Страница 22 из 22
Usiadła na plaży, gdzie Matt i Suza
Nie tańczył najlepiej, ale uwielbiała czuć na sobie jego silne ramiona. Niechętnie się do tego przyznawała, ale tak było. I zawsze będzie.
Doszła do wniosku, że rozwiązała dręczącą ją zagadkę. Matt nie mógł przeboleć Suza
Nie sposób go za to winić. Katie po przeczytaniu dzie
Gdy podniosła głowę, zobaczyła drobną brunetkę w jasnoniebieskiej sukience, idącą w jej stronę ulicą.
Katie zaczepiła ją.
– Domyślam się, że pani Melanie Bone, prawda?
Melanie uśmiechnęła się ciepło, serdecznie.
– A pani to na pewno Katie, redaktorka Matthew z Nowego Jorku. Opowiadał mi o pani. Że jest pani smukła, piękna i zwykle nosi włosy zaplecione w warkocz.
Katie najchętniej pociągnęłaby Melanie za język, co jeszcze Matt jej opowiadał, ale nie potrafiła.
– Wie pani, gdzie on teraz jest? – spytała tylko bezradnie.
Melanie skrzywiła się, potrząsnęła głową.
– Przykro mi, Katie. Nie ma go tu i nie wiem, gdzie może być. Wszyscy się o niego martwimy. Miałam nadzieję, że jest teraz z panią w Nowym Jorku.
– Nie – zaprzeczyła Katie. – Też go nie widziałam.
Późnym popołudniem Melanie podrzuciła Katie na przystań promową Oak Bluffs. Córeczki Mel jechały z tyłu wielkiego kombi. Były nie mniej urocze od matki. Od razu nawiązała się nić przyjaźni.
– Nie rezygnuj z Matta – poradziła Melanie, kiedy Katie już wchodziła na prom. – To wartościowy chłopak. Nikt nie przeżył tyle, co on. Ale on się otrząśnie. To naprawdę chłopak o gołębim sercu. I kocha cię.
Katie pokiwała głową, pomachała Melanie i dziewczynkom. Po czym opuściła wyspę Martha`s Vineyard tak jak przyjechała – sama.
MINĄŁ kolejny tydzień. Katie rzuciła się z zapamiętaniem w wir pracy, ale rozważała też powrót do domu, do Karoliny Północnej. Mogłaby tam urodzić dziecko, w otoczeniu kochających ludzi.
Tego ranka w poniedziałek, niedługo po przyjściu do pracy, usłyszała, że ktoś ją woła.
Właśnie przelała herbatę z niebieskiego papierowego kubka do zabytkowej porcelanowej filiżanki, którą trzymała na biurku. Od rana czuła się nie najgorzej. A może po prostu przyzwyczaiła się do swojego stanu?
– Katie! Chodź szybko!
Trochę się zdenerwowała.
– Co takiego? Przecież idę. Nie poganiaj mnie tak.
Jej asystentka, Mary Jordan, stała przy przeszklonej ścianie wychodzącej na Wschodnią Pięćdziesiątą Trzecią Ulicę. Machała na Katie.
– Chodź tutaj!
Zaintrygowana, podeszła do okna, wyjrzała. I aż oblała się gorącą herbatą, omal nie wypuściła z rąk pamiątkowej filiżanki. Mary zgrabnie zdążyła ją złapać.
Ale Katie jak zahipnotyzowana minęła Mary, ruszyła korytarzem w stronę windy. Nogi miała jak z waty, w głowie jej się kręciło. Odgarniała nerwowo włosy z twarzy. Nie wiedziała, co zrobić z rękami.
Minęła właściciela wydawnictwa, który właśnie wjechał na piętro.
– Katie, musimy porozmawiać…
Ale ona machnęła ręką i pokręciła głową.
– Zaraz wracam, Larry – rzuciła w locie i wybiegła do windy, która ruszyła na dół.
Siedziba wydawnictwa mieściła się na najwyższej kondygnacji.
Powi
Winda wjeżdżała na parter, nie zatrzymując się po drodze.
Katie stanęła w holu, przywołała wewnętrzny spokój. Udało jej się uporządkować myśli. Raptem wszystko wydało się takie jasne i proste.
Pomyślała o Suza
O lekcji pięciu piłek.
Wyszła na ulicę. Ciepłe promienie słońca ograły jej twarz.
Boże, daj mi siłę, żebym zdołała sprostać temu, co mnie czeka.
Zobaczyła Matta na Pięćdziesiątej Trzeciej Ulicy.
KLĘCZAŁ na chodniku, kilka metrów od Katie, przed jej budynkiem. Miał pochyloną głowę. Znalazł sobie miejsce na uboczu, w którym nie przeszkadzał przechodniom zbytnio. Nie mogła oderwać od niego oczu.
Oczywiście ściągał na siebie wzrok gapiów. Kto by przepuścił taką gratkę? Szukanie sensacji ulicznych urosło w Nowym Jorku do rangi sztuki.
Wyglądał wspaniale – opalony, szczupły, włosy nieco dłuższe niż zwykle, dżinsy, czysta, choć znoszona, mechata koszula. Zrozumiała, że nadal go kocha.
Klęczał przed jej budynkiem. Właściwie przed nią.
Tak jak Suza
Katie wydało się, że wie, co robić. Zdała się na intuicję, poszła za głosem serca.
Zaczerpnęła tchu, po czym uklękła naprzeciwko Matta, niemal go dotykając kolanami. Serce waliło jej jak oszalałe.
Na chodniku zrobił się mały zator. Z ust przechodniów zaczęły padać niemiłe uwagi na temat utraty ce
Matt wyciągnął rękę. Katie zawahała się, po czym podała mu swoje długie, szczupłe dłonie.
Ależ stęskniła się za jego dotykiem. Boże, jak bardzo się stęskniła. Stęskniła za niejednym, ale chyba najbardziej za spokojem u boku Matta.
I teraz też, o dziwo, ogarnął ją nagły spokój. Co to znaczy? Co teraz? Po co on tu przyszedł? Żeby przeprosić, żeby jej wytłumaczyć? Ale co?
W końcu Matt podniósł głowę i spojrzał na nią. Stęskniła się też za jego piwnymi, przejrzystymi oczami, bardziej niż sądziła. Za silnymi kośćmi policzkowymi, bruzdami na czole, pięknie zarysowanymi wargami.
A kiedy się odezwał… Boże, jakżeż jej brakowało tego głosu.
– Uwielbiam patrzeć w twoje oczy, Katie, bo bije z nich taka uczciwość. Uwielbiam twoje przeciąganie zgłosek. Doceniam twoją wyjątkowość. Uwielbiam z tobą być. Nigdy mi się nie nudzisz. Od początku napawam się każdą spędzoną z tobą chwilą. Jesteś wspaniałą redaktorką. Masz nie gorszą smykałkę do stolarki. Mimo wysokiego wzrostu jesteś olśniewająca.
Katie się uśmiechnęła. Cos podobnego! Oboje klęczeli w sercu miasta. Na pewno nikt nie rozumiał, o co w tym wszystkim chodzi. Zresztą i oni chyba nie do końca rozumieli.
– Witaj, przybyszu – odezwała się wreszcie. – Szukałam cię. Byłam na Vineyard. W końcu tam dotarłam.
Teraz Matt się uśmiechnął.
– Tak. Słyszałem. Od Melanie i dzieci. Wszyscy zgodnie uznali, że jesteś olśniewająca.
– I co jeszcze? – spytała Katie.
Chciała wyciągnąć od niego jak najwięcej. Boże, tak się ucieszyła na jego widok. Nigdy nie przypuszczała, że widok Matta sprawi jej aż tyle radości.
– Co jeszcze? Klęczę przed tobą, bo chciałbym cały ci się oddać, Katie. Teraz mam pewność. Wreszcie jestem gotów. Jeżeli mnie zechcesz, jestem twój. Chciałbym być z tobą. Chciałbym mieć z tobą dzieci. Kocham cię. Już nigdy nie opuszczę. Obiecuję, Katie. Obiecuję całym sercem.
I w końcu się pocałowali.
W PAŹDZIERNIKU na cudownym wybrzeżu Karoliny Północnej Katie Wilkinson i Matt Harrison wzięli ślub w kaplicy Kitty Hawk.
Ich rodziny od początku znalazły wspólny język. Z Nowego Jorku zjechali się przyjaciele Katie, którzy potem spędzili jeszcze kilka dni nad oceanem i spiekli się oczywiście na raka. Jej znajomi z Karoliny Północnej, rzecz jasna, kryli się w cieniu werand i drzew. Obie grupy osiągnęły pełne porozumienie co do drinków z miętą.
Po szczupłej Katie niewiele było widać. Zaledwie kilkoro gości wiedziało, że spodziewa się dziecka. Matt na wieść o jej ciąży przytulił ją, wycałował i powiedział, że jest najszczęśliwszym mężczyzną pod słońcem.
– A ja najszczęśliwszą kobietą – szepnęła Katie. – Czyli jest nas troje.
Ślub i wesele odbyły się bez szumnych ceremonii, ale w atmosferze piękna wynikającego z prostoty, pod bezchmurnym niebem, przy temperaturze dwudziestu kilku stopni. Katie wyglądała jak biały anioł ze skrzydłami. Wysoka. Olśniewająca. Zaślubiny od początku do końca bezpretensjonalne. Stoły ozdobiono fotografiami rodzi
Kiedy młodzi składali sobie nawzajem przyrzeczenia, Katie przemknęło przez myśl: rodzina, zdrowie, przyjaciele, uczciwość, ce
Teraz w pełni to zrozumiała.
I tak miała zamiar przeżyć do końca życie, z Mattem i ich wspólnym dzieckiem.
Prawda, jakie to szczęście?