Страница 140 из 160
– Może to zrobić, panie Webb – powiedział cicho Havilland, utkwiwszy przerażone spojrzenie w Jasonie Bournie. – I zrobi to. Opisał pan właśnie takiego Sheng Chouyanga, jakiego świat nigdy nie widział, a obecnie jest on najpotężniejszym człowiekiem w Chinach. Jak Adolf Hitler wkroczył zwycięsko do Reichstagu, tak Sheng wkroczy do Komitetu Centralnego i uczyni go swoją marionetką. To, co pan nam powiedział, jest o wiele bardziej przerażające aniżeli wszystko, co byliśmy w stanie sobie wyobrazić. – Chiny przeciwko Chinom… A potem Armageddon. O, mój Boże!
– To brutalne zwierzę – powiedział Jason chrapliwym szeptem. – On musi zabijać jak drapieżnik, jedynym głodem, jaki odczuwa, jest zabijanie – nie dla pożywienia, lecz dla samego uśmiercania.
– Mówi pan ogólnikami – przerwał McAllister chłodno i stanowczo. – Musimy wiedzieć więcej. – Ja muszę wiedzieć więcej!
– Zwołał konferencję – Bourne mówił niewyraźnie, kołysząc głową, ze wzrokiem utkwionym w fotografię. – Zaczynają się noce długiego ostrza, powiedział. Znalazł się zdrajca, powiedział. Ta konferencja to było coś, co mogło powstać tylko w umyśle szaleńca, z pochodniami, zorganizowana gdzieś na prowincji, o godzinę drogi z Pekinu, w rezerwacie ptaków – czy możecie w to uwierzyć? Rezerwat ptaków – a on rzeczywiście zrobił to, co powiedziałem. Zabił człowieka zawieszonego na linach, wbijając swój miecz w przeraźliwie krzyczące ciało. Potem kobietę, która próbowała udowodnić swoją niewi
– Zdrajca? – szepnął McAllister, niestrudzony analityk. – Czy on go znalazł? Czy ktoś się przyznał? Czy jest tam jakaś opozycja?
– Skończcie z tym! – krzyknęła Marie.
– Nie, pani Webb! On tam wraca. Przeżywa to na nowo. Proszę na niego spojrzeć! Czy pani nie widzi? On jest tam.
– Obawiam się, że nasz denerwujący kolega ma rację, Marie – powiedział łagodnie Panov, obserwując Webba. – Raz jest tam, raz tutaj, usiłując odnaleźć swoją własną rzeczywistość. Wszystko jest w porządku. Niech w tym trwa. To może nam wszystkim zaoszczędzić mnóstwo czasu.
– Gówno!
– Zawsze trafne, moja droga, i zawsze dyskusyjne. Ucisz się.
– …Nie było zdrajcy, nikt się nie odezwał, tylko kobieta, która miała wątpliwości. Zabił ją i nastała cisza, okropna cisza. Ostrzegał wszystkich mówiąc, że oni są wszędzie i że jednocześnie nie ma ich nigdzie. W ministerstwach, w Służbie Bezpieczeństwa, wszędzie… I wtedy zabił Echo, lecz Echo wiedział, że musi umrzeć. Chciał umrzeć szybko, ponieważ i tak nie mógłby dłużej żyć. Po torturach, jakie mu zadali, był w okropnym stanie! Jednak, gdyby dał mi czas…
– Kto to jest Echo, Dawidzie? – zapytał Morris Panov. – Powiedz nam, proszę.
– Alfa, Bravo, Charlie, Delta, Echo… Fokstrot…
– „Meduza” – domyślił się psychiatra. – To „Meduza”, prawda? Echo był w „Meduzie”.
– On był w Paryżu. Luwr. Próbował uratować mi życie, ale to ja uratowałem jego życie. To było w porządku, było słuszne. On ocalił mnie przedtem, przed laty. „Odpoczynek jest bronią”, powiedział. Kazał i
– „Odpoczynek jest bronią” – powiedziała Marie cicho, ściskając rękę swego męża; spod jej przymkniętych powiek spływały łzy. – O, Chryste!
– …Echo zobaczył mnie w lesie. Użyliśmy starych sygnałów sprzed lat. On nie zapomniał. Żaden z nas nigdy nie zapomina.
– Czy jesteśmy teraz na wsi, w rezerwacie ptaków, Dawidzie? – zapytał Panov chwytając McAllistera za ramię, aby nie przerywał.
– Tak – odparł Jason Bourne błądząc niewidzącym wzrokiem. – Obaj wiemy. On ma umrzeć. To takie proste, takie oczywiste – umrzeć, śmierć. Koniec. Zyskać na czasie, zdobyć kilka ce
– Zrobić co, Delto? – Panov wymówił imię z lekkim naciskiem.
– Wykończyć skurwysyna. Wykończyć tego rzeźnika. On nie zasługuje na to, aby żyć, nie ma p r a w a żyć. Zbyt łatwo przychodzi mu zabijanie, robi to z uśmiechem na twarzy. Echo to widział. Ja to widziałem. To się dzieje teraz – wszystko dzieje się naraz. Wybuchy w lesie, wszyscy biegają, krzyczą. Mogę to zrobić teraz! Stanowi idealny cel. Widzi mnie! Wpatruje się we mnie! Wie, że jestem jego wrogiem. Jestem twoim wrogiem, rzeźniku! Moja twarz będzie ostatnią, jaką będziesz oglądał!… Coś nie tak? Coś jest nie w porządku! On się zasłania! Wypycha kogoś przed siebie! Muszę się stąd wydostać. Nie mogę tego zrobić!
– Nie mogę czy nie zrobię? – zapytał Panov wychylając się do przodu. – Jesteś Jasonem Bourne'em czy Dawidem Webbem? Kim jesteś?
– Deltą! – ryknęła ofiara ogłuszając wszystkich przy stole swoim wybuchem. – Jestem Delta! Jestem Bourne! Kain to Delta, a Carlos to Kain! – Mężczyzna, kimkolwiek był, osunął się na krzesło, a jego głowa opadła na piersi. Zamilkł.
Trwało to kilka minut – nikt nie wiedział jak długo, nikt nie mierzył czasu – zanim mężczyzna, który nie był w stanie ustalić swojej tożsamości, podniósł głowę. Jego oczy były teraz na wpół wyzwolone, jednak było w nich jeszcze widać męczarnie, które przeżywał.
– Przepraszam – powiedział Dawid Webb. – Nie wiem, co się ze mną działo. Proszę mi wybaczyć.
– Nie przepraszaj, Dawidzie – rzekł Panov. – Wróciłeś tam. To zrozumiałe. Wszystko w porządku.
– Tak, wróciłem. To szaleństwo, czyż nie?
– Wcale nie – odrzekł psychiatra. – To zupełnie naturalne.
– Muszę tam wrócić, to także zrozumiałe, prawda, Mo?
– Dawidzie – krzyknęła Marie obejmując go.
– Muszę – powtórzył Jason Bourne, delikatnie ujmując jej dłonie. – Nikt i
– A co znam i? – Marie objęła go kurczowo ramionami, jej głos odbijał się echem od białych ścian. – Czy m y się nie liczymy?
– Wrócę, obiecuję ci – odparł Dawid uwalniając się z jej objęć i patrząc jej prosto w oczy. – Ale najpierw muszę tam wrócić, czy tego nie rozumiesz?
– Dla tych ludzi? Tych kłamców!
– Nie, nie dla nich. Dla kogoś, kto chciał żyć – ponad wszystko. Nie znałaś go; on zawsze wychodził cało z każdej sytuacji. Wiedział jednak, że tym razem nie warto ratować własnego życia za cenę mojej śmierci. Ja musiałem żyć i zrobić to, co do mnie należało. Musiałem żyć i wrócić do ciebie, o tym również wiedział. Dokonał bilansu i podjął decyzję. Gdzieś tam na naszej drodze każdy z nas musi podejmować tego rodzaju decyzje. – Bourne zwrócił się do McAllis-tera: – Czy jest tu ktoś, kto może zrobić zdjęcie zwłok?
– Czyich? – zapytał podsekretarz.
– Moich – odrzekł Jason Bourne.