Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 21 из 91



Bardzo – odparł Hearn. – Ale ta opera jest tak przepojona uczuciami, że podobałoby mi się jeszcze bardziej, gdybym widział wyraz twarzy głównych bohaterów. To smutne, ale kiedy wykupywałem miejsce, nie mogłem pozwolić sobie na lepsze, bliżej sceny.

Węgier długo milczał i Ethan zaczynał się już bać, że nie chwyci przynety. Nagle, jakby po namyśle, powiedział:

– Może zechce pan usiąść obok mnie, na miejscu mojej żony?

– Jeszcze raz- powiedział Hasan Arsienow. – Musimy przećwiczyć każdy najdrobniejszy fragment ciągu wydarzeń, które doprowadzą nas do wolności.

– Przecież znam je tak dobrze jak twoją twarz – zaprotestowała Zina.

– Na tyle dobrze, żeby przejść całą trasę z zawiązanymi oczami?

– Nie bądź śmieszny – prychnęła drwiąco.

– Po islandzku, Zina. Teraz mówimy tylko po islandzku.

Na dużym biurku w ich pokoju leżały plany hotelu Oskjuhlid w Reykjaviku. W zapraszającym świetle lampki nocnej widać było każdy szczegół każdego piętra, od fundamentów, systemu kanalizacyjnego i klimatyzacyjnego poczynając, na dokładnym rozkładzie pokojów i rozstawieniu ochroniarzy kończąc. Na wszystkich szkicach widniały stara

– Od chwili przedarcia się przez hotelowy system bezpieczeństwa- mówił Arsienow – zostanie nam bardzo mało czasu na osiągnięcie celu. Niestety, nie wiemy dokładnie ile czasu i będziemy mogli to sprawdzić dopiero podczas próby na miejscu. Dlatego absolutnie najważniejsze jest zdecydowanie i bezbłędność. Nie możemy pomylić ani jednego skrętu!

Wziął szarfę, zaprowadził Zinę na koniec pokoju i mocno zawiązał jej oczy.

– Weszliśmy do hotelu. – Puścił jej rękę. – Przejdź całą trasę. Będę mierzył czas. Ruszaj!

Dwie trzecie drogi pokonała bez najmniejszego błędu, ale potem, na skrzyżowaniu dwóch korytarzy, skręciła w lewo zamiast w prawo.

– Już po tobie – warknął i gwałtownym ruchem zdjął szarfę. – Nawet gdybyś zawróciła, nie zdążyłabyś na czas. Ochroniarze, Amerykanie, Rosjanie i Arabowie, dopadliby cię i zastrzelili.

Zina trzęsła się ze złości na siebie i na niego.

– Znam tę minę, Zino – powiedział. – Zapomnij o gniewie. Emocje utrudniają koncentrację, a teraz musisz być maksymalnie skoncentrowana. Skończymy dopiero wtedy, kiedy przejdziesz całą trasę z zawiązanymi oczami.

Godzinę później, wykonawszy zadanie, Zina powiedziała:

– Chodź, połóż się, miły.

Arsienow, ubrany teraz w czarną muślinową szatą z pasem, pokręcił głową. Stał przed wielkim oknem wychodzącym na ciemny Dunaj, w którym skrzyły się światła Budapesztu.

Zina roześmiała się gardłowo.

– Hasan, dotknij tego. – Leżała naga na kanapie i przesuwała po prześcieradle dłonią z długimi, szeroko rozchylonymi palcami. – Czysta egipska bawełna, jaka cudowna…

Arsienow odwrócił się na pięcie. Pociemniała mu twarz.

– I właśnie o to chodzi. – Wskazał na wpół pustą butelkę na stoliku nocnym. – Koniak, gładkie prześcieradła i kanapa. Nie dla nas te luksusy.

Zina szeroko otworzyła oczy i wydęła wargi.

– Ale dlaczego?

– Czy to, czego przed chwilą cię nauczyłem, wleciało ci do głowy jednym uchem i wyleciało drugim? Dlatego że jesteśmy bojownikami i wyrzekliśmy się wszystkich dóbr doczesnych.

– Czy wyrzekłeś się broni, Hasanie? Potrząsnął głową. Oczy miał harde i zimne.

– Nasza broń ma swoje przeznaczenie.



– Te gładkie, mięciutkie rzeczy też. Dają mi szczęście. Arsienow mruknął gardłowo z dezaprobatą.

– Nie chcę ich mieć na własność, Hasanie – dodała Zina. – Chcę się tylko nimi nacieszyć, chociaż przez dwie noce. – Wyciągnęła do niego rękę. – Nie możesz choć na chwilę zapomnieć o swoich zasadach? Ciężko dzisiaj pracowaliśmy, zasługujemy na krótki odpoczynek.

– Mów za siebie – uciął. – Ja nie dam się skusić luksusom. Brzydzi mnie i oburza, że ty im uległaś.

– Nie wierzę, że wzbudzam w tobie obrzydzenie. – W ciemnych oczach Hasana dostrzegła coś w rodzaju samowyrzeczenia, które mylnie wzięła za przejaw jego ascetycznego charakteru. – No dobrze. Jeśli tylko do mnie przyjdziesz, rozbiję butelkę po koniaku i zaścielę łóżko szkłem.

– Mówiłem ci, Zino – odparł ponuro. – Z tych spraw się nie żartuje. Usiadła i na kolanach podeszła bliżej. Jej piersi zakołysały się zmysłowo w złotawym świetle lampki.

– Mówię zupełnie poważnie. Jeśli chcesz kochać się ze mną na łożu boleści, czyż śmiałabym ci się sprzeciwić?

Długo patrzył na nią bez słowa. Nie przyszło mu nawet do głowy, że może z niego szydzić.

– Czy ty nic nie rozumiesz? – Zrobił krok w jej stronę. – Obraliśmy drogę. Jest nią Tariquat, duchowa droga do Allaha.

– Nie rozpraszaj mnie, Hasanie. Wciąż myślę o twojej broni. – Chwyciła go za szatę i przyciągnęła bliżej. Jej druga ręka delikatnie musnęła bandaż na udzie, w które go postrzelono. Musnęła i powędrowała wyżej.

Kochali się dziko i gwałtownie, jakby walczyli ze sobą. Wynikało to zarówno z potrzeby fizycznej, jak i z tego, że wzajemnie pragnęli sprawić sobie ból. Sądząc po tych zapasach, głośnych jękach i uwieńczonych zaspokojeniem ruchach, miłość nie odgrywała w tym akcie żadnej roli. Arsienow wolałby kochać się na łożu zasłanym szkłem, tak jak zażartowała Zina, dlatego gdy go objęła, szarpnął się do góry, a wtedy ona przytrzymała go i rozorała mu paznokciami plecy. Był tak gwałtowny, że ją ugryzł, więc odsłoniwszy zęby, ona ugryzła jego, w potężnie umięśnione ramię, w rękę i pierś. Dopiero gdy dotarli do granicy bólu i rozkoszy, Arsienow wyrwał się z tego dziwnego, przypominającego halucynację stanu.

Uważał, że za to, co zrobił Chalidowi Muratowi, swemu towarzyszowi i przyjacielowi, powi

Zina leżała w jego ramionach. Była daleko, bardzo daleko, lecz jej głowę też wypełniały myśli proroków. Konkretnie rzecz biorąc, jednego proroka. Ten współczesny prorok zdominował jej duszę, odkąd wciągnęła Hasana do łóżka. Była wściekła, że Hasan nie potrafi rozkoszować się otaczającym ich luksusem, dlatego nie o nim myślała, kiedy ją obejmował, a gdy w nią wszedł, wyobraziła sobie, że wszedł w nią Stiepan Spalko, za którym wodziła oczami. A gdy w momencie spełnienia zagryzła) wargi, zagryzła je nie z rozkoszy, jak myślał Hasan, tylko ze strachu, że może wykrzyczeć jego imię. Bardzo chciała to zrobić, choćby tylko po to, żeby dopiec do żywego Hasanowi, który – nie miała co do tego żadnych wątpliwości – bardzo ją kochał. Miłość ta była niema, nieświadoma i infantylna jak niemowlę wyciągające rączki do matczynej piersi. On szukał w niej ciepła, schronienia i szybkiego powrotu do łona. Na myśl o takiej miłości cierpła jej skóra.

Tymczasem ona pragnęła…

Hasan poruszył się, westchnął i myśli pierzchły. Sądziła, że zasnął, tymczasem on nie spał albo coś go obudziło. Musiała zaspokoić jego zachcianki, nie miała czasu na myślenie. Poczuła jego męski zapach, który ogarnął ją jak mgła przed świtaniem. Oddychał trochę szybciej.

– Myślałem, co to znaczy być prorokiem – szepnął. – I czy pewnego dnia mój lud tak mnie nazwie.

Zina nie odpowiedziała, wiedząc, że Hasan chce, by milczała i tylko go wysłuchała. Znowu musiał utwierdzić się w przekonaniu, że wybrał dobrą drogę – była to jego słabość, o której nikt nie wiedział i którą znała jedynie ona. Zastanawiała się, czy nie podejrzewał go o nią przebiegły Murat. I była niemal pewna, że wyczuwają Spalko.

– Koran mówi, że każdy prorok jest ucieleśnieniem boskiej cechy – mówił Arsienow. – Mojżesz jest objawieniem najwyższego aspektu rzeczywistości, ponieważ rozmawiał z Bogiem bez pośrednika. W Koranie Pan mówi do niego tak: "Nie obawiaj się! Ty będziesz tym, który weźmie górę!" Jezus jest objawieniem proroctwa jako takiego. Jako małe dziecko

zawołał: "Bóg dał mi Księgę i wyniósł mnie między proroki". Ale Mahomet jest duchowym wcieleniem i objawieniem wszystkich imion Bożych. Sam powiedział: "Najpierw Pan stworzył moje światło. Byłem prorokiem, kiedy Adam wędrował jeszcze między wodą i ziemią".

Zina odliczyła kilka uderzeń serca, żeby się upewnić, czy skończył perorować. Potem, z ręką na jego powoli podnoszącej się i opadającej piersi, zadała mu pytanie, na które czekał:

– A jaka jest twoja boska cecha, mój proroku?

Arsienow odwrócił głowę. Twarz Ziny tonęła w cieniu, lecz w blasku stojącej na stoliku lampki zobaczył świetlisty zarys jej policzka, długą malarską kreskę, i wówczas przyszła mu do głowy myśl, którą zawsze od siebie odpędzał. Nie wiedział, co zrobiłby bez jej siły i żywotności. Jej łono było dla niego symbolem nieśmiertelności, świętym miejscem, które zrodzi jego synów, dając początek wiecznemu rodowi. Jednak zdawał sobie sprawę, że bez pomocy Spalki marzenie to nigdy się nie spełni.

– Zino, gdybyś tylko wiedziała, co Spalko dla nas zrobi, kim pomoże nam się stać.

Położyła mu głowę na ramieniu.

– Powiedz.

W kącikach jego ust błądził lekki cień uśmiechu. Popełniłbym błąd. Dlaczego?

Dlatego że nie chcę cię uprzedzać. Musisz sama zobaczyć zniszczenic, jakiego dokona ta broń.

Patrząc mu w oczy, poczuła, że przeszywa ją potężny dreszcz sięgający samego serca, gdzie rzadko śmiała zajrzeć. Może przeczuwała już następstwa straszliwego kataklizmu, jaki miał rozpętać się w Nairobi za j trzy dni. Lecz umiejętność jasnowidzenia, którą Bóg obdarza czasem kochanków, podszepnęła jej, że Hasana najbardziej ciekawi strach, jaki ten rodzaj śmierci wywoła. Było oczywiste, że właśnie strachem zamierza władać. Lękiem przed mieczem sprawiedliwości, dzięki któremu Czeczeni odzyskają wszystko to, co stracili przez stulecia krzywd, wysiedleń i rozlewu krwi.