Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 24 из 53

– Sam sobie jestem medykiem, zapomniałeś? Zawsze lepiej leczyłem choroby niż ludzie w długich sukniach – uśmiechnął się z wysiłkiem szaman. – Był tu zresztą nocą kapłan Isak, tak aby go nikt nie widział, lecz jego wywary z ziół są słabsze niż moje. On zresztą o tym wie. Nie wystarczy przecież zebrać ziele i je zaparzyć! Musi być odprawiony właściwy rytuał, i

– Nie możesz umrzeć! – zawołał Jon z rozpaczą.

– Wszyscy musimy kiedyś umrzeć. Lecz nie obawiaj się, moja pora nadejdzie dopiero wtedy, gdy skończy się twoja Droga.

– Zatem jest już tej Drogi tak niewiele? – wyrwało się Jonowi.

Przez wąskie usta szamana przemknął uśmiech. Zapanowała między nimi cisza, w której słychać było tylko ciężki oddech starego czarownika. On też przerwał milczenie:

– Trzy noce temu usłyszałem głuchy huk w Puszczy po tamtej stronie Rzeki. Jakby coś pękło i spadło, a pękając, żałobnie zawodziło. Nie drzewo. Drzewo śpiewa inaczej, gdy umiera. Więc to musiał być On. Tym bardziej że Jego Głos jest coraz cichszy, a bywają noce, gdy całkiem milknie. Czy to możliwe, Jonie…? – i starzec urwał, jakby nie chciał kończyć swej myśli.

– Posąg rozsypuje się – przyznał Jon. – Odpadł Mu koniec pępka i palec u jednej dłoni. Głazy stają się porowate i wykruszają się. Nie wiedziałem, że został On stworzony z tak kruchego kamienia. Gdy byłem tam po raz pierwszy, wydawało mi się, że kamień jest twardy i niezniszczalny. A może Bezimie

– Stoi tam od tysięcy lat nienaruszony i potężny. Nie szkodziły mu dotąd ani huragany, ani woda, śnieg czy słońce. Nikt z nas nie wie, kto Go wyciosał i wzniósł. Nikt nie wie z jakiego gatunku kamienia był wykuty i czy wykuła Go ludzka ręka. Ale wiedzieliśmy, że jest wieczny. Jeśli niszczeje… – i starzec raptownie urwał. Stała się bowiem rzecz niesłychana: do namiotu wszedł kapłan Ezra. Jon zesztywniał, a szaman znieruchomiał, choć na jego twarzy nie było widać lęku, tylko zdumienie.

– Umierasz – rzekł krótko kapłan, który zlustrował wzrokiem wszystkie kąty namiotu i upewnił się, że nie stoi w nim żaden bałwan na szkodę Plemienia.

Skąd Ezra mógł wiedzieć, że szaman nie potrzebował wizerunków starych bóstw, bożąt i Bogów, by je widzieć, słyszeć i z nimi rozmawiać? Młody kapłan wierzył głęboko, że każdy i

– Umierasz, czarowniku – powtórzył kapłan, a starzec bez słowa skinął głową.

– To jeszcze potrwa. Nie sądź, że to się stanie dziś lub jutro – wtrącił Jon z bezsilną złością. Szczerość Ezry była zbyt brutalna, by pominąć ją milczeniem. Ezra jednak nawet na niego nie spojrzał. Wzrok wbił w twarz osłabionego starca, a spojrzenie miał natchnione, choć nieprzejednane. W jego twarzy nie było satysfakcji, lecz nie było też żalu. Nie przybywał w złych intencjach – wedle niego w najlepszych.

– To twoja ostatnia szansa, szamanie. Daję ci ją. Możesz wyznać mi swoje grzechy i pokajać się za nie, a wówczas… Kto wie? Może mimo twych straszliwych grzechów ominie cię piekielny ogień? Chcę ci pomóc, to mój obowiązek – stwierdził rzeczowo młody kapłan.

– On niczym nie zgrzeszył! – zawołał Jon, ale starzec dał znak ręką, by się nie wtrącał.

– Całe życie się kajałem, kapłanie – powiedział cicho stary czarownik. – Dlatego odchodzić będę z dumą, nie z pokorą.





– Jesteś poganinem i jeśli umrzesz w tym stanie, skończysz w ogniu piekielnym! – zawołał wzburzony Ezra.

– Dla mnie, który wierzyłem w swoje bóstwa, to właśnie ty jesteś poganinem, człowieku w długiej sukni – uśmiechnął się z wysiłkiem szaman.

Ezra spurpurowiał, a Jon wstrzymał oddech. Jeszcze nikt w plemieniu tak otwarcie nie upomniał się o prawa starych Bogów. Czarownik zaś, całe życie pokornie schodzący z drogi kapłanom – tak jakby uznał wyższość nowego Boga nad swoim starym i porzuconym – teraz, odchodząc z doczesnego życia, odważył się postawić znak równości między starą a nową wiarą, choć nowa podbijała światy.

– Twoja wola, bałwochwalco, twój grzech i twoje piekło. Na szczęście nie masz syna, zatem po twym odejściu zabraknie w Plemieniu naturalnego następcy szamana – ciągnął tymczasem Ezra z pewnego rodzaju triumfem. – A ja się nie zgodzę, aby Plemię wybrało nowego czarownika… – tu wzrok Ezry prześliznął się po stojącym w kącie namiotu Jonie -… lub żeby ściągnęło go do Wioski z sąsiednich osad. Ty jesteś ostatni. Po tobie nie będzie tu nikogo, kto mąciłby ludziom w głowach i uprawiał kult bałwanów.

Stary szaman zaczął zbierać siły do odpowiedzi, ale wówczas do namiotu wszedł kolejny nie zapowiedziany gość – Isak. – Wyjdź stąd, Ezro – powiedział surowo. – Słyszałem twoje ostatnie słowa. Niczego nie rozumiesz, a niewiele czujesz. Nie będę próbował ci tego tłumaczyć, bo zrozumienie jest ponad twoje możliwości. Trzymasz się kurczowo tego, co zapisano w księgach, lecz przecież w księgach nie zapisano wszystkiego. Każdy pomijał to, co mu było niewygodne, lub palił księgę, uznaną przez siebie za heretycką, choć dla i

– Wiary?! – podskoczył Ezra, jakby chcąc szarpnąć starego kapłana, lecz opanował się i powściągnął emocje: – Nie grzesz, Isaku! Jeśli komuś brakuje wiary, to nie mnie!

– Wiara to właśnie serce, Ezro. W księgach, które czytasz, niewiele o tym napisano. Wiara to nie tylko zasady, ale i czucie. A ja czuję, że ten starzec nie zrobił nigdy niczego złego, nie dopuścił się grzechu. Całe jego życie wypełniała powi

– Pamiętaj, Isaku, że choć daleko stąd, płoną już stosy z heretykami. A gdy podkłada się żagiew pod stos, nikt nie ma litości dla siwych włosów czy schorowanego ciała. Tylko w bólu ognia oczyszcza się dusza grzeszników – powiedział Ezra, stojąc u wyjścia.

– Być może, synu, być może, choć nie byłbym tego całkiem pewny. A na razie jeszcze wciąż jestem twoim zwierzchnikiem, choć nie powi

Ezra odwrócił się gwałtownie i wyszedł. W namiocie zapadła cisza.

– Dałeś Jonowi woreczek z ziarnkiem piasku, aby go chronił w Drodze. Co ciebie ochroni, Isaku? – spytał wreszcie szaman.

– Ezra nie jest taki, jak myślicie. Nie jest zły. Jest tylko młody. I dobiera słowa wedle formułek, a nie wedle własnych myśli – pokręcił głową stary kapłan, a szaman dodał ze smutnym uśmiechem:

– Nie, on nie jest zły. On tylko myśli, że Dobrego Boga najpierw trzeba się bać, a miłość przyjdzie z czasem. Wiesz, że podobnie sądzili wyznawcy Tego, który stoi u kresu Kamie