Страница 28 из 53
Autor podrapał się w czubek głowy i milczał przez chwilę.
– No, wie pan… Gdybym miał rozwijać tę myśl, na pewno znalazłbym jakieś wyjście… Oczywiście na gruncie fantastyki…
– Jakie na przykład? – nalegał Wydawca.
– No, powiedzmy… że ci, którzy dostarczają nam powietrze, i którym zależy na utrzymaniu nas w zależności bez względu na jakość przysyłanego produktu, postarali się o to, abyśmy zbyt łatwo nie odkryli prawdy.
– Cóż takiego mogliby zrobić?
– Mogli, na przykład, nadbudować nad naszym Kloszem drugi, nieco większy… Albo po prostu rozpiąć taki wielki namiot pneumatyczny… Przestrzeń między Kloszem a namiotem wypełnili gryzącym dymem, żebyśmy nie mogli zbyt łatwo odkryć, iż da się czerpać powietrze z zewnątrz, bez ich pośrednictwa.
– Sądzi pan, że są aż tak perfidni?
– Kto? O kim pan mówi? – Autor skrzywił się ironicznie. – Przez cały czas mówimy wszak o wymyślonym świecie, nie mającym odpowiednika w naszej rzeczywistości.
– Noo… tak… – zmieszał się Wydawca. – Ale sam pan widzi, jak sugestywne mogą być takie fantastyczne wizje. Krótko mówiąc wy, pisarze, jesteście niebezpieczni przez tę siłę sugestii… Taak… A co do pańskiej książki… Kupię ją, oczywiście. Stawka jak zwykle, a jeśli chodzi o nakład, sam pan rozumie… To nie tylko ode mnie zależy, mam ograniczony limit… Może… dwadzieścia tysięcy?
– Myślę, że co najmniej czterdzieści – powiedział Autor z kamie
– Proszę mnie zrozumieć! Mam dość szczupły fundusz do podziału pomiędzy takich jak pan! Mam tutaj całą szafę maszynopisów… Każdy pisarz musi z czegoś żyć! Proszę mieć wzgląd na kolegów, którzy są w podobnej sytuacji… No więc dobrze: trzydzieści tysięcy. Zgoda?
– Zgoda. A jeśli potrzebuje pan podkładki do niewydania tej książki, to mogę wymyślić jeszcze parę przejrzystych aluzji…
– Nie trzeba, nie trzeba… Wystarczy to, co pan opowiedział. Mam znakomitego recenzenta, który wywlecze wszystkie wieloznaczne fragmenty tekstu i da nam pełne uzasadnienie do niewydania książki w trzydziestu tysiącach egzemplarzy…
– W jakim terminie może mi pan nie wydać tej książki?
– Normalnie. Nie wydam jej w ciągu roku od nieprzyjęcia maszynopisu. Tylko proszę pamiętać, że powinien pan dostarczyć wszystkie egzemplarze! Co do jednej kopii! x
– Oczywiście. Pan kupuje prawo do niewydawania tej książki, ja dostaję swoje honorarium i rozstajemy się w zgodzie, jak zwykle… Wprawdzie, gdyby pan nie wydał jej w czterdziestu tysiącach, miałby pan dodatkową oszczędność papieru, przynajmniej na papierze.
– Tak, ale tu decyduje limit finansowy. Wie pan przecież, że muszę dopłacać do tych książek, które wydaję, a których nikt nie chce kupować…,- Myślałem, że w przypadku wydania książki koszty ponosi autor?
– O nie, niezupełnie. Autor wydanej książki wpłaca tylko równo wartość honorarium. Resztę pokrywa wydawca. Tak czy owak – zawsze mamy deficyt.
– A… moja zaliczka? – bąknął Autor mimochodem.
– Jak zwykle, w ciągu dwóch tygodni od podpisania umowy. Czy… wolno spytać, co pan zrobi z taką furą pieniędzy, Autorze drogi?
– Wie pan, zamierzam kupić sobie… takie długie wiertło o średnicy co najmniej pół cala, z diamentową końcówką. Chyba będę musiał popytać na bazarze, bo w sklepach ostatnio zupełnie nie mają wierteł…