Страница 17 из 59
– To potrafię.
Jego uśmiech był pieszczotą.
– Wiem.
Spojrzenia, jakie wymienili, sprawiły, że Roland poczuł się bardzo nieswojo – nie chciał wiedzieć, co było tego powodem – odkaszlnął więc, a wtedy oboje odwrócili się do niego.
– No to jak mamy zabrać się do szukania tego faceta?
– Nie wiem. – Evan westchnął. – Nie jestem nawet pewien, gdzie spróbuje otworzyć bramę. Gdybym wiedział…
– Mógłbyś się z nim spotkać i odesłać go tam, skąd przybył! – wykrzyknęła uradowana Rebecca, podskakując odrobinę.
– Nie, Pani, to nie będzie takie proste. Adept Mroku dorównuje mi siłą, równowaga musi bowiem zostać zachowana.
– Dlaczego więc nie otworzysz własnej bramy? – spytał Roland. – Siły Mroku i Światłości byłyby wtedy nadal wyrównane.
– I stoczyłyby straszliwą wojnę na waszym świecie, który zostałby obrócony w perzynę bez względu na to, kto okazałby się zwycięzcą. – Evan potrząsnął głową i wielobarwne włosy rozsypały mu się na ramionach. – Nie, naszą jedyną szansą jest znalezienie go i pokonanie własnymi siłami. Obawiam się tylko, że on znajdzie nas pierwszy…
– Rebecco!
Tylko Tom mógł spojrzeć na drzwi z takim wigorem.
Stuk. Stuk. Stuk.
– Rebecco, nic ci nie jest? Otwórz! – Stuk. Stuk. Bum. – Wiem, że nie śpisz, słyszałam rozmowy.
– To Daru! – Rebecca zerwała się na nogi i podeszła do drzwi.
Roland spojrzał na zegarek.
– Jest wpół do piątej rano – mruknął.
Rebecca otworzyła drzwi i do pokoju weszła jej opiekunka społeczna w sari, które kontrastowało egzotycznie z twarzą, na której niepokój i irytacja mieszały się w mniej więcej równych proporcjach. Roland poczuł, że mu szczęka opada chyba już po raz setny tego wieczora; nie mógł wyjść z podziwu, jak kobieta może sprawiać wrażenie jednocześnie tak zatroskanej i tak groźnej.
– Co tu się dzieje, Rebecco? – Daru chwyciła młodszą kobietę za ramiona i szybko się jej przyjrzała. – Właśnie wróciłam z przyjęcia w gronie rodziny i usłyszałam na automatycznej sekretarce tę cholerną wiadomość. Zabiłaś kogoś…? Kto to jest?
Roland uświadomił sobie, że Daru nie spogląda na Evana z uwielbieniem i fascynacją, a taką reakcję uważał nieomal za hołd należny Adeptowi. Kobieta była jedynie zaciekawiona i, jak zauważył, zupełnie nie zwracała uwagi na niego samego.
Evan wstał i skłonił się. Biorąc pod uwagę jego powierzchowność, gest ów powinien wyglądać teatralnie i sztucznie, a jednak tak nie było.
– Jestem Evantarin, Adept Światłości.
Daru skłoniła wdzięcznie głowę.
– A ja jestem Daru Sastri z miejskiej opieki społecznej. – Jej oczy przez chwilę zdawały się mówić, że go poznaje, lecz wrażenie to szybko znikło. Daru westchnęła i znów zwróciła się do Rebeki: – Rebecco, przestań podskakiwać, zamknij drzwi i opowiedz mi, co tu się dzieje.
Dziewczyna z wyraźnym wysiłkiem postawiła obie stopy na ziemi, zatrzasnęła drzwi i zamknęła je na łańcuch.
– Zamierzamy ocalić świat przed Mrokiem – oznajmiła z rozpromienioną twarzą.
Daru westchnęła.
– Kotku, mam za sobą długi dzień, więc może zrobisz mi herbaty i zaczniesz wszystko od początku?
– Zgoda. Na początku Alexander został pchnięty nożem.
Rebecca poszła do kuchni, a Daru zbliżyła się do kanapy.
Co było pierwsze, zastanawiał się Roland, kobieta czy sari? Nie widział jeszcze kobiety ubranej w ten strój, która nie poruszałaby się z królewską gracją.
Evan wskazał jej miejsce, które przed chwilą opuścił, i Daru zajęła je z wdziękiem.
– Przyjmujesz to wszystko z wielkim spokojem – powiedział do niej Roland.
Kruczoczarna brew uniosła się.
– Och. – Zaczerwienił się. – Nazywam się Roland. Roland Chapman. Jestem przyjacielem Rebeki.
– No cóż, Rolandzie. – Daru zdjęła sandały i wsunęła pod siebie jedną małą stopę. – Właśnie spędziłam dobę ze swą bardzo liczną rodziną. Chwilowo straciłam zdolność dziwienia się czemukolwiek.
– A to – rzekł poważnie Evan, sadowiąc się na podłodze – może nam ułatwić wyjaśnienie sytuacji.