Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 87 из 90

Wsunęła klucz w zamek i powoli otworzyła drzwi. Wśliznęła się do środka i rozejrzała, wodząc na wszystkie strony trzymanym w wyciągniętych rękach pistoletem. Nic. Cisza. Niby nic niezwykłego, przecież minęła już północ. Ale ten spokój był jakiś nienaturalny.

Ruszyła korytarzem i nagle znieruchomiała, wstrzymując oddech. Słyszała wyraźnie głosy. Głosy kilku osób. Żadnego z nich nie rozpoznawała. Odetchnęła, kiedy do jej uszu doleciały dźwięki podkładu muzycznego popularnej reklamy. Ktoś oglądał telewizję. Spod drzwi na końcu korytarza sączyło się światło. Podbiegła tam na palcach, zatrzymała się i nasłuchiwała przez kilka sekund. Potem lewą ręką przekręciła powoli gałkę u drzwi. W prawej trzymała gotowy do strzału pistolet. Drzwi uchyliły się do środka. Zajrzała. Światło w pokoju było zgaszone, świecił tylko ekran telewizora. I nagłe zmartwiała. W fotelu, tyłem do niej, ktoś siedział… Ciemne włosy, fryzura przypominająca ul. Sally Beecham oglądała w swojej sypialni telewizję. Czy na pewno oglądała? Siedziała tak nieruchomo, że trudno było określić, czy żyje.

LuA

Odwróciła się błyskawicznie, ale nikogo za nią nie było. Kiedy zajrzała znowu do pokoju, napotkała przerażony wzrok Sally Beecham. Gospodyni musiała coś usłyszeć i wstała z fotela, żeby to sprawdzić. Poznawszy ją, Sally odetchnęła z ulgą i podniosła dłoń do falującej piersi.

Chciała coś powiedzieć, ale LuA

– Ktoś jest w domu – szepnęła. – Widziałaś tu kogoś?

Sally pokręciła głową i wskazała na siebie. Twarz miała widmowo bladą.

I w tym momencie LuA

Sally Beecham nigdy nie parkowała przed domem. Zawsze wprowadzała wóz do garażu i wchodziła stamtąd prosto do kuchni. LuA

– Słuchaj, Sally, chodź ze mną do kuchni. Zamknę cię w spiżarni. Będziesz tam bezpieczna.

Sally, nie odrywając od niej oczu, zaczęła sięgać ręką za siebie. LuA

– Ruszaj, no już, bo cię tu zastrzelę. Ale najpierw wyciągnij ten pistolet zza pleców, kolbą do przodu. O tak. Teraz rzuć go.

Pistolet upadł ze stukotem na podłogę.

LuA

– Idziemy, panie Jackson! A raczej, panie Crane. – Nie miała już żadnych złudzeń co do losu Sally Beecham, ale teraz nie było czasu, żeby to rozpamiętywać.

LuA

Popędziła na koniec korytarza i wspięła się wyłożonymi dywanem schodami na piętro. Przebiegała od drzwi do drzwi. Była niemal pewna, że Lisa jest w jej sypialni, ale na wszelki wypadek wolała sprawdzić również i

Zbliżyła się cicho do drzwi, chwyciła za gałkę i wstrzymując oddech, przekręciła ją.

Zygzak błyskawicy przeciął nocne niebo, wkrótce potem powietrzem wstrząsnął ogłuszający grzmot. Silny podmuch wiatru zerwał koc z okna i w tym samym momencie zaczął padać deszcz. Wszystko to razem wzięte obudziło Riggsa. Siedział przez chwilę na materacu lekko przebudzony, potem rozejrzał się. Zobaczył odsłonięte okno, przez które wdzierał się wiatr i zacinający deszcz. Zerknął na śpiącego nadal Charliego. I nagle opuściły go resztki se

Zerwał się na nogi.

– LuA

– Co jest, do cholery?!

Błyskawicznie przeszukali małą chatę.

– Nie ma jej! – wrzasnął Charlie.

Wypadli na zewnątrz. Samochód stał tam, gdzie go zostawili. Riggs rozejrzał się zdezorientowany.

– LuA

Riggs spojrzał na szopę. Drzwi stały otworem. Coś go tknęło. Podbiegł tam i zajrzał do środka. Szopa była pusta. Popatrzył na rozmiękłe błocko przed wejściem. Pomimo ciemności widać było w nim odciski podków. Trop prowadził do lasu. Pobiegli nim z Charliem.

– W szopie stała Joy – wyjaśnił Charliemu Riggs. – Wygląda na to, że LuA

– Po co miałaby to robić?

Riggs myślał intensywnie.

– Czy nie byłeś zaskoczony, kiedy w końcu zgodziła się, żebyśmy rano zadzwonili do FBI?

– Owszem – przyznał Charlie – ale byłem tak piekielnie zmęczony, że machnąłem ręką.

– Po co miałaby jechać do domu? – powtórzył pytanie Charliego Riggs. – Posiadłość jest pilnowana przez FBI. Co ją skłoniło, żeby tak ryzykować?

Charlie pobladł i zachwiał się lekko.

– Co jest, Charlie?

– LuA

– No, jaką?

– Jeśli chcesz coś ukryć, połóż to na widoku, bo wtedy nikt tego nie zauważy.

Teraz pobladł Riggs. Już wiedział.

– W domu jest Lisa – wykrztusił.

– A z nią Jackson. Pognali do samochodu.

Kiedy ruszyli, Riggs sięgnął do plastikowego worka po telefon komórkowy. Zadzwonił na policję, a potem do lokalnego oddziału FBI. Ku jego zaskoczeniu odebrał Masters.

– On tu jest, George. Crane jest w Wicken’s Hunt. Wal tam ze wszystkim, co masz. – Usłyszał stuk rzuconej na blat słuchawki i oddalający się tupot biegnących nóg. Wyłączył telefon i wcisnął gaz do dechy.

LuA

I w tym momencie na jej szyję spadła i zacisnęła się pętla z grubego sznura. LuA

Lisa próbowała krzyczeć, ale usta miała zaklejone szczelnie plastrem. Szarpała więzy, próbowała przewrócić się razem z krzesłem, doczołgać do matki, pomóc jej jakoś, zanim ten człowiek ją zabije.

Jackson stał tuż za LuA

– Tik-tak, LuA

Jackson uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiedy poczuł, że LuA

– Nie zapomnij o córce. Oto ona. – Zapalił światło i obrócił ją gwałtownie, żeby mogła widzieć szamoczącą się Lisę. – Będzie patrzyła, jak umierasz. A potem przyjdzie kolej na nią. Przez ciebie straciłem członka rodziny. Kogoś, kogo kochałem. Jak się czujesz, będąc odpowiedzialna za jej śmierć? – Szarpał sznurem coraz mocniej. – Umieraj, LuA

LuA

Kącikiem nabiegłego krwią prawego oka zobaczyła krzyczącą bezgłośnie, próbującą uwolnić się z więzów Lisę. I w tym momencie ze źródła tak głębokiego, że LuA

Jackson, nadziewając się nasadą kręgosłupa na ostry kant blatu, zawył z bólu, ale sznura nie puścił. LuA