Страница 85 из 90
– Moja mama przyjdzie tu po mnie.
– Właśnie na nią czekam.
Lisa zrozumiała, co to oznacza, i drgnęła.
– Chce pan ją skrzywdzić, prawda? Chce pan jej coś zrobić, kiedy tu przyjdzie. – Podniosła głos.
– Zawołaj, jak będziesz czegoś potrzebowała. Nie chcę, żebyś cierpiała nie za swoje winy.
– Niech pan nie krzywdzi mojej mamy, proszę. – Do przewiązanych opaską oczu dziewczynki napłynęły łzy.
Jackson starał się ignorować te błagania. Chlipanie przeszło w głośny płacz, a potem w szloch. Po raz pierwszy zobaczył Lisę, kiedy była ośmiomiesięcznym niemowlęciem. Wyrosła na śliczną dziewczynkę. Gdyby LuA
Stał w bezruchu, oszczędzając całą energię na to, co niedługo miało nastąpić. Patrzył w ciemność. Wkrótce się zacznie. I wkrótce będzie po wszystkim.
ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY SIÓDMY
W skład kompleksu medycznego Uniwersytetu Wirginii wchodziły budynki wydziału medycyny oraz ciesząca się bardzo dobrą opinią klinika z pierwszorzędnym oddziałem intensywnej terapii. LuA
Leżał w jednoosobowej salce. Drzwi pilnował policjant z posterunku w Charlottesville. LuA
– Hola, hola, psze pani! Żadnych odwiedzin! – zawołał policjant, potężnie zbudowany mężczyzna po trzydziestce, unosząc rękę dla podkreślenia swych słów.
LuA
– Cześć, Billy.
Policjant obejrzał się.
– Czołem Matt, jak leci?
– Nie za bardzo. Nieprędko pogramy w kosza.
Billy zerknął na temblak.
– Co ci się stało?
– To długa historia. Ten gość, który tu leży, to jej wujek. – Mówiąc to, wskazał głową na LuA
Billy zmieszał się.
– Przepraszam panią, nie wiedziałem. Powiedzieli mi, żebym nikogo nie wpuszczał, ale członków rodziny chyba to nie dotyczy. Niech pani wchodzi.
– Dzięki, Billy – powiedział Riggs.
LuA
Na ich widok leżący na łóżku Charlie uśmiechnął się. Był blady, ale oczy miał żywe i ruchliwe.
– Cholera, a to ci niespodzianka! – zawołał.
LuA
– Dzięki Bogu, że żyjesz.
Charlie chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie drzwi się uchyliły i do pokoju wsunął głowę mężczyzna w białym kitlu.
– Obchód, proszę państwa. – Otworzył drzwi szerzej i wszedł. – Doktor Reese jestem – przedstawił się.
– Matt Riggs. A to siostrzenica Charliego, Catherine. – Riggs wskazał na LuA
Lekarz przystąpił do badania Charliego.
– Całe szczęście – oświadczył – że Charlie wpadł na pomysł z tą opaską uciskową. W samą porę powstrzymał krwotok.
– Wyjdzie z tego? – spytała z niepokojem LuA
Reese zerknął na nią sponad okularów.
– O, naturalnie. Niebezpieczeństwo już minęło. Uzupełniliśmy ubytek krwi, zaszyliśmy ranę. Musi tylko wypocząć, odzyskać siły. – Reese notował w karcie chorego wyniki badania.
Charlie uniósł się na łokciach.
– Świetnie się czuję. Kiedy mnie wypiszecie?
– Za parę dni, jak staniesz na nogi.
Charlie był wyraźnie niezadowolony z tej odpowiedzi.
– Zajrzę tu znowu jutro rano – oznajmił Reese. – Niech państwo nie siedzą za długo, on potrzebuje odpoczynku.
Ledwie za Reese’em zamknęły się drzwi, Charlie usiadł na łóżku.
– Wiadomo coś o Lisie?
LuA
– Przypuszczamy, że jest w jego rękach, Charlie – powiedział Riggs.
– Ja to wiem na pewno. Jak tylko odzyskałem przytomność, opowiedziałem glinom wszystko, co wiedziałem.
– Na pewno już nad tym pracują – rzekł bez przekonania Riggs.
Charlie rąbnął pięścią o metalowy bok łóżka.
– Cholera, oni go nie złapią. Dawno go tu już nie ma. Trzeba coś robić. Nie próbował się z tobą skontaktować, LuA
– Sama się z nim skontaktuję – odparła LuA
– Od jednego skaleczenia się nie umiera. – Zawiesił głos, mobilizował się wewnętrznie przed tym, co chciał teraz powiedzieć. – Przepraszam, LuA
LuA
– Do cholery, Charlie, przecież o mało życia za nią nie oddałeś. I za mnie.
Charlie otoczył ją potężnymi ramionami. Riggs patrzył w milczeniu, jak się obejmują i kołyszą.
– Lisa wróci do nas cała i zdrowa, Charlie. – LuA
– Znasz tego faceta, LuA
– Jemu chodzi o mnie, Charlie. Cały jego świat się rozpada. Federalni depczą mu po piętach, zabił Donovana, Bobbie Jo Reynolds i prawdopodobnie własną siostrę. I wbił sobie do głowy, że to ja jestem za to wszystko odpowiedzialna.
– Przecież to bzdura.
– Powiedz to jemu.
– Ale nie możesz tak po prostu oddać się w jego łapy.
– To samo mówię – wtrącił się Riggs. – Nie możesz zadzwonić do faceta i powiedzieć: „Proszę się nie martwić, zaraz u pana będę i może mnie pan zabić”.
LuA
– On ma rację, LuA
– A ty dokąd? – spytała ostro LuA
– Ubrać się.
– Zaraz, nie słyszałeś, co mówił lekarz?
– Stary już jestem i przygłuchy.
– Charlie…
– Posłuchaj – wpadł jej gniewnie w słowo i celując niezdarnie nogą w nogawkę spodni, zatoczył się. LuA
LuA
– Stary uparty niedźwiedź z ciebie, wiesz?
– Mam tylko jedną zdrową rękę, ale marny los tego faceta, jak mi się pod nią nawinie.
Riggs pokazał swoją zranioną rękę.
– To razem mamy dwie. Mnie też ten gość nadepnął na odcisk.
LuA
– A ten gliniarz pod drzwiami? – spytała.
– Ja się nim zajmę – zaofiarował się Riggs.
LuA
Riggs, nie czekając, aż Charlie skończy się ubierać, wyszedł do Billy’ego na korytarz.
– Billy, nie skoczyłbyś do stołówki po dwie kawy i coś na ząb? Poszedłbym sam, ale nie zabiorę się ze wszystkim z tą jedną ręką. No i ona mi tam histeryzuje. – Wskazał wymownym ruchem głowy na drzwi. – Nie chcę jej zostawiać.
– No wiesz, Matt, nie wolno mi schodzić z posterunku.
– Postoję tu za ciebie, Billy, nie bój się nic. – Riggs wygrzebał z kieszeni trochę drobnych. – Trzymaj, sobie też coś kup. Pamiętam, jak po naszym ostatnim meczu w kosza sam spałaszowałeś całą pizzę. – Otaksował wzrokiem słuszną posturę Billy’ego. – Jeszcze mi tu zmizerniejesz.
Billy wziął ze śmiechem pieniądze.
– Ty wiesz, jak człowieka zbajerować.
Kiedy tylko za Billym zasunęły się drzwi windy, Riggs wywołał ich z sali. Sprowadzili Charliego schodami awaryjnymi na dół, a potem, biorąc go między siebie, pobiegli w strugach deszczu do samochodu. Chmury wisiały nisko i było już ciemno, a widoczność z każdą minutą się pogarszała.
Niedługo potem jechali już drogą Dwudziestą Dziewiątą. Charlie, korzystając z okazji, zrelacjonował im przebieg wydarzeń w motelu, nie pomijając faktu, że Jackson nie był sam. Skończywszy, pochylił się na tylnej kanapie i wsunął głowę między dwa przednie fotele.
– No to jaki mamy plan? – Skrzywił się z bólu, kiedy samochód podskoczył na dziurze w jezdni.
LuA
– Dzwonię do niego – oświadczyła, wyciągając z kieszeni karteczkę z numerem telefonu.
– I co potem? – spytał Riggs.
– Jego spytam – odparła.
– Dobrze wiesz, co powie – wtrącił Charlie. – Umówi się z tobą na spotkanie. Tylko on i ty. A jak tam pójdziesz, to cię zabije.
– A jak nie pójdę, zamorduje Lisę.
– On i tak może to zrobić – mruknął Riggs.
LuA
– Nie zrobi tego, jeśli najpierw ja jego załatwię. – Wróciła myślami do ostatniego spotkania z Jacksonem w chacie. Była od niego silniejsza. Czyli tu miała nad nim niewielką, bo niewielką, ale zawsze przewagę. Tylko że on też o tym wiedział. Zobaczyła to w jego oczach. A to znaczyło, że nie zmierzy się już z nią w walce wręcz. Będzie musiała o tym pamiętać. Skoro on umie się przystosowywać do rozmaitych warunków, to ona też to potrafi.