Страница 147 из 160
– Dobry Boże, ratuj mnie – wykrztusił oszołomiony Bourne.
– Nie musisz znać szczegółów, ale rozpoznasz istotę swojej teorii „konspirator przeciwko konspiratorowi”. Z grubsza rzecz biorąc oskarżam go o złamanie danego słowa, o odsunięcie mnie od jego manipulacji w Hongkongu, mimo że przez całe lata korzystał potajemnie z mojej pomocy w tworzeniu całej tej struktury. Odsuwa mnie, ponieważ już nie jestem mu potrzebny, a poza tym wie, że prawdopodobnie nic nie powiem, bo byłbym zrujnowany. Napisałem, że obawiam się nawet o swoje życie.
– Zapomnij o tym! – krzyknął Jason. – Zapomnij o tej całej przeklętej historii! To szaleństwo!
– Zakładasz, że spudłuję lub że mnie złapią. Ja nie biorę pod uwagę żadnej z tych możliwości – oczywiście przy twojej pomocy.
Bourne odetchnął głęboko i ściszył głos. – Podziwiam twoją odwagę, a nawet to skrywane poczucie przyzwoitości, ale istnieje lepszy sposób i ty jesteś w stanie wiele tutaj zdziałać. Będziesz miał swoją chwilę w słońcu, panie analityku, ale nie tą drogą.
– W takim razie jaką? – zapytał podsekretarz stanu nieco zaskoczony.
– Widziałem, jak działasz i Conklin miał rację. Możesz być skurwysynem, ale na pewno masz głowę na karku. Docierasz do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Londynie i dowiadujesz się, kto dyktuje warunki. Spędzasz tu sześć lat grzebiąc się w jakichś brudnych interesach, tropiąc morderców, złodziei i sutenerów po całym Dalekim Wschodzie w imię dobrosąsiedzkiej polityki rządu. Wiesz, który guzik nacisnąć, wiesz, w czym tkwi sedno sprawy. Zapamiętałeś nawet pazernego doktora tu w Makau mającego wobec ciebie dług wdzięczności i zmusiłeś go, żeby ten dług spłacił.
– Mam to we krwi. Takich ludzi łatwo się nie zapomina.
– Znajdź mi i
– Niemożliwe – powiedział spokojnie McAllister patrząc w oczy Jasonowi.
– No, może sekretarz stanu to trochę za dużo…
– Niemożliwe jest to, co proponujesz – przerwał mu podsekretarz.
– Czy twierdzisz, że nie ma takich ludzi? Jeśli tak, to znowu kłamiesz.
– Jestem pewien, że są. Może nawet wiem o kilku; sądzę, że są też i
– W takim razie nie chcesz dopaść Shenga! A wszystko, co powiedziałeś, było po prostu kolejnym kłamstwem. Łgarz!
– Mylisz się, chcę go dopaść. Ale, używając twoich słów, nie tą drogą.
– Dlaczego nie?
– Ponieważ nie narażę mojego rządu i mojego kraju na tego rodzaju kompromitację. W gruncie rzeczy myślę, że Havilland zgodziłby się ze mną. Najmowanie morderców pozostawia zbyt dużo śladów, tak samo zresztą jak przekazywanie pieniędzy. Ktoś się zdenerwuje albo będzie się przechwalał po pijanemu; powie wszystko i morderstwem będzie obciążony Waszyngton. Nie mógłbym przyłożyć do tego ręki. Przypomnę ci spisek Ke
– Nie jestem na nikogo skazany! Ja mogę dotrzeć do Shenga. Ty nie możesz!
– Skomplikowane kwestie można zazwyczaj sprowadzić do prostych równań, jeżeli pamięta się pewne fakty.
– Co to znaczy?
– Znaczy to, że obstaję przy swoim sposobie.
– Dlaczego?
– Dlatego, że Havilland ma twoją żonę.
– Ona jest z Conklinem! Z Mo Panovem! Nie ośmieliłby się…
– Nie znasz go – przerwał McAllister. – Obrażasz go, ale go nie znasz. On jest taki jak Sheng Chouyang. Nic go nie powstrzyma. Jeżeli mam rację – a jestem pewien, że tak – pani Webb, pan Conklin i doktor Panov są na czas trwania wojny gośćmi w domu na Yictoria Peak.
– Gośćmi?
– Areszt domowy, o którym wspominałem parę minut temu.
– Sukinsyn! – szepnął Jason, a mięśnie na jego twarzy zadrgały.
– A więc jak dotrzemy do Pekinu?
Bourne odpowiedział nie otwierając oczu. – Człowiek z garnizonu w Guangdongu o nazwisku Su Jiang. Porozumiem się z nim po francusku. On zostawi dla nas wiadomość tu w Makau. Przy stoliku w kasynie.
– Ruszaj! – ponaglił McAllister.