Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 2 из 50

Toteż nie powiadam, jakobym mógł dostarczyć czegoś więcej oprócz wyobrażeń, jakie o sobie żywię mniej więcej od lat czterdziestu, a jedyną ich osobliwością wydaje mi się to, że nie są dla mnie pochlebne. Niepochlebność owa nie ogranicza się jednak do „zdarcia maski”, które jest jedynym chwytem, dostępnym psychoanalitykowi. Powiedzieć, dajmy na to, o geniuszu, że był moralnie świnią, to niekoniecznie jeszcze w tym go trafić, w czym mogła mieszkać jego prywatna hańba. Myśl, „sięgająca pułapu epoki”, jak powiada w swej książce Yowitt, nie będzie dotknięta takim rodzajem diagnozy. Hańbą geniuszu może być jego intelektualna daremność, jego samowiedza o tym, jak niepewne jest wszystko, czego dokonał. Genialność jest nieustającym zwątpieniem – przede wszystkim. Każdy z wielkich uginał się jednak pod presją ogółu, nie rozwalał stawianych sobie za życia pomników i nie podawał tym samego siebie w wątpliwość.

Jeśli jako osoba z genialnością, podżyrowaną przez kilkudziesięciu uczonych biografów, mogę cokolwiek powiedzieć w kwestii duchowych kulminacji, to tyle tylko, że jasność myśli jest płonącym punktem na obszarze niewyczerpanej ciemności. Geniusz nie jest światłem po prostu, lecz przede wszystkim – trwałym dostrzeganiem mroku otaczającego, a normalnie jego tchórzostwo na tym polega, aby we własnym blasku się kąpać i, póki to możliwe, nie patrzeć poza jego granicę. Bez względu na to, jak wiele jest w nim autentycznej siły, zawsze pozostaje jeszcze taka znaczna reszta, która musi być już tylko siły takiej udaniem.

Za podstawowe cechy mego charakteru uważam tchórzostwo, złość i dumę. Tak się złożyło, że owa trójca miała do dyspozycji określony talent, który ukrył ją i pozornie przeinaczył, a pomogła mu w tym inteligencja, jedno z przydatniejszych w życiu urządzeń do maskowania przyrodzonych cech, jeśli się taki zabieg ma za pożądany. Od czterdziestu kilku lat zachowuję się jak człowiek uczy

Zło moje było izotropowe i doskonale bezinteresowne. W miejscach szanownych, jak kościół, lub w pobliżu szczególnie godnych osób chętnie myślałem o tym, co mi było zakazane. To, że treść owych myśli przedstawiała śmieszną dziecinadę, nie ma najmniejszego znaczenia. Dokonywałem po prostu eksperymentów w takiej skali, na jaką aktualnie było mnie stać. Nie pamiętam wcale, kiedy pierwszy raz wziąłem się do takich doświadczeń. Pamiętam tylko ów przeraźliwy żal, gniew, rozczarowanie, które szły za mną później latami, skoro okazało się, że w głowę, złymi myślami wypełnioną, w żadnym miejscu i przy żadnym sąsiedztwie nie uderza piorun, że wyłamanie się z uczestnictwa w porządku właściwym nie pociąga za sobą żadnej, ale to żadnej konsekwencji.

Jeśli w ogóle można tak powiedzieć o kilkuletnim dziecku, życzyłem sobie owego piorunu lub i

Nieco później uznawałem stan mój, zdobyty samowiedzą, za rodzaj dojmującego nieszczęścia, z którym nic absolutnie się nie da począć, ponieważ nie może niczemu posłużyć. Powiedziałem, że moja złość była izotropowa: jakoż obdarzałem nią samego siebie najpierw; kształty rąk, nóg własnych, rysy twarzy irytowały mnie, widziane w lustrze, tak jak na ogół gniewają nas i niecierpliwią tylko u i

Autobiografię, która zaczyna się od wymienienia złości z dumą i trwożliwością jako fundamentów ducha, obciąża z deterministycznego punktu widzenia logiczny błąd. Jeśli uznać bowiem, że wszystko jest w nas przesądzone, przesądzone było także moje sprzeciwienie się wewnętrznemu złu, a różnica pomiędzy mną a i





Lecz właśnie determinizm pokazuje w tym zrównaniu całą swoją nonsensowność. Płyta gramofonowa, na której utrwalono anielskie pienia, ani o włos nie jest lepsza moralnie od takiej, z której dobywa się morderczy wrzask. Zgodnie z determinizmem ten, kto chciał i mógł stać się lepszy, był na to z góry skazany, tak samo jak ten, kto chciał, lecz nie mógł, albo i ten, co chcieć nawet nie próbował. Oto fałszywy obraz, ponieważ odgłosy walki, nagrane na płytę, nie są walką realną. Znając koszta własne, mogę powiedzieć, że moje zmagania nie były urojone. Determinizm mówi po prostu o czymś najzupełniej i

W jednym Yowitt na pewno ma słuszność: zawsze poszukiwałem trudności. Okazje, w których mogłem dać upust mojej złości przyrodzonej, zazwyczaj odrzucałem jako nazbyt łatwe. Jakkolwiek zabrzmi to dziwacznie, a nawet nonsensownie, nie przełamywałem mojej skło

Raz jeden zła się nie wyrzekłem; wspomnienie to wiąże się z długą i okropną agonią mojej matki, którą kochałem, a zarazem z nadzwyczaj bystrą zachła

W nocy jeszcze, leżąc sam, usiłowałem zrozumieć, co się stało, a niezdolny do tego, doprowadziłem się odpowiednim rozczuleniem nad sobą i nad matką do łez, aż usnąłem. Uznałem zapewne te łzy za ekspiację, lecz potem wszystko powtarzało się, kiedy podsłuchiwałem coraz gorsze wieści przekazywane ojcu przez lekarzy. Bałem się iść do siebie i szukałem wtedy rozmyślnie ludzi. Pierwszym człowiekiem, którego zląkłem się, byłem więc ja sam.