Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 145 из 160



Podniecenie minęło.

– Chodźmy – odezwał się Jason. – Musimy iść.

– Wiesz co, Webb, masz dwa rozkazy, które powtarzasz z denerwującą częstotliwością. „Ruszaj” i „chodźmy”.

– One skutkują. – Obaj mężczyźni przeszli na drugą stronę Do Amaral.

– Zdaję sobie sprawę, że musimy działać szybko, ale nie powiedziałeś, dokąd idziemy.

– Wiem o tym – odparł Bourne.

– Myślę, że już czas, abyś to zrobił. – Szli dalej. Bourne nadawał tempo. – Nazwałeś mnie kurwą – ciągnął podsekretarz.

– Bo jesteś kurwą.

– Ponieważ zgodziłem się zrobić to, co uważałem za słuszne, to, co trzeba było zrobić?

– Ponieważ oni cię wykorzystali; chłopcy, którzy mają władzę. Wykorzystali, a teraz pozbędą się ciebie bez zastanowienia. Marzyły ci się w przyszłości limuzyny i konferencje na wysokim szczeblu i nie mogłeś się temu oprzeć. Byłeś skło

Milczenie. Aż do następnej przecznicy.

– Myślisz, że o tym nie wiem, Bourne?

– O czym?

– Że się mnie pozbędą.

Jason ponownie spojrzał z pogardą na idącego obok bezdusznego biurokratę. – Wiesz o tym?

– Oczywiście. Nie należę do ich przymierza, bo oni wcale mnie tam nie chcą. Mam pewne kompetencje oraz głowę na karku. Brakuje mi jednak tego niezwykłego, tak typowego dla nich, talentu do udawania. Nie umiem robić dobrego wrażenia. Zamarłbym chyba przed kamerą telewizyjną – chociaż stale oglądam idiotów, którzy uprawiają tę grę i ciągle popełniają te same bezsensowne błędy. Jak widzisz, znam swoje ograniczenia. Ponieważ nie potrafię robić tego, co oni robią z taką wprawą, muszę robić to, co jest najkorzystniejsze dla nich i dla kraju. Muszę za nich myśleć.

– Za Havillanda? Przyjechałeś do nas do Maine i uprowadziłeś mi żonę! I nie znalazłeś żadnego i

– Żadnego, które mógłbym zaproponować. Żadnego, które tak jak strategia Havillanda uwzględniałoby całą złożoność sytuacji. Do Shenga można było dotrzeć tylko poprzez zabójcę, który wydawał się nieuchwytny. To, że ty mogłeś go pojmać i doprowadzić do nas, znacznie upraszczało całą sprawę – dzięki temu mogliśmy szybciej dobrać się do Shenga.

– Mieliście do mnie cholerne zaufanie, o wiele większe niż ja sam mam do siebie.

– Mieliśmy zaufanie do Jasona Bourne'a, do Kaina – człowieka z „Meduzy” zwanego Deltą. Miałeś bardzo silny motyw: odzyskać żonę, którą bardzo kochasz. Nie byłoby też najmniejszych powiązań z naszym rządem…

– Od początku przeczuwaliśmy jakiś ukartowany scenariusz! – wybuchnął Bourne. – Ja przeczuwałem i Conklin też.

– Przeczucie to jeszcze nie pewność – zaprotestował analityk, gdy przemierzali szybko ciemną brukowaną uliczkę. – Nie wiedziałeś nic konkretnego, nic, co mógłbyś ujawnić, nie było żadnego pośrednika, który wskazywałby na udział Waszyngtonu. Byłeś opętany myślą o odnalezieniu zabójcy, który podszywał się pod ciebie, bo chciałeś, żeby rozwścieczony taipan oddał ci żonę – rozwścieczony, ponieważ jego własna żona została prawdopodobnie zamordowana przez owego zabójcę, który nazywał siebie Jasonem Bourne'em. Początkowo wydawało mi się to szaleństwem, lecz później dostrzegłem w tym chytrą logikę. Havilland miał rację. Jeżeli był na świecie chociaż jeden człowiek, który mógł schwytać zabójcę i w ten sposób unieszkodliwić Shenga, to byłeś nim ty. Nie mogłeś mieć jednak żadnych powiązań z Waszyngtonem. Dlatego też trzeba było tobą umiejętnie manewrować, posługując się jakimś doskonałym kłamstwem. W przeciwnym razie mógłbyś zareagować w bardziej normalny sposób. Mógłbyś udać się na policję lub do kogoś z rządu, do ludzi, których znałeś w przeszłości – tej przeszłości, którą mogłeś pamiętać, co było również dla nas bardzo korzystne.

– Rzeczywiście poszedłem do ludzi, których znałem wcześniej.

– I dowiedziałeś się jedynie, że im bardziej grozisz ujawnieniem różnych rzeczy, tym chętniej rząd każe cię poddać ponownej kuracji. W końcu wywodzisz się z „Meduzy” i cierpiałeś na amnezję, a nawet schizofrenię.

– Conklin udał się do i

– I powiedziano mu na początku akurat tyle, abyśmy mogli się zorientować, co on wie i co udało mu się wydedukować. Sądzę, że kiedyś był jednym z najlepszych ludzi, jakich mieliśmy.

– Był. I nadal jest.

– Uznał, że jesteś nie do uratowania.

– To przeszłość. W tamtych warunkach pewnie postąpiłbym tak samo. Nauczył się w Waszyngtonie o wiele więcej niż ja.

– Dał sobie wmówić coś, co dokładnie pokrywało się z tym, czego oczekiwał. Było to zresztą jedno z najbardziej genialnych pociągnięć Havillanda, wykazał przy tym znakomity refleks. Pamiętaj, że Aleksander Conklin jest wypalonym, zgorzkniałym człowiekiem. Nie kocha świata, w którym spędził swoje dojrzałe życie, nie kocha też ludzi, z którymi przyszło mu pracować. Powiedziano mu, że cała ta operacja może wymknąć się spod kontroli, że scenariusz mogą przechwycić wrogie elementy. – McAllister zamilkł, kiedy wyszli z alejki, skręcili za rogiem i znaleźli się wśród tłumów wypełniających ulice Makau. Wszędzie wokół migotały kolorowe światła. – To było kłamstwo do kwadratu, rozumiesz? – ciągnął analityk. – Conklin był przekonany, że do sprawy wmieszał się ktoś i



– To właśnie mi powiedział – rzekł Jason marszcząc brwi na wspomnienie poczekalni lotniska Dullesa i łez, które napłynęły mu wtedy do oczu. – Kazał mi działać zgodnie ze scenariuszem.

– Nie miał wyboru. – Nagle McAllister chwycił Bourne'a za ramię i wskazał głową znajdujący się przed nimi z prawej strony ciemny uliczny stragan. – Musimy porozmawiać.

– Przecież rozmawiamy – powiedział ostro człowiek z „Meduzy”. – Wiem, dokąd idziemy i nie możemy tracić czasu.

– Nie, nie wolno ci się spieszyć – rzekł analityk. Powiedział to z taką desperacją, że Bourne zatrzymał się, spojrzał na niego, a następnie poszedł za nim w stronę stojącego w niszy straganu. – Zanim cokolwiek zrobisz, musisz zrozumieć.

– Co mam zrozumieć? Kłamstwa?

– Nie, prawdę.

– Ty nie wiesz, co to prawda – rzekł Jason.

– Wiem, może nawet lepiej od ciebie. Jak powiedziałeś, na tym polega moja praca. Gdyby nie twoja żona, plan działania Havillanda okazałby się trafny. Ale ona uciekła. Wymknęła się. Ona spowodowała, że ten plan się rozleciał.

– Zdaję sobie z tego sprawę.

– A zatem zdajesz sobie również sprawę z tego, że jeśli nawet Sheng nie domyśla się, kim ona jest, to w każdym razie wie o niej i docenia jej znaczenie w całej tej sprawie.

– Jakoś o tym nie pomyślałem.

– No to pomyśl teraz. Przeniknęli do grupy operacyjnej Lina Wenzu, podczas gdy on i cały Hongkong starali się ją znaleźć. Zabito Catherine Staples, ponieważ była związana z twoją żoną, i uznano, że dzięki tej tajemniczej kobiecie dowiedziała się zbyt dużo albo też była bliska odkrycia prawdy, co mogło okazać się zgubne. Sheng niewątpliwie dąży do wyeliminowania wszystkich przeciwników, nawet tych potencjalnych. Przekonałeś się w Pekinie, że to fanatyk przewrażliwiony na punkcie zagrożenia – wróg czai się w każdym ciemnym zakamarku.

– Co proponujesz? – zapytał Bourne niecierpliwie.

– Sheng jest również inteligentny, a jego ludzie są na terenie całej kolonii.

– A więc?

– Gdy historia ukaże się w pora

– Niech to cholera, do czego zmierzasz?

– Znajdzie Havillanda, a później twoją żonę.

– I?

– Załóżmy, że ci się nie uda? Załóżmy, że cię zabiją? Sheng nie spocznie, póki nie dowie się wszystkiego, czego można się dowiedzieć. Kluczową postacią jest z pewnością kobieta, która towarzyszy Havil-landowi, wysoka kobieta, której wszyscy szukali. Ona musi coś wiedzieć, ponieważ tkwi w samym środku tej tajemnicy i ma powiązania z ambasadorem. Jeżeli coś ci się stanie, Havilland będzie zmuszony ją wypuścić, a Sheng już dopilnuje, aby ją odnaleziono – na Kai Tak lub w Honolulu, w Los Angeles czy w Nowym Jorku. Uwierz mi, Webb, on nie spocznie, póki jej nie dopadnie. Musi się dowiedzieć, co przeciwko niemu szykowano, a ona stanowi klucz. Nikt i

– No i co proponujesz?

– Wszystko może się powtórzyć, ale skutki mogą okazać się tragiczne.

– Scenariusz? – zapytał Jason, a przed oczyma znowu stanęły mu krwawe obrazy z doliny w rezerwacie ptaków.

– Tak – powiedział stanowczo analityk. – Tylko że tym razem nie będzie to już element strategii, która miała na celu ciebie zwerbować. Twoja żona zostanie naprawdę porwana, Sheng tego dopilnuje.

– Nie dopilnuje, bo będzie martwy!

– Prawdopodobnie. Jednakże istnieje poważne ryzyko niepowodzenia. Sheng może przeżyć.

– Usiłujesz coś powiedzieć, ale tego nie mówisz.

– W porządku. Powiem teraz. Jako zabójca możesz dotrzeć do Shenga, jesteś tym, który nas do niego doprowadzi. Ja jednak będę tym, który go wywabi.

– Ty?

– Z tego właśnie powodu poleciłem ambasadzie użyć mojego nazwiska w oświadczeniu dla prasy. Widzisz, Sheng mnie zna, a ja uważnie słuchałem, kiedy ty przedstawiałeś Havillandowi swoją teorię „konspirator przeciwko konspiratorowi”. On jej nie zaakceptował, prawdę mówiąc, ja też nie. Sheng nie zgodziłby się na spotkanie z nie znaną mu osobą, ale z pewnością zgodzi się spotkać z kimś, kogo zna.