Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 143 из 160



– Nie jest pan ponad niczym – rzekł Conklin ze złością wstając z krzesła. – O czymś jednak pan zapomniał – o tym, co powiedział pan Dawidowi. To rażące niedociągnięcie.

– Cóż to takiego?

– Nie pozwolę, aby uszło ci to bezkarnie. – Aleks utykając zbliżył się do drzwi. – Można długo prosić, ale w końcu przychodzi taki moment, że ma się tego dość. Jesteś skończony, wytworny błaźnie. Webb dowie się prawdy. Całej prawdy.

Conklin otworzył drzwi. Miał przed sobą plecy wysokiego żołnierza, który na dźwięk otwieranych drzwi wykonał pełny zwrot unosząc broń.

– Zejdź mi z drogi, żołnierzu – powiedział Aleks.

– Przykro mi, sir – warknął żołnierz, patrząc obojętnym wzrokiem prosto przed siebie.

Conklin obrócił się do dyplomaty siedzącego za biurkiem. Havilland wzruszył ramionami.

– Przepisy – rzekł.

– Myślałem, że tych ludzi już tu nie ma. Sądziłem, że znajdują się na lotnisku.

– Tamci, których widziałeś, istotnie tam są. Ci natomiast należą do oddziału z kontyngentu konsularnego. Dzięki nagięciu paru przepisów przez Downing Street jest to teraz oficjalnie terytorium USA. Jesteśmy upoważnieni do obecności militarnej.

– Chcę zobaczyć Webba!

– Nie możesz. On wyjeżdża.

– Kim, u diabła, wydaje ci się, że jesteś?

– Nazywam się Raymond Oliver Havilland. Jestem pełnomocnym ambasadorem rządu Stanów Zjednoczonych Ameryki. W sytuacjach kryzysowych moje polecenia muszą być wykonywane bez dyskusji. A to jest sytuacja kryzysowa. Odpieprz się, Aleks.

Conklin zamknął drzwi i podszedł niezgrabnie do swego krzesła. – Co dalej, panie ambasadorze? Czy nasza trójka dostanie kule w łeb, czy poddacie nas lobotomii?

– Jestem przekonany, że możemy wszyscy dojść do porozumienia.

Leżeli objęci. Marie zdawała sobie jednak sprawę, że on tylko częściowo jest obecny, że tylko częściowo jest sobą. Myślami znowu wróciła do Paryża. Przypomniała sobie zdesperowanego mężczyznę o nazwisku Bourne, który walczył o swoje życie, niepewny, czy mu się uda i czy w ogóle powinien to robić, a jego własne wątpliwości stanowiły dla niego nie mniejsze zagrożenie niż ci, którzy usiłowali go zabić. Ale teraz to nie był Paryż. Nie było już zwątpienia w siebie, nie było improwizowanej w pośpiechu taktyki, by zwieść prześladowców, nie było wyścigu, by schwytać w pułapkę myśliwych. O Paryżu przypominał jej dający się wyczuć między nimi dystans. Dawid starał się do niej dotrzeć – Dawid szlachetny i współczujący – a Jason Bourne mu nie pozwalał. Jason był teraz ścigającym, a nie ściganym, co jedynie wzmogło jego determinację. Świadczyły o tym powtarzane przez niego bez przerwy słowa: Ruszaj! Działaj!

– Dlaczego, Dawidzie, dlaczego?

– Powiedziałem ci. Dlatego, że mogę. Dlatego, że muszę. Dlatego, że trzeba to zrobić.

– To nie jest odpowiedź, kochanie.

– Więc dobrze. – Webb nieznacznie odsunął się od żony, ujął ją za ramiona i popatrzył w oczy. – W takim razie robię to dla nas.

– Dla nas?

– Tak. Widziałbym te obrazy do końca życia. Stale by powracały i raniły mnie, ponieważ miałbym świadomość, że czegoś nie dokończyłem i nie byłbym w stanie się z tym uporać. Popadłbym w depresję i pociągnął za sobą ciebie, ponieważ mimo całej swojej mądrości nie jesteś zbyt odporna.

– Wolałabym popaść w całkowitą depresję razem z tobą niż bez ciebie. Zrozum, ja chcę, abyś żył.

– To nie jest argument.

– Ale musisz się z tym liczyć.

– Będę prowokował pewne ruchy, ale nie będę ich wykonywał.



– Cóż to, u licha, znaczy?

– Chcę, żeby Sheng został usunięty, dokładnie to mam na myśli. Nie zasługuje na to, aby żyć, ale nie ja będę go usuwał.

– Wizerunek Boga do ciebie nie pasuje! – przerwała ostro Marie. – Niech i

– Nie słuchasz mnie. Byłem tam. Widziałem go i słyszałem. On nie zasługuje na to, aby żyć. W jednej ze swych wrzaskliwych tyrad nazwał życie drogoce

– Ale dlaczego? – błagała Marie. – Nie odpowiedziałeś mi!

– Odpowiedziałem, ale mnie nie słuchałaś. W ten czy i

– I myślisz, że jeśli doprowadzisz do śmierci tego człowieka, to uwolnisz się od tych obrazów?

– Tak, myślę, że to pomoże. Wszystko jest względne i nie byłoby mnie tutaj, gdyby Echo nie poświęcił swojego życia po to, abym ja mógł żyć. Nie zawsze wypada o tym mówić, ale tak jak większość ludzi ja także mam sumienie. Być może jest to poczucie winy, ponieważ przeżyłem. Ja po prostu muszę to zrobić dlatego, że mogę to zrobić.

– Przekonałeś sam siebie?

– Tak, przekonałem. Jestem do tego najlepiej przygotowany.

– I mówisz, że masz prowokować ruchy, a nie je wykonywać?

– Nie zdołałbym tego zrobić w żaden i

– A jaką ja mam gwarancję? Kto ma wykonać to zadanie?

– Ta kurwa, która nas w to wpakowała.

– Havilland?

– Nie, on jest rajfurem. McAllister jest kurwą, zawsze był. Człowiek, który wierzy w przyzwoitość, obnosi się z nią, traktuje jako swoją etykietkę, dopóki chłopcy od wielkiej polityki nie każą mu jej wyrzucić. Prawdopodobnie on sprowadzi rajfura, i dobrze się stanie. Razem mogą to zrobić.

– Ale jak?

– Istnieją mężczyźni – również kobiety – którzy gotowi są zabić, jeżeli im się dostatecznie dużo zapłaci. Mogą nie mieć osobowości legendarnego Jasona Bourne'a czy autentycznego Carlosa Szakala, ale jest ich pełno na tym cholernym, plugawym świecie. Edward, ta kurwa, powiedział nam, że narobił sobie wrogów na całym Dalekim

Wschodzie, od Hongkongu po Filipiny, od Singapuru aż do Tokio, działając w imieniu Waszyngtonu, który chciał zdobyć tu wpływy. Gdy ma się wrogów, z reguły wiadomo, kim oni są, wiadomo też, za pomocą jakich sygnałów można do nich dotrzeć. Oto co kurwa i rajfur mogą zrobić. Ja to morderstwo przygotuję, ale dokona go ktoś i

– Kto teraz przez ciebie przemawia? – zapytała Marie. – Dawid czy Jason?

Mąż zamilkł pogrążony w myślach. – Bourne – zdecydował w końcu. – To musi być Bourne, dopóki nie wrócę.

– Ty to wiesz?

– Godzę się na to. Nie mam wyboru.

Usłyszeli ciche, szybkie pukanie do drzwi sypialni.

– Webb! To ja, McAllister. Czas jechać.