Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 13 из 59

– A teraz zrobimy sobie herbatki – obwieszczała babcia i kot Ancymon szedł za nią do kuchni, ocierając się przyjaźnie o jej nogi, głos zaś czynił mieszkanie przytulnym i swojskim. Jest bowiem kilka odmian ciszy; najlepsza jest ta, która zapada z wyboru człowieka, a nie przeciw niemu. Babcia o tym wiedziała.

Dlatego ucieszyła się, gdy zobaczyła przez okno, że Pani Sama spaceruje z Panem Samym, który zapewne przyjechał na wieść o śmierci psa. Czy można jednak pocieszyć kogoś bez słów i na tak dużą odległość? Pani Sama szła wolno ulicą, jak zwykle ze spuszczoną głową, a Pan Sam, co równie normalne, półtora metra za nią drobił niewielkimi krokami, odwrócony w przeciwną stronę. Babcia, widząc to, słyszała, jak ich samotność dzwoni donośnie, jak wielki dzwon w osiedlowym kościele.

Babcia umiała wyczuć takie rzeczy, dlatego też jedyna w rodzinie usłyszała samotność wnuczki.

Mała Ewa – no, już nie taka mała, wchodziła przecież w trzynasty rok życia – czuła jednak potrzebę rozmawiania z kimś, kto chciałby jej słuchać. Nie pisała pamiętnika (trudno było nim nazwać krótkie notatki spisywane nadal w komputerowym pliku), nie wymieniała z nikim opinii na żaden temat, musiała w końcu dać upust potrzebie rozmowy. Przywykła wprawdzie do milczenia panującego w domu, sama też była małomówna, lecz nawet małomówność ma swoje granice.

To Bezdomny okazał się jej przyjacielem i słuchaczem. Odwiedzając go, mijała niekiedy Panią Samą lub widziała z daleka, jak Pani Sama stoi koło rudery. “Szuka czyjegoś towarzystwa i też woli jego niż sąsiadów”, pomyślała dziewczynka, obejmując tym słowem mieszkańców osiedla. Ale w przeciwieństwie do Pani Samej, mała Ewa rozmawiała z Bezdomnym.

– Nie lubią mnie w szkole, wiesz? Trudno mi zrozumieć, dlaczego. Wydaje mi się, że nie robię nic wbrew reszcie – zwierzyła mu się pewnego razu. Zdawała już sobie sprawę ze swej odrębności.

Obcy patrzył na nią przez mierzwę skłębionych włosów. Czuła jego spojrzenie, choć wciąż nie widziała oczu. Milczał. Przywykła, że prawie zawsze milczy. I bardzo rzadko się odzywa. Ale na pewno słyszy, wbrew temu, co twierdzi babcia. Niekiedy miała uczucie, że słyszy jego głos w sobie. Przywykła, że był blisko, że od kilku lat zawsze mogła go tu znaleźć.

Rzecz dziwna: Czarny Ptak wciąż miał nad progiem swoje gniazdo i nie odlatywał. A przecież Ewa dałaby głowę, że ten, który odwiedza ich wiśniowe drzewo, jest taki sam. Identyczny. I miała uczucie, że im bardziej Bezdomny słabnie, tym ponure ptaszysko robi się silniejsze. Większe. Intensywniej czarne. Nigdy jednak nie odważyła się porozmawiać z Bezdomnym o jego współlokatorze, wyczuwając, że on tego nie chce.

Zwierzała mu się za to ze swoich wątpliwości, opowiadała o szkole i o domu. Słuchał uważnie i z ciekawością. Raz wyznała swemu dziwnemu przyjacielowi:

– Boję się, że mama nie jest wielką artystką. Zauważyłam, że nic jej nie boli nawet wtedy, gdy rzeźbi ból. Dlatego jej to nie wychodzi.

Bezdomny siedział nieruchomo. A Ewa wypowiadała się z powagą:

– Van Gogh cierpiał, gdy malował. Obciął sobie ucho, wiesz? Beethoven, gdy komponował, płakał. Bo był głuchy. Nie tak jak ty, tylko naprawdę. Goya, wielki artysta, całe życie był przerażony, że inkwizycja spali go na stosie. A Boschowi śniły się potwory, które malował, bał się spać. Gustaw Mahler, taki kompozytor, cierpiał na depresje, a Czajkowski prawie zwariował. – Dziewczynka opowiadała mu o wszystkim, czego dowiedziała się o artystach z grubych książek leżących na półce mamy. Każdy z tych niezwykłych twórców, co ją od razu uderzyło, coś przeżywał, czegoś się bał, za coś cierpiał. A jej mama miała życie poukładane – los oszczędzał jej mocnych przeżyć. Ewa nie była pewna, czy to dobrze.

Bezdomny słuchał i wciąż milczał, a jego milczenie zachęcało, by dziewczynka bez skrępowania mówiła dalej.

– Czy mam powiedzieć mamie, że powi

– …mam się nie wtrącać. TO do niej przyjdzie.

– Ale co? Cierpienie? – spytała głośno, a on skinął głową:

– Cierpienie to życie, Dobro to życie i Zło to życie. Cierpienia nie wybierasz, ono na ciebie spada. Ale za jego sprawą możesz wybrać. Do wyboru potrzebujesz rozumu. Zrób tak, aby twój rozum nie był ponad Dobrem i Złem. Spróbuj, choć to chyba trudne – powiedział nagle i obrócił głowę tam, gdzie Czarny Ptak miał swoje gniazdo, jakby chciał, by i on go słyszał.

Ptak zaskrzeczał chrypliwie.





Ewa nie pojęła w pełni słów swego przyjaciela, ale wyczuwała, o co może mu chodzić. Prawo Einsteina, o którym opowiadał jej tata, jest wynikiem pracy czystego rozumu, lecz można je zastosować do złych lub dobrych celów. Ludzie postarali się i o jedno, i o drugie. Internet jest tworem czystego rozumu, lecz wraz z mądrymi internautami do tego sztucznego świata zaczęły napływać gigabajty Dobra i Zła, wśród których wciąż trzeba wybierać. Nauka biologii rozwija się dzięki pracy czystego rozumu, lecz roślinom, zwierzętom i bliźnim można wyrządzać krzywdę lub pomagać im w potrzebie.

– Tak. Właśnie tak – pokiwał głową Bezdomny.

Ewę dziwiło, że ktoś tak mało jej znany o wiele lepiej wyczuwa jej kłopoty, zmartwienia i myśli niż najbliżsi. Jakby on był w niej, co było przecież niemożliwe. “Dlatego pewnie Pani Sama też do niego przychodzi. Pan Sam jest osobno i Pani Sama osobno. Poza obcym pojmuje to tylko babcia”, myślała dziewczynka.

…a babcia właśnie stała w pobliżu, nie dostrzeżona ani przez Bezdomnego, ani przez Ewę, i myślała ze strachem: “Ogłuchłam…” Widziała wyraźnie, że rozmawiają i gestykulują, a jednak nie słyszała żadnego dźwięku! żadnego!

“Ogłuchłam!”, pomyślała ze zgrozą. W końcu taka przypadłość jak tracenie słuchu często dotyka starsze osoby. Lecz chyba nie z godziny na godzinę! Ba, z minuty na minutę! Kwadrans temu babcia rozmawiała w osiedlowym sklepie ze sprzedawcą, doskonale słysząc każde jego słowo!

“Zaraz… chwileczkę… przecież słyszę świst wiatru, choć nie jest to huragan, lecz zefirek!”, uprzytomniła sobie, nie odrywając wzroku od wnuczki i obcego. Nadal rozmawiali, gdyż widziała, że oboje poruszają ustami. Do uszu starszej pani dobiegł teraz odległy warkot auta, a za moment nawoływanie synka przez żonę doktora.

“Nie ogłuchłam. Dobiegają mnie wszystkie i

Bezdomny spojrzał na starszą panią spomiędzy gęstwiny włosów. Wyczuła jego spojrzenie, choć nie widziała oczu. Chyba jeszcze nikt nie zaglądał w jego oczy.

– Umiesz mówić? – spytała babcia, a on wydał z siebie ten dziwny, kwiląco ptasi dźwięk. Babcia westchnęła.

– Czemu jesteś zdenerwowana, babciu? – spytała dziewczynka.

– Jestem zdenerwowana – przyznała starsza pani. – Miałam atak głuchoty. Wydawało mi się, że rozmawiacie, a nie słyszałam waszych głosów.

Ewa wzruszyła ramionami. Skoro babcia już słyszy, to znaczy, że wszystko w porządku.

– Może dzwoniło ci w uchu? Wtedy wydaje się, że człowiek ogłuchł – podpowiedziała. Bezdomny kiwał się na piętach, poruszając głową, jakby jej przytakiwał.

– Słyszałam żonę doktora i głos ptaka. Nie słyszałam tylko ciebie i jego – zirytowała się babcia.

– Zdawało ci się – lekko powiedziała wnuczka.

– Może mi się zdawało – przytaknęła babcia, patrząc jednak podejrzliwie na obcego. “Nic mi się nie zdawało”, pomyślała ze strachem, “albo ja mam zwidy, albo ten włóczęga uprawia jakieś cyrkowe sztuczki”.

Obcy przebywał już na osiedlu od siedmiu lat i mieszkał niezmie