Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 34 из 48

– Ty. Już dobrze, milczymy i słuchamy.

– Otóż dzwoni dwustro

– I to robi numer dwa. Znasz go?

– Tylko z wyglądu zewnętrznego, a i to słabo. Dwa razy widziałem go z daleka, a jeden raz przeleciał mi przed oczami z bliska. Ale wiem, jak się nazywa. Zna go numer jeden, którego znam doskonale i czasem mnie informuje, czego się dowiedział. Zważywszy, że do szkoły podstawowej chodziłem razem z Rybińskim, a Białas jednak odrobinę się z Rybińskim liczy…

– Rybiński ci potwierdza tę część, która dotyczy jego stajni?

– No właśnie. Tym sposobem byłbym zawsze wygrany, gdyby oni mieli jakieś pojęcie o koniach, własnych i cudzych. Nie koniec na tym. Jest taki drugi, jeszcze jeden…

– Czy to nie będzie numer trzeci? – zwróciła uwagę Honorata.

– Numer trzeci, tak jest! Numer trzeci, normalny facet poza tym, że wizytuje uzdrowisko, zwierzył mi się niedawno, że wykrył istnienie specjalnego połączeniowca. Myślałem, że ma na myśli numer dwa, ale okazało się, że nic podobnego, jest to numer cztery. Ten się kontaktuje bezpośrednio z Zameczkiem, Bolkiem i Kalarepą, na czym najgorzej wychodzi, zdaje się, Kalarepa. Też pyta i też udziela instrukcji. Oba numery się znają, ukrywają znajomość, a ja właśnie podsłuchałem, jak omawiali kwestię Derczyka. Wiele nie powiedzieli, ale osobie rozwiniętej umysłowo aluzji wystarczy. Derczyk za dużo o wszystkim wiedział, zamierzał swoją wiedzę ujawnić, a wówczas Bazyli poleciałby ze stanowiska. Z czego wynika, że stanowisko posiada. Malinowski też wie o jego istnieniu i powiada, że się go boją, ale nie wie, kto to jest.

– Ojciec chrzestny – zaopiniowała Maria – trzyma w ręku wyścigowy interes i chyba czasem myśli, skoro trafił konie po Derczyku.

– I oprócz tego ma jakąś szpanę, której używa do karcenia nieposłusznych – uzupełnił Miecio. – Tych wszystkich osobników ujawniłem i ze zdumieniem stwierdzam, że nikt o nich nie wiedział. Malinowski ich palcem wskazać nie potrafił, nie ten poziom, do takich się nie zniża. Za to typuje Bazylego, prywatnie uważa, że to jeden z czterech, zawsze to mniej niż czternastu. Zauważyłyście może, że Górka w tym sezonie nie jeździ, na samym początku został przetrącony przez goryli Bazylego, bo sobie zlekceważył polecenia. Poufnymi kanałami do mnie dotarło, ściśle biorąc przez Rybińskiego, że kazano to rozgłosić. Prezent od Bazylego za współpracę. Rozgłaszali metodą szeptania sobie na ucho.

– I nikt więcej nie chciał zostać przetrącony. Ale przecież sam mówiłeś, że ta współpraca jest dobrowolna, nie chce ktoś, to nie, mafia nie naciska.

– Czasem naciska, czasem nie. Zależy, w jakim stopniu Bazylemu zależy. On nie wygrywa w każdej gonitwie, tylko w niektórych, ale za to dużo. Najbardziej ze wszystkiego nie życzy sobie ujawnienia.

– Te numery drugi i czwarty powi

– Tak się upierali przy Harcapskim, że chyba Harcapski musi być tym osobistym znajomym – zawiadomił Miecio. – Nie wiem, kto to jest Harcapski, takiego akurat nie znam. Kto to jest?

– Jeden taki – odparłam. – No dobrze, gdyby Bazyli mieszkał na Argentyńskiej i gdyby Harcapski jechał właśnie do Bazylego, to cała sprawa byłaby za prosta. Iata utrzymywania się w tajemnicy i nagle wykrycie go bez niczego…

Wszyscy troje zażądali ode mnie szczegółów. Powiedziałam o Zawiejczyku i o Karczaku. W trakcie relacji przyszło mi do głowy, że właściwie nieostrożność zainteresowanych nie wchodzi w rachubę, o Karczaku, jadącym na Saską Kępę taksówką, nie mieli najmniejszego pojęcia, Harcapskiego przegradzał od niego Zawiejczyk w swoim volkswagenie, gdyby zaś Karczak nie robił z Zawiejczykiem interesów, numer mercedesa nic by go nie obchodził. I nie przesiadałby się przy Dworkowej do taksówki jak na pożar, nie zdążyłby za nimi, nie dogoniłby ich na czerwonych światłach przy Rakowieckiej. Zawiejczyk musiał dokonać jakiegoś odkrycia, skoro został zabity, pytanie tylko, gdzie go dokonał, na Argentyńskiej czy gdzie indziej. Zabity został u siebie w domu…

Rozważaliśmy kwestię, wykańczając szampana. Z Karczakiem przytrafił się przypadek, może nawet dziwne, że dopiero po tak długim czasie, w końcu ludzie się znają i muszą ze sobą stykać, a tajemnica, którą zna więcej niż jedna osoba, przestaje być tajemnicą. W każdej chwili ktoś tam mógł kogoś rozpoznać. Bazyli kamuflował się stara

– Ale on chyba głupi, ten Bazyli? – zauważyła Honorata. – Ten numer z uśpionymi końmi był idiotyczny. Dżokeje mu się zbuntowali, no i co z tego, nie mógł przeczekać?

Maria pokręciła głową.

– Wcale nie taki idiotyczny. Jeremiasz miał dyżur przypadkowo, zamienili się z wyznaczonym weterynarzem. Bez Jeremiasza mogłoby przejść tak jak przeszło w zeszłym roku, pamiętacie…? Co to było, Gwidon, o ile pamiętam, pierwszy faworyt w którejś nagrodzie, Produce albo Mokotowska, nie jestem pewna, został z tyłu, krzyki były, że chory, żadnej choroby nie stwierdzono i skończyło się na gadaniu, że miękki tor dla niego niedobry. Teraz mogło być tak samo.

– A po drugie, ja nie wiem, czy to Bazyli – podchwyciłam. – Mogła to wykombinować mafia łomżyńska na własną rękę. Mieciu, oni działali nie tylko na polecenie Bazylego, także sami z siebie, nie? Co on mówi, ten twój któryś numer?





– Oczywiście, że sami z siebie. Bazyli opracowywał tylko niektóre gonitwy.

– To by wskazywało raczej na rozum. Jedyną rzetelną głupotą było zabicie Derczyka. Od razu Bazylemu zrobiło się niebezpiecznie i Zawiejczyk wetknął palce między drzwi.

– Chyba że Zawiejczyka zabił i obrabował przypadkowy bandzior, taki co widział, że wziął z kasy gruby szmal.

– Musiałby za nim jechać. Tymczasem za nim jechał Karczak.

– A za Karczakiem bandzior…

– Forsę brał na wyścigach! A Karczak mówi, że z wyścigów nic absolutnie za nimi nie wyjechało. To nie była jeszcze pora wyjazdów. Nie, ja się upieram, że Zawiejczyk wykrył Bazylego i dlatego stracił życie.

– To ja się upieram, że Bazyli musiał zwariować – powiedziała stanowczo Honorata. – Kantował sobie spokojnie i nagle, ni z tego, ni z owego, zabił Derczyka, zabił Zawiejczyka i jeszcze możliwe jest, że struł konie. Szału dostał.

– Derczyk go zdenerwował szantażem – przypomniałam. – Nie odżałuję, że te jego zdjęcia przepadły, potwornie jestem ciekawa, co na nich miał!

– A już na pewno wiadomo, że przepadły?

– Tak się przypuszcza. Jest nikła szansa, że ocalał film, o ile nie miał go przy sobie, ale przeszukali już prawie wszystko i nie znaleźli. Małe to było bardzo, mógł schować wszędzie i ludzka siła nie znajdzie tego do skończenia świata, nawet jeśli zbrodniarz nie zniszczył.

– Szkoda! – westchnęła Maria z żalem.

– Znaczy, zostały spodnie, palec i ludzkie gadanie – zreasumował Miecio. – To ja bym teraz popatrzył w jutrzejszy program…

Osobnikowi, który razem z Derczykiem udał się za fonta

Nadkomisarz Jarkowski był zdania, że prędzej czy później przyjdzie, bo maniactwo wyścigowe jest nie do zwalczenia i tylko czyhał. Odcisk palca na strzykawce zidentyfikowano, chłopaka, który go zostawił zaczęto pilnować, oka od niego nie odrywając. Wskazanych przez Miecia informatorów i pośredników obstawiono szczelnie. Co więcej zrobiono, nie zostałam poinformowana.

Środa była przerażająca. W charakterze fuksów poprzychodziły wszystkie faworyty, dotychczas chowane, i wygrywała wyłącznie Monika Gąsowska, bezbłędnie wydłubująca z paddocku najlepsze konie. Przestała wierzyć w istnienie jakichkolwiek mafii i uznała te wyścigi za najuczciwszą imprezę na świecie. Zygmuś Osika wygrał dwa razy, miał już trzy zwycięstwa i nie wyglądał na istotę zastraszoną. Mafia łomżyńska straciła wszelki umiar, pośrednicy nachalnie, natrętnie i niemal publicznie usiłowali wpychać jeźdźcom do rąk pieniądze, jakiś facet przy barierce ogradzającej paddock machał plikiem banknotów milionzłotowych. Nikt mu nic nie zrobił, bo nie ma zakazu machania banknotami dowolnej wartości. Wywiadowcy nadkomisarza Jarkowskiego nie mogli nadążyć z donoszeniem komunikatów o kusicielach, nakłaniających chłopaków staje

– Chyba zgłupieliście kompletnie – powiedziałam do Janusza w czwartek, nie kryjąc nagany i potępienia. – Co to za metoda przedziwna, wedle mojej wiedzy jednostki podejrzane się zatrzymuje i bierze w krzyżowy ogień pytań. Jednostki załamują się, wyznają prawdę, wskazują następnych i w ten sposób do czegoś się dochodzi. Nie pojmuję, co się dzieje tutaj, nie rozmawiacie z nikim, obstawiacie wszystkich, trwa to i trwa, co to za nowe sposoby?

– Józio chce dojść dowi zastrzyk, już się nawet przyznał, bo nie miało to skutków trwałych i nic mu nie grozi. Dostał wały od trenera i zdaje się, że więcej się nie wygłupi za nic w świecie. Powiedział, kto go namówił, owszem, staje