.

– No to szukajmy – powiedziała, nie wypowiadając głośno swojej następnej myśli: “A jeśli nawet je znajdziemy, to co? Co z tego, że będziemy mieć jakieś białe pióro…? Jaki ono ma związek ze straszliwą chorobą naszej małej Ewy?”

Słaby płomyk wciąż był widoczny. Mrok jednak gęstniał i Ave zastanawiał się, czy rozproszenie będzie bolesne, czy nic się nie poczuje. Niczego na ten temat nie wiedział – tak jak ludzkie Istoty nic nie wiedzą o umieraniu, póki to nie nastąpi. Półanioł czuł się jak ptak, który fruwał swobodnie między Niebem a Ziemią, a wpadł nagle w kłusownicze sidła i został zamknięty w klatce. Nigdy nie mógł pojąć, czemu ludzkie Istoty zamykają ptaki w klatkach, zamiast cieszyć się ich widokiem wśród przestworzy. Ale ludzkie Istoty miały wiele dziwnych obyczajów. Na przykład brutalnie zrywały kwiaty, kwitnące na łąkach i w ogrodach, a potem więziły je w wysmukłych naczyniach, gdzie kwiaty chorowały i umierały. Więdnięcie kwiatu na łące było naturalnym kresem jego życia, śmierć w wazonie – przyśpieszoną starością. Żywy kwiat, schnąc powoli, sypał wkoło nasionami lub użyczał swego pyłku pszczołom. I odżywał w kolejnym wcieleniu. Okaleczony kwiat umierał bezużytecznie. Tak jak z kwiatami, ludzie potrafili obchodzić się też ze swymi współbraćmi.

Aniołom nie podobało się wiele ludzkich obyczajów, ale nie były od tego, by osądzać i karać człowieka; nie miały takiego prawa. Obowiązane były tylko chronić ludzką Istotę przed kalectwem lub śmiercią, gdy był jej pisany zdrowy i długi żywot, oraz strzec jej Kamieni Życia. Kamienie Życia to momenty, wydarzenia, fakty, które w danej chwili wydawały się niewiele znaczyć, lecz wywierały ogromny wpływ na przyszłe losy ludzi. Każdy człowiek miał wiele Kamieni Życia i tylko od niego, i od jego Anioła Stróża, zależało, czy je spożytkuje z korzyścią dla siebie, czy też zmarnuje. Kamień Życia wyznaczał los człowieka, decydował o jego powodzeniu lub klęsce, choć jemu samemu najczęściej wydawał się błahym wydarzeniem.

Ave już nigdy się nie dowiedział, jak trudne i mozolne jest strzeżenie ludzkich Istot. Jego mała podopieczna nie sprawiała mu żadnych kłopotów; nie zdążyła. To on ją zawiódł. Lecz Gabriel, Uriel czy Barbiel wiele razy opowiadali o bolesnych doznaniach Aniołów Stróżów dostarczanych im przez Istoty, które strzegli, o szczególnej ślepocie tych Istot na Kamienie Życia.

– Potykają się o przeszkodę, od której pokonania zależy ich los, niekiedy się wycofają, czasem ją ominą, nie czują, że właśnie wyminęli swoje przyszłe powodzenie lub szczęście – mówił smętnie Hamaliel.

– Próbujesz je odwieść od wybrania się w podróż, bo czeka je śmierć, a one są jakby głuche – dopowiedział Barbiel.

– Potrafią w ogóle nie słyszeć twojego głosu. Ty im powtarzasz nie zabijaj, a one zabijają – mówił Uriel, a słuchające go młode Anioły aż przygasiły z wrażenia swój Blask.

– “Strzeż je od złego” – przypomniał Gabriel pierwszą anielską zasadę. – To jednak oznacza, że macie chronić ludzkie Istoty nie tylko przed złem, które może je spotkać, lecz także przed tym, które one pragną popełnić. Ludzie wciąż popełniają uczynki straszne i głupie, mimo że od dnia narodzin przekazujemy im mnóstwo ostrzeżeń. Przemawiamy do nich na różne sposoby, a jednak większość z nich jest głucha i ślepa. I dlatego wciąż skazują na nieszczęścia siebie lub swoich bliskich, kradną, oszukują, zabijają. Omijają Kamień Życia, który ma im przynieść sukces, a znajdują ten, który wróży klęskę. Jednak pamiętajcie, że gdyby ludzie zawsze dawali nam posłuch, byliby prawie idealni, a może nawet nieśmiertelni. Światłość nie dała im jednak prawa ani do bycia doskonałymi, ani do życia na wieczność – przypomniał Gabriel, kończąc ostrzegawczo: – Więc wprawdzie nas zawodzą, ale nam nie wolno ich zawieść, gdyż po to jesteśmy, by ich strzec.

Przypominając sobie te słowa, Ave opuścił głowę: on zawiódł, udając się wraz z gromadą młodych Aniołów na szaleńczy podniebny lot. Postąpił lekkomyślnie i teraz mała ludzka Istota gaśnie, on zaś…

Pół anioł, pół człowiek nie dokończył myśli. Znieruchomiał z wrażenia i wpatrzył się w przestrzeń: w Mroku pojawiło się nagle nowe, dziwne Światełko. Nie był to słaby, gasnący płomyczek wątłej dziewczynki, lecz wyraźny Blask prawdziwego, nie odbitego Światła. Nawet Mrok, który je wyczuł, zafalował niespokojnie i choć się nie cofnął, nagle przestał gęstnieć.

“Coś się dzieje! Coś niepojętego! Nie powi





– A może masz omamy wzrokowe – podpowiedział zirytowany Vea, lecz w jego głosie też zabrzmiał niepokój. Czarny widocznie również dostrzegł ten rozmigotany słabiutki Blask gdzieś daleko, daleko, na skraju Mroku.

Ave nie odezwał się. “Pójdę do małej Istoty i zbadam, czy Blask nie ma źródła gdzieś w niej”, postanowił, mając nadzieję, że jego myśli są nieprzeniknione dla brata.

Półanioł, kulejąc, ruszył przed siebie. Ludzkie stopy z trudem go niosły, a każdy krok sprawiał ból. Wokół płonęły już wszystkie barwy jesieni, lecz on tkwił w szarym, niewidocznym dla ludzkiego oka, kokonie Mroku, który spowijał go nawet pośród najbujniejszych barw ziemskiej przyrody. Od tego Mroku nie można było uciec nawet w najbardziej słoneczny dzień. Ale coś go teraz rozświetla. Co łamie jego gęstą materię? Co rozbija tę ponurą, gęstą ciemność…?

– Oby twoja nadzieja nie obróciła się przeciw Niebu – zaszemrał Vea głosem liścia frunącego z wiatrem tuż obok niego.

A

– Jak wciągnęłaś tu tę kanapę, mamo? – zdziwiła się A

– To już tak dawno temu… – odparła babcia, strzepując okrągłą, staroświecką poduszkę z falbankami, jakie zdobiły niegdyś łoża w starych, przedwoje

– O rany, co robisz… – westchnęła A

– Tę kanapę wniósł tu świętej pamięci dziadek, gdy był jeszcze zdrowy. Rozkładało się ją na części, nie pamiętasz? a pomogli sąsiedzi i krewni. Tę poduszkę dostałam razem z kanapą w posagu od mojej babci. Kiedyś była piękna, złota, przykuwała wzrok gości, ale dziś jest pełna kurzu i zjadają ją mole.

– Więc czemu jej nie wyrzucisz? – spytała A

– Na pewno nie! – obruszyła się babcia. – To pamiątka! I dobrze, że sobie o niej przypomniałam! Zniosę ją na dół, wytrzepię, spróbuję odświeżyć i położę na tapczanie. Zobaczysz, że będzie jeszcze pięknie wyglądać. Dziadek ją bardzo lubił!

– Szkoda, że nie zdążyłam poznać dziadka – westchnęła Ewa.

– Był przystojnym, pogodnym, silnym mężczyzną. Mógłby grywać w westernach – uśmiechnęła się babcia.

– Był wysokim brunetem o niebieskich oczach, kochał babcię i mnie. Miałabyś z niego pociechę, gdyby nie umarł tak wcześnie – dorzuciła A