Страница 158 из 160
Jason i Wong podnieśli wspólnymi siłami McAllistera i ruszyli w stronę śmigłowca. Nagle Bourne stanął.
– Chryste, poczekaj chwilę!… Albo nie, dalej nieś go sam! – krzyknął do łącznika. – Ja muszę wrócić!
– Po co? – wyszeptał podsekretarz bliski agonii.
– Co pan robi, sir? – spytał Wong.
– Pożywka dla rewizjonistów – odpowiedział Jason enigmatycznie i pobiegł z powrotem ku zwłokom Sheng Chouyanga. Gdy dotarł na miejsce, nachylił się i wsunął płaski przedmiot pod kurtkę zabitego. Wyprostował się i biegiem wrócił do helikoptera w momencie, gdy Wong ostrożnie i bardzo delikatnie układał McAllistera na dwóch tylnych siedzeniach. Bourne przeszedł na przód, wyciągnął nóż, przeciął nylonową linkę, którą pilot był skrępowany, a następnie pasek materiału, którym miał zakneblowane usta. Pilot dostał ataku kaszlu i nie mógł złapać tchu, ale Jason nie czekając, aż mu przejdzie, wydał rozkazy.
– Kaifeiji ba! – krzyknął.
– Może pan mówić po angielsku – wysapał pilot. – Dobrze znam ten język. Wymagano tego od nas.
– Startuj, skurwysynu! Już!
Pilot uruchomił silnik i w tym samym momencie ujrzeli w światłach helikoptera, jak całe pole wypełniło się postaciami w mundurach. Żołnierze natychmiast dostrzegli ciała pięciu zabitych ludzi z doborowego oddziału Shenga i otworzyli ogień do wznoszącego się powoli do góry śmigłowca.
– Szybciej, do jasnej cholery! – wrzasnął Jason.
– To pudełko to prawdziwa forteca godna Shenga – objaśnił pilot. – Nawet szyby są kuloodporne. Dokąd lecimy?
– Do Hongkongu! – krzyknął Bourne, stwierdzając ze zdziwieniem, że pilot prowadzący teraz maszynę szybko do góry odwrócił się do niego z uśmiechem.
– Chyba wspaniałomyślni Amerykanie lub życzliwi Brytyjczycy udzielą mi azylu, co, sir? To marzenie mojego życia!
– Do diabła z tym – rzekł człowiek z,,Meduzy”, gdy weszli w pierwszą warstwę nisko zawieszonych chmur.
– To był doskonały pomysł, sir – odezwał się Wong siedzący w mroku w głębi śmigłowca. – Jak pan na to wpadł?
– Już raz się sprawdził – odpowiedział Jason, przypalając papierosa. – Historia, nawet ta niezbyt odległa, lubi się powtarzać.
– Webb? – zaczął szeptem McAllister.
– Co takiego, analityku? Jak się czujesz?
– Mniejsza z tym. Czemu wróciłeś tam – do Shenga?
– Żeby dać mu pożegnalny prezent. Książeczkę czekową. Jej właściciel ma tajne konto w banku na Kajmanach.
– Co?
– Nikomu już się nie przyda. Nazwisko i numery konta zostały wycięte. Ciekawe, jak zareaguje Pekin, kiedy dowie się o jej istnieniu, nie sądzisz?