Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 86 из 90

– LuA

– On ma rację, LuA

– Dzięki, że mnie uprzedziliście, chłopcy. – Nie czekała, co odpowiedzą. Wyciągnęła z worka telefon komórkowy i wystukała numer. Zanim w słuchawce odezwał się sygnał, spojrzała jeszcze na nich. – I nie zapominajcie, że ja obie ręce mam zdrowe.

Riggs namacał w kieszeni kolbę pistoletu. Tym razem musi lepiej celować.

LuA

– Uprzedzam – rozległ się w słuchawce głos Jacksona – że w swoim telefonie mam zainstalowane urządzenie, które poinformuje mnie w ciągu pięciu sekund, czy mój aparat jest namierzany. Jeśli tak, natychmiast się rozłączam i podrzynam gardło twojej córce. Mówię to na wypadek, gdybyś dzwoniła z posterunku policji.

– Nie jestem na policji i nikt cię nie namierza.

Milczał przez kilka sekund. Widziała go oczyma wyobraźni, jak wpatruje się w swoje urządzenie z nadzieją, że przyłapie ją na kłamstwie.

– Widzę, że nie poszłaś na łatwiznę. Moje gratulacje – odezwał się w końcu usatysfakcjonowany.

– Gdzie i kiedy? – spytała Lu A

– A powitanie? A wymiana uprzejmości? Gdzie twoje maniery? Czyżby stworzona takim kosztem księżniczka tak nagle obniżyła loty? Jak kwiatek bez wody? Bez słońca?

– Chcę porozmawiać z Lisa.

– Przykro mi z powodu wujka Charliego – powiedział Jackson.

Siedział na podłodze w niemal kompletnych ciemnościach. Trzymał słuchawkę tuż przy ustach, mówił powoli, siląc się na beztroski ton. Chciałby jej panika wciąż rosła, żeby poczuła, iż on całkowicie kontroluje sytuację. Chciał ją doprowadzić do takiego stanu, że kiedy przyjdzie pora, posłusznie podda się karze. Chciał, żeby przyszła potulnie do swojego kata.

LuA

– Chcę porozmawiać z Lisa!

– A skąd wiesz, czy już jej nie zabiłem?

– Co? – wykrztusiła.

– Możesz z nią porozmawiać, ale skąd będziesz wiedziała, że to nie ja naśladuję jej głos? „Mamusiu, mamusiu – mógłbym powiedzieć. – Pomóż mi”. Tak mógłbym powiedzieć. Jeśli więc chcesz z nią porozmawiać, to proszę bardzo, ale to nie będzie o niczym świadczyło.

– Ty sukinsynu!

– To chcesz z nią porozmawiać czy nie?

– Tak – powiedziała LuA

– Znowu maniery. Tak, i co dalej?

Zawahała się. Wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić i zebrać myśli.

– Tak, proszę – dorzuciła.

– Zaczekaj. Zaraz, gdzie ja zostawiłem tego dzieciaka?

Riggs starał się podsłuchiwać. LuA

– Mamo, to ty, mamo?

– Kochanie, dziecko, to ja, twoja mama. Boże, kochanie, tak mi przykro.

– Ach, wybacz, LuA

LuA

Jackson znowu odezwał się swoim prawdziwym głosem. Mówił z takim naciskiem, że jego słowa wprost wżerały się w ucho:

– Dam ci ją do telefonu. To naprawdę będzie ona. Możecie sobie uciąć swoją emocjonalną pogawędkę matki z córką. A kiedy skończycie, powiem ci dokładnie, co masz robić. Jeśli w jakimkolwiek stopniu odejdziesz od moich instrukcji…

Nie dokończył. Nie musiał. Przez chwilę słuchali tylko nawzajem swoich oddechów. Dwa pociągi wymknęły się spod kontroli i zderzą się niebawem w zdradliwej otchłani. LuA

– Rozumiesz?

– Tak. – I w tym momencie usłyszała w tle odgłos, który przywołał na jej twarz uśmiech i grymas jednocześnie. Spojrzała na zegarek. Piąta po południu. Uśmiechnęła się szerzej, oczy jej zabłysły. Nadzieją.

Po chwili rozmawiała już z Lisa, zadawała jej szybko pytania, na które tylko Lisa mogła znać odpowiedzi. Obie pragnęły desperacko objąć się poprzez rozdzielającą je ciemność.

Kiedy skończyły, znowu odezwał się Jackson. Wydał jej instrukcje, powiedział, gdzie i kiedy. Słuchała jednym uchem, skupiając się na odgłosach w tle. Zakończył wymownym: „Do zobaczenia wkrótce”.

LuA

– Mam do niego zadzwonić jutro o dziesiątej rano – powiedziała. – Powie mi, gdzie się spotkamy. Jeśli przyjdę sama, wypuści Lisę. Jeśli poweźmie choć cień podejrzenia, że ktoś ze mną jest, zabije ją.

– Czyli ty za Lisę – mruknął Riggs.

Popatrzyła po twarzach obu mężczyzn.

– Właśnie tak.

– LuA

– Właśnie tak – powtórzyła z naciskiem.

– Skąd wiesz, że ją puści? – wtrącił się Charlie. – Jemu nie można ufać.

– W tej sprawie można. Chodzi mu tylko o mnie.

– Musi być jakiś i

– Jest tylko jeden sposób, Matthew, i dobrze o tym wiesz. – Popatrzyła na niego ze smutkiem i wrzuciła bieg. Ruszyli.

Nie odkryła jeszcze wszystkich kart. Ale nie zaprosi do gry ani Charliego, ani Riggsa. Dosyć już się dla niej narażali. Jackson nieomal ich obu zabił i nie chciała stwarzać temu człowiekowi okazji do jeszcze jednej próby. Wiedziała, jaki byłby wynik. Teraz kolej na nią. Sama musi ratować córkę, zresztą tak powi

Wiedziała, gdzie są Jackson i Lisa.

ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY ÓSMY

Już tak nie lało, z nisko wiszących chmur siąpił teraz drobny kapuśniaczek. LuA

Wyczerpani mężczyźni szybko zapadli w głęboki sen. LuA

Przesunęła się na kolanach do Riggsa i odgarnąwszy sobie włosy z czoła, przyglądała się przez chwilę, jak mu się unosi i opada klatka piersiowa. Zdawała sobie sprawę, że niewielkie są szanse, by jeszcze ich obu zobaczyła. Musnęła wargami usta Riggsa i wstała z klęczek. Przywarłszy plecami do ściany, wzięła kilka głębokich oddechów. To wszystko zaczynało ją przytłaczać.

Z chaty wyszła przez okno. Z drzwi frontowych wolała nie korzystać, bo skrzypiały. Mżyło, naciągnęła więc kaptur na głowę. Samochód odpadał. Zapuszczany silnik narobiłby zbyt dużo hałasu. Podeszła do szopy i otworzyła drzwi. Joy nadal tam stała. LuA

Na granicy swojej posiadłości zeskoczyła z Joy i odprowadziła ją do stajni. Po chwili wahania zdjęła ze ściany lornetkę, podkradła się do kępy gęstych krzewów i zajęła stanowisko w tym samym miejscu, z którego kilka dni wcześniej Riggs obserwował ekipę FBI. Zaczęła lustrować teren na tyłach domu. Cofnęła gwałtownie głowę, oślepiona reflektorami nadjeżdżającego samochodu, które strzeliły niespodziewanie w szkła lornetki. Wóz zatrzymał się przed garażem. Wysiadł z niego mężczyzna z insygniami FBI na kurtce, obszedł dom dookoła, wrócił do samochodu i odjechał.

LuA

Na podjeździe przed domem stał samochód Sally Beecham. Nie wiedzieć czemu zastanowiło ją to. W końcu wzruszyła ramionami i wycofała się do tylnego wejścia.

Sprowadzał ją tu dźwięk, który usłyszała w tle podczas rozmowy telefonicznej z Jacksonem. Absolutnie unikalne odgłosy wydawane przez stary zegar – pamiątkę rodzi

Ten człowiek musiał mieć nerwy ze stali, skoro wybrał sobie kryjówkę tutaj, pod samym nosem pilnującego drogi dojazdowej FBI. Za kilka minut miała stanąć twarzą w twarz ze swoim najgorszym koszmarem.

Przywarła do ceglanej ściany i mrużąc oczy, zajrzała ostrożnie przez szybkę w drzwiach, by sprawdzić, czy na widocznym stąd panelu instalacji alarmowej pali się lampka czerwona, czy zielona. Odetchnęła z ulgą na widok przyjaznej zieleni. Oczywiście znała kod i w razie czego potrafiłaby alarm wyłączyć, ale ostry pisk generowany w momencie wyłączania mógł wszystko zepsuć.