Страница 39 из 53
Zapadło dłuższe milczenie, które przerwał generał, wstając i podchodząc do biurka.
– Rozumiem, Sloth. Mam nadzieję, że ludzie, którzy z tobą wrócili, nie znają sytuacji na Ksi?
– Oczywiście. Wszystkich, którzy ją poznali, zostawiłem tam, na ich życzenie zresztą. Resztę załogi trzymam w hibernacji, na statku. Obawiałem się…
– Że wśród nich mogą znajdować się ludzie tej… mafii?
– To prawdopodobne. Ziemskie kierownictwo spisku nie dysponuje własnym transportem międzygwiezdnym i nie posiada i
– Zaraz wydam polecenie dokładnego sprawdzenia kartotek wszystkich członków twojej załogi.
Generał rozmawiał przez chwilę z kimś przez telefon, a potem znów usiadł naprzeciw Slotha.
– Ilu ludzi zostawiłeś na Ksi?
– Czterech. Wydaje mi się, że to rozsądni chłopcy. Ale sądzę, że ich działania nie będą miały większego znaczenia dla losów osadników.
– Trzeba będzie polecieć tam jeszcze raz, z dokładnie opracowanym planem akcji i przede wszystkim – ze specjalnie przeszkoloną, pewną załogą. Musimy bezwzględnie przywrócić tam normalne warunki życia. O objęcie dowództwa poproszę oczywiście ciebie.
– Oczywiście! – żachnął się Sloth. – Jestem dożywotnio skazany na tę trasę.
– Sam mówisz, że to nie tylko sprawa planety Ksi. Teraz wiąże się ona z bezpieczeństwem Ziemi!
– Porozmawiamy o tym za trzy miesiące. Jeszcze dziś składam podanie o należny mi urlop.
– Udzielam ci go od ręki.
– Jak to? Ty?
– Przejmuję cię pod moje rozkazy. Od tej chwili sprawa planety Ksi przechodzi do Wydziału Bezpieczeństwa Lotów. Terroryzm pozaziemski – to nasza dziedzina. Obowiązuje pełna tajemnica.
– Szefowie spisku, jeśli taki istnieje, wiedzą już, że wróciłem. Teraz będą się starali dowiedzieć, co słychać u ich wysła
– O tym, że akcja się powiodła, wiedzą już od pięćdziesięciu lat, to znaczy od czasu, gdy nie nadeszły spodziewane meldunki o lądowaniu osadników.
– Myślę, że upewnił ich o tym mój meldunek o spotkaniu z „Alfą". Nie znaleźli tam zbyt wielu szczegółów. Zapewne, podobnie jak wy, oczekiwali na dalsze raporty. Nie doczekali się ich. Cała informacja przyleciała ze mną: ten zeszyt i moja pamięć.
– Dam ci lepszą ochronę – powiedział generał.
– Najpierw sprawdź swoich ludzi. Mafia może mieć długie macki – uśmiechnął się Sloth. – A niezależnie od tego ciekaw jestem, kto za tym stoi. Ile nienawiści do ludzkości trzeba w sobie wyhodować, by wymyślić taki plan zemsty czy może przejęcia władzy.
– Myślisz, że chodzi o władzę?
– To bardzo prawdopodobne. Starzec z Alfy pisał wprawdzie w swych notatkach o „zemście zza grobu", lecz ja nie mogę uwierzyć, by komukolwiek mogła wystarczyć tak mizerna satysfakcja. Jeśli nawet cała operacja ma na celu jedynie zemstę na ziemskiej cywilizacji, to jej inspiratorzy na pewno woleliby oglądać skutki swych działań własnymi oczyma.
– W dzisiejszych czasach nie jest to niemożliwe – westchnął generał. – Nie brak łajdaków, gotowych wykonać każde paskudne zadanie w zamian za osobiste korzyści. Wystarczy umiejętnie puścić w ruch odpowiednio zmyślny program działania, a samemu skryć się w biostatorze, by tylko od czasu do czasu wyjrzeć na świat dla skontrolowania przebiegu długotrwałej akcji. Nie trzeba niczego przyspieszać, wystarczy konsekwentnie dążyć do celu wszelkimi dostępnymi środkami – by za dwieście czy czterysta nawet lat doczekać wyników.
– Najsmutniejsze jest to, że środków dla łajdackich poczynań dostarczają ludzie działający w najlepszej wierze, rozwijający naukę, technikę, cywilizację. Zło jest potężne przez to, że chwyta się wszelkich środków, przed których użyciem wzdraga się dobro, skazując się tym samym na słabość. Boję się, że nie zdołamy przechwycić szefów tej „mafii". Oni śpią sobie niewi
Generał spojrzał na zegar. Przez chwilę błądził wzrokiem po ścianie pokoju, jakby zastanawiał się nad czymś.
– Południe – powiedział, zgarniając do szuflady papiery z biurka. – Myślę, że mój asystent poradzi sobie beze mnie. Polecimy do naszego ośrodka rekreacyjno-szkoleniowego, gdzie zarezerwowałem dla ciebie pokój. Zapraszam na obiad, jeśli nie masz i
– Planów! – Sloth roześmiał się głośno. – Od dawna już nie miewam własnych planów. Jestem ściśle wpisany w harmonogram Kosmocentrum! Czy wiesz, że odkąd rozpocząłem loty pozaukładowe, ani razu nie udało mi się pomieszkać na Ziemi przez pełne trzy miesiące?
– Wierzę, bo ze mną też było podobnie. A jeśli nie spodoba ci się w ośrodku, znajdziemy i
– Wszystko jedno! – Sloth machnął ręką z rezygnacją. – Przecież właściwie zupełnie nie znam Ziemi. Wpadam tutaj raz na kilkanaście albo nawet kilkadziesiąt lat, a dowództwo pakuje mnie zaraz do rezerwatu niczym jakiegoś jaskiniowca.
Generał uśmiechnął się melancholijnie. Otworzył sejf w ścianie, schował dzie
– Chodźmy – powiedział zagarniając Slotha ramieniem ku wyjściu. – Wyjaśnię ci kilka spraw, tak jak mnie wyjaśniono, gdy wreszcie zdecydowałem się wycofać z lotów. Nie jest tak źle, jak myślisz. Ten dzisiejszy świat nie jest tak bardzo różny od naszego, dawnego, w którym żyliśmy w dzieciństwie.
– Wiesz… spojrzałem dziś na kalendarz i stwierdziłem straszną rzecz… – mruknął Sloth, gdy schodzili po krętych schodkach do podziemnego garażu. – Za kilka dni będę obchodził sto siedemdziesiąte ósme urodziny.
– Nic wielkiego. Co najwyżej okazja do wypicia butelki dobrego wina. Ja dociągam już do dwustu. Nie zaimponujesz mi, stary.
Sloth nieufnie oglądał maleńki odrzutowiec wprowadzony właśnie przez Bernta na platformę podnośnika.
– Wskakuj! – Bernt wcisnął przycisk, platforma ruszyła powoli w górę.
Po chwili znaleźli się na poziomie płyty kosmodromu. Sloth zajął miejsce obok generała w ciasnej kabinie samolotu.
– Co to za wehikuł?
– Samolot rakietowy pionowego startu i lądowania. Bardzo szybki i zwrotny, ląduje byle gdzie. Cała policja używa takich maszyn. Za pół godziny będziemy na miejscu.
Samolot ryknął silnikami i zawisł na chwilę na wysokości kilkudziesięciu metrów nad płytą, a potem śmignął w górę, błyskawicznie nabierając wysokości.
– Popatrz sobie! – Bernt położył samolot w szeroki skręt.
Sloth spojrzał przez prawe okienko kabiny. Z wysokości kilku tysięcy metrów poprzez czyste powietrze widać było ciągnącą się po horyzont sieć ulic i autostrad, nie kończący się obszar zieleni z luźno rozrzuconymi, jasnymi klockami budowli.
– Taki jest ten świat dzisiaj – powiedział Bernt cicho. – To miasto powstało w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat, jako jedno z wielu podobnych.
– Powrót do starych koncepcji urbanistycznych?
– Po prostu do zdrowego rozsądku. Kamie
– Zrealizowana utopia… – mruknął Sloth na pół do siebie.
– Zieleń, czyste powietrze, luźna zabudowa… Ciekaw jestem, jakim kosztem?
– Nie rozumiem?
– Czym ludzkość płaci za te luksusy? Nie potrafię uwierzyć, że udało się wszystko załatwić…
Bernt wyrównał tor lotu, przyspieszył gwałtownie. Mknęli teraz na wysokości dziesięciu tysięcy metrów wprost na południe. Na ekranie radaru widać było mrowie poruszających się punktów.
– Dosyć ciasno w powietrzu – zauważył Sloth.
– To jeszcze nic. – Bernt machnął lekceważąco ręką. – Zresztą centralna kontrola eliminuje praktycznie możliwość kolizji nawet przy większym ruchu. Odkąd zlikwidowano lotnictwo wojskowe, w powietrzu zrobił się luz. To samo na ziemi, po usunięciu baz wojskowych, terenów zamkniętych, poligonów rakietowych okazało się, że jest mnóstwo miejsca na luźną zabudowę, na uprawy rolne…
– Pełne rozbrojenie?
– Tak, czterdzieści trzy lata temu.
– Nigdy w to nie wierzyłem.
– A jednak udało się. To była ostatnia szansa.
– Zwolniły się środki finansowe?
– Wyobraź sobie, że nie to było najistotniejsze! Przemysł zbrojeniowy napędza i
– Nie do wiary! – Sloth pokręcił głową z mieszaniną podziwu i nieufności. – Jakiż to ustrój społeczny udało się zrealizować?
– Wiesz, to trudno określić w kategoriach znanych ci sprzed stulecia – uśmiechnął się generał. – Żadna z dawnych koncepcji społeczno-ekonomicznych nie ostała się wobec zmiany warunków. Istotne było to przede wszystkim, że porzucono dogmaty, do których tak przywiązani byli ideolodzy dawnego świata. Zwyciężyła zasada pragmatyzmu. Z każdej doktryny wzięto jej najlepsze założenia, najskuteczniejsze metody. Jak dotąd, wszystko to funkcjonuje nie najgorzej.
– A system władzy? Czy udało się stworzyć warunki dla pełnej demokracji?
– Hm… Nazwijmy to „demokracją racjonalną".
– To coś nowego.
– Po prostu społeczeństwo decyduje o wszystkim większością głosów, kontroluje władzę. Ale prawo zabierania głosu przysługuje tylko tym obywatelom, którzy są w porządku wobec społeczeństwa. Usunięto w ten sposób podstawową usterkę klasycznej demokracji. Społeczeństwo kontroluje nie tylko władzę, lecz także poszczególne jednostki; natomiast jednostka uczestniczy w tej kontroli tylko wówczas, jeśli społeczeństwo akceptuje jej postawę i kwalifikacje do udziału w sprawowaniu kontroli.