Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 3 из 50

Po śmierci matki wpadłem w dzieci

Mój śmiech w ukryciu nie miał nic wspólnego z samym cierpieniem matki. Tego cierpienia tylko się bałem, było nieuchro

Nie umiem powiedzieć, czy naprawdę tak było. Pierwszy paroksyzm chichotu chwycił mnie na widok zniszczenia i, być może, to doświadczenie ominęłoby mnie, gdyby matka doznała zagłady sposobem bardziej estetycznym, podobnym do cichego zasypiania, ponieważ to jest forma pozytywnie wyróżniona przez ludzi. Tak nie było jednak i zmuszony wierzyć własnym oczom, okazałem się bezbro

Wersja śmiechu jako zdrady wydaje mi się niezupełna. Zdrada jest wynikiem rozeznania, ale co sprawia, że destrukcja może nas pociągać? Jaka czarna nadzieja świta z niej człowiekowi? Jej totalna bezprzydatność czyni próżnym każde wyjaśnienie racjonalne. Tę skło

Wiem dobrze, że to, co tu piszę, dałoby się odwrócić na moją korzyść za nieznacznym przestawieniem akcentów – i jakiś mój późny biograf będzie starał się tego dokonać. Udowodni, że intelektem pokonałem charakter, odnosząc heroiczne zwycięstwo, a szkalowałem się z chęci samooczyszczania. Taka robota idzie tropami Freuda, został on Ptolemeuszem psychologii, bo każdy może teraz wykładać za nim ludzkie fenomeny, wznosząc epicykle na epicyklach: ta budowla przemawia do nas, ponieważ jest estetyczna. Wersję sielankową wymienił na groteskę nie wiedząc, że pozostaje więźniem estetyki. Jakby o to chodziło, żeby operę zastąpić w antropologii tragikomedią. Niechaj się mój pośmiertny biograf nie fatyguje; nie potrzebuję apologii, cały mój wysiłek zrodziła ciekawość nie tknięta poczuciem winy. Chciałem zrozumieć – tylko zrozumieć, nic więcej. Bezinteresowność zła jest bowiem jedynym oparciem w człowieku dla argumentacji teologicznej; teodycea odpowiada na pytanie, skąd wzięła się własność, która nie jest rodem ani z Natury, ani z Kultury. Umysł, stale zanurzony w materii humanistycznego doświadczenia, a przez to antropocentryczny, może się wreszcie pogodzić z wizją kreacji jako z lekka makabrycznego żartu.





Pociągająca jest myśl o Stwórcy, który się po prostu bawił, lecz wchodzimy tu w błędne koło: wyobrażamy go sobie złośliwym nie przez to, że nas takimi uczynił, ale przez to, że sami tacy jesteśmy. Tymczasem owa marginalność i kompletna nieważność człowieka, postawionego wobec Kosmosu, o jakiej powiadamia nas nauka, czyni mit manichejski pomysłem prymitywnym aż do trywialności. Wypowiem to inaczej: gdyby kreacja miała zajść – czego zresztą nie dopuszczam myślą – to ów poziom wiedzy, jakiej wymaga ona koniecznie, jest już tego rzędu, że nie ma tam miejsca na głupawe żarty. Albowiem – i to jest właściwie całe credo mojej wiary – nic takiego, jak doskonała mądrość zła – nie jest możliwe. Powiada mi rozumowanie, że Stwórca nie może być małym szują, manipulatorem, ironicznie zabawiającym się tym, co stwarza. To, co mamy za wynik interwencji złośliwej, mogłoby tylko być zrozumiałe jako zwyczajne przeliczenie, jako błąd, ale wówczas wkraczamy w obręb nie istniejącej teologii bóstw ułomnych. Otóż domena ich budowlanych praktyk nie jest niczym i

Każde dziecko dokonuje bezwiednie odkryć, z których wyrosły światy Gibbsa i Boltzma

Mówię to przenośnie – lecz proszę mnie wysłuchać. Zdradziłem umierającą matkę, czyli wszystkich ludzi, optowałem śmiechem na rzecz większej od nich potęgi, jakkolwiek była ohydna, bo nie widziałem i

Czas wyjawił mi, że omyliłem się powtórnie. Prawdziwie optować za śmiercią przeciwko życiu i za matematyką przeciwko światu – nie można. Prawdziwa opcja oznacza tylko własną zagładę. Cokolwiek robimy bowiem, robimy w życiu, i doświadczenie pokazuje, że matematyka również nie jest azylem doskonałym, ponieważ mieszkaniem jej jest język. Ta informacyjna roślina wkorzeniła się w świat i w nas. Porównanie to zawsze za mną chodziło, nawet wtedy jeszcze, kiedy nie umiałem go przełożyć na język dowodu.

W matematyce szukałem tego, co było ce