Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 17 из 22



– I co powiedziała doktor Davis?

– Powiadomiłam ją o dziecku. I wiesz? Dość się zdenerwowała. Nie przyjęła tego najlepiej.

Następne słowa uwięzły mi w gardle. Nie mogłam mówić. Łzy napłynęły mi do oczu, zaczęłam dygotać.

– Gail uważa, że kolejna ciąża niesie nadmierne ryzyko dla mnie. Twierdzi, że nie powi

Oczy Matta też nabiegły łzami. Ale opanował się i odezwał, przerywając narosłe między nami milczenie.

– Suza

Rozpłakałam się, zaczęłam szlochać, trzęsąc się niemiłosiernie.

– Matt, nie rezygnuj tak prędko z tego dziecka.

Spojrzałam na niego, czekałam na słowa otuchy. Ale milczał jak zaklęty.

– Przepraszam, Suza

Nagle zapragnęłam odetchnąć świeżym powietrzem. Wybiegłam z domu. Puściłam się przez wysokie trawy, wpadłam na plażę. Roztrzęsiona, zdyszana, zmęczona. W uszach cos mi dudniło. I to wcale nie był huk oceanu.

Rzuciłam się na piasek i zapłakałam. Czułam przejmujący smutek z powodu tego maleństwa we mnie. Po chwili uświadomiłam sobie, że ty i Matt czekacie na mój powrót do domu. A ja? Czyżbym zachowywała się samolubnie, głupio, niedorzecznie? Przecież jestem lekarką. Znałam zagrożenia.

Ale to dziecko było dla mnie bezce

Kiedy przyszłam skonana z plaży, Matt czekał na mnie w kuchni. Znów się rozpłakałam.

I zachowałam się przedziwnie, nawet nie mam pojęcia, dlaczego. Zastukałam do drzwi, po czym uklękłam na pierwszym schodku. Może odezwało się zmęczenie po długim ciężkim dniu. A może cos i

– Wybacz, że tak wybiegłam – poprosiłam, kiedy Matt otworzył mi drzwi siatki. – Powi

– Widocznie było ci to potrzebne – powiedział szeptem i delikatnie mnie pogłaskał. – tu nie ma nic do wybaczania.

Podniósł mnie, objął czule. Poczułam niewymowną ulgę, a zaraz potem rozlało się po mnie ciepło płynące od niego.

– Czy to takie straszne, że chcę zachować własne dziecko?

– Nie, Suza

Och, Nick.

Naucz się, kochanie, że życie bywa czasem bezlitosne. Właśnie wróciłam po kilku godzinach przyjęć w gabinecie. Nic szczególnego. Czułam się jak skowronek.

Wróciłam do domu, żeby się zdrzemnąć przed kolejną wizytą po południu. Tyś wyjechał do babci na cały tydzień. Matt do pracy w East Chop.

Chciałam zadbać o siebie i uciąć sobie drzemkę dla zdrowia. Nazajutrz wybierałam się do Co

Raptem zakręciło mi się w głowie i upadłam na łóżko. Serce zaczęło mi walić. Dziwne. Czułam, że zbliża się ból głowy.

Spokojnie, powiedziałam do siebie. Poleż sobie, odpocznij.

Wystarczy ci godzina, chwila przerwy, od razu lepiej się poczujesz.

Tylko zaśnij, zaśnij, zaśnij…

– SUZANNE, co się stało? – Słysząc czuły szept Matta, przewróciłam się na łóżku na drugi bok. Nadal nie czułam się najlepiej. Zobaczyłam troskę w jego oczach. – Suza

– Jutro jadę do Co

– Zaraz jedziemy do Co

Kiedy przyjechaliśmy do gabinetu Co

– Bez urazy, Suza

Zmierzyła mi ciśnienie, pobrała krew i mocz do analizy. Zrobiła EKG. Wszystkie badania przechodziłam jak we mgle.

Po badaniach Co

– Ciśnienie ci podskoczyło, ale w ciągu doby możemy je uregulować. Już ja tego dopilnuje. Niby wszystko wydaje się stabilne, ale nie podoba mi się twój wygląd. Najchętniej zatrzymałabym cię w klinice. Podzielam zdanie doktor Davis na temat aborcji. To twoja decyzja, ale podejmujesz spore ryzyko.

– Co

– W takim razie rzuć pracę – poradziła bez namysłu. – Ja nie żartuję. Jeżeli obiecasz, że do końca przeleżysz w domu, masz pewne szanse. W przeciwnym razie kładę cię do szpitala.

Wiedziałam, że z Co

– Wobec tego wracam do domu – wybąkałam. – Nie rezygnuję z tego dziecka.

Kochany Nickolasie.

Tak mi przykro, skarbie. Minął miesiąc, a tyś mnie tak absorbował. Poza tym szybko się męczę i nie bardzo mam kiedy pisać. Spróbuje ci to wynagrodzić.

W jedenastym miesiącu życia twoje ulubione słowa to „tata”, „mama”, „bach”, „woda”, „auto” (ata) i chyba najulubieńsze „światło”. Wymawiasz je „jato”. Jesteś teraz jak nakręcana zabawka. Działasz do wyczerpania energii.

Właśnie śpiewałam ci rap „Bądź grzecznym chłopczykiem”, kiedy zadzwonił telefon. Pielęgniarka Co

– Suza

– No, jestem, Co

– Posłuchaj, wróciły twoje ostatnie wyniki badań.



Ech, jak ja znałam to zawieszenie głosu lekarza.

– I… nie jestem zadowolona. Balansujesz na krawędzi przepaści. Chciałabym, żebyś się natychmiast zgłosiła do szpitala. Jak szybko możesz tu przyjechać?

Te słowa zadudniły mi w głowie, zebrałam myśli. Musiałam usiąść.

– Nie wiem, Co

– Nie ma gadania, Suza

– Och, zadzwonię. Poczekaj.

Odłożyłam słuchawkę, a tyś mnie trzymał za rękę jak dzielny mały żołnierz. Wiedziałeś, co robić. Pewno nauczyłeś się tego od taty.

Pamiętam, że włożyłam cię do łóżeczka, pociągnęłam sznurek pozytywki.

Pamiętam, że zapaliłam nocną lampkę i zaciągnęłam zasłony.

Pamiętam, że schodziłam na dół, by zadzwonić do babci Jean i do Matta.

A dalej już nie pamiętam.

MATT znalazł mnie leżącą jak szmaciana lalka u podnóża schodów. Miałam głębokie rozcięcie nosa. Zadzwonił po babcię Jean i zawiózł mnie pędem na ostry dyżur.

Stamtąd trafiłam na oddział intensywnej terapii. Kiedy się obudziłam, wokół odbywała się jakaś nerwowa krzątanina.

Zawołałam Matta. W jednej chwili zjawił się przy mnie razem z Co

– Suza

– Z dzieckiem wszystko dobrze Co

– Suza

– I co? – spytałam.

– Masz zatrucie ciążowe. Dlatego zemdlałaś.

Wiedziałam oczywiście, co to znaczy. Moja krew zatruwała dziecko i mnie. Nigdy nie słyszałam, żeby komuś się to zdarzyło w tak wczesnej fazie ciąży, ale Co

I wtedy usłyszałam, jak wypraszają Matta z pokoju, a wpada ekipa lekarzy. Poczułam maskę tlenową wkładaną na nos i usta.

Wiedziałam, co się ze mną dzieje. Ujmując to w sposób zrozumiały dla laika:

Nerki przestały pracować.

Ciśnienie tętnicze spadało.

Wątroba, która strzeże przed każdą trucizną, ledwie działała.

Ogarniały mnie drgawki.

Przez kroplówkę podawano mi płyny i leki, żeby powstrzymać rzucawkę, ale zaczęłam krwawić. Bardzo się bałam. Leciałam w ciemny tunel. Czarne ściany zacieśniały się, wyciskały ze mnie ostatnie tchnienie.

Umierałam.

MATT czuwa przy moim łóżku dzień i noc. To najlepszy mąż, najlepszy przyjaciel, jakiego można sobie wyobrazić.

Co

Słyszę ją i słyszę twojego tatę. Tyle że nie mogę odpowiedzieć. Nie wiem, dlaczego.

Z ich rozmowy wnoszę, że straciłam dziecko. Gdybym mogła płakać, płakałabym bez końca. Gdybym mogła krzyczeć, uderzyłabym w krzyk. Ale nie mogę, więc obchodzę żałobę w głuchej ciszy.

Babcia Jean też mnie tu odwiedza. Podobnie jak moi przyjaciele z okolic Vineyard. Melanie Bone wpada codzie

Dobiegają mnie strzępy rozmów wokół

– Jeśli nie masz nic przeciwko temu, przyprowadzę dziś po południ Nicka – powiada tata do Co

Matt przyprowadza cię na moją salę. Och, Nickolasie, siedzicie z tatą przy moim łóżku, opowiadacie mi historyjki, żegnacie się. Słyszę, jak Mattowi głos się załamuje, martwię się o niego.

Sama trwam przy życiu. A w każdym razie tak mi się zdaje.

Bo inaczej jak mogłabym słyszeć twój śmiech, Nick? Albo twoje wołanie: „Mamo!”, przez czarną dziurę snu?

A słyszę.

Twój słodki głosik przedziera się przez tę czarną czeluść, w której tkwię uwięziona. Zupełnie jakbyście wołali mnie z tatą z dziwnego snu, a wasze głosy prowadziły mnie niczym światło latarni morskiej.

Zbieram wszystkie siły, idę za dźwiękiem waszych głosów, coraz wyżej i wyżej.

Jeszcze raz muszę zobaczyć ciebie i tatusia.

Czuję, jak czarny tunel zamyka się za mną, może znalazłam wyjście z tej samotni. Wszystko się rozjaśnia. Rozpraszają się ciemności wokół, widzę promienie ciepła, swojskie przyjazne światło Martha`s Vineyard.

I wtedy staje się coś nieoczekiwanego.

Otwieram oczy.

– Witaj, Suza