Страница 4 из 41
3
Pojęcia ranka i wieczora, dnia i nocy, „wczoraj" i „jutro" – mają w astrolocie znaczenie nie tylko symboliczne. Dobowy rytm snu i czuwania, pory spożywania posiłków, czas pracy i odpoczynku muszą być w czasie podróży ściśle przestrzegane. Wymaga tego wzgląd na dobre samopoczucie każdego z członków załogi. Kamil starał się zawsze narzucić sobie i i
Kończył właśnie śniadanie, które przygotował mu automatyczny bufet, gdy nad drzwiami jadalni zamigotała żółta lampa, sygnalizująca awarię techniczną. Odkładając nie dojedzoną kanapkę, wyszedł szybkim krokiem na korytarz. Z i
– Co się dzieje?-spytał Kamil, wchodząc do dyżurki dyspozytora.
Przy głównym pulpicie kontroli siedział Brian. Nie odrywając oczu od świetlnego schematu astrolotu, wzruszył ramionami.
– Nie wiem jeszcze. Zdaje się, że przeciek instalacji w układzie chłodzenia silnika. W każdym razie gwałtownie wzrosła temperatura lustra fotonowego.
– Wyłączyłeś szósty silnik? – Kamil zwrócił się do pilota, który właśnie wetknął głowę do dyżurki.
– Na razie nie… Nie trzeba się spieszyć, temperatura nie przekroczyła jeszcze dopuszczalnego maksimum. Gdy wyłączę silnik, chłodziwo skrzepnie i nie zlokalizujemy przecieku. Dyżurny sekcji napędu poszedł sprawdzić, gdzie powstało uszkodzenie. Powinien za chwilę zatelefonować.
– Kto ma służbę w napędzie?
– Piotr. Przed chwilą zameldował, że słyszał huk gdzieś na dolnych poziomach. Poleciłem mu zbadać, co tam się dzieje – poinformował dyspozytor.
Kamil wcisnął na pulpicie przycisk telefonu.
– Piotr! Zgłoś się!
Czekali przez chwilę, lecz nikt nie odpowiedział.
– Chodźmy! – Kamil ruszył ku drzwiom. – Brian i Mufi – ze mną. Piloci – na stanowiska.
Pobiegli w stronę przejścia w końcu korytarza, ku wąskim schodkom wiodącym na niższy poziom. Znaleźli się przed stalowymi drzwiami, prowadzącymi do ' sekcji napędu. Kamil odsunął drzwi. Otoczyła ich żółtawa mgła, dusząca, gryząca oczy.
– Skafandry! – krzyknął Kamil, zasuwając na powrót drzwi.
Rzucili się do schowków z odzieżą ochro
– Gdzie Brian? – krzyknął, uchylając maski.
Mufi wzruszył ramionami i zrobił gest rękami, z którego wynikało, że nie wie. Kamil pociągnął go za ramię. Pobiegł przodem.
Drzwi do sekcji napędu były uchylone. Żółty dym wysnuwał się na zewnątrz leniwymi kłębami. Kamil dał nura w gęsty tuman i po omacku, trzymając się poręczy schodków, zbiegł na trzeci dolny poziom, gdzie mieściła się instalacja chłodzenia. Włączył wewnętrzny mikrofon hełmu.
– Mufi! Słyszysz?
– Tak. Słyszę.
– Gdzie oni mogą być?
– Przy wymie
Na oślep popędzili wzdłuż szeregu wymie
– Frigenit nie jest trujący – powiedział Mufi. – Ale udusić się można bardzo szybko, szczególnie przy takim stężeniu.
– Są! Tam! – Kamil zobaczył jakąś ciemną sylwetkę, krzątającą się w tumanie pary. Podbiegł. Był to Brian, bez skafandra, nawet bez maski tlenowej. Kamil chwycił go za ramię, ale tamten uwolnił je szarpnięciem. Zobaczył jego twarz: szeroko otwarte oczy nie łzawiły nawet, twarz nie zdradzała żadnego napięcia. Wprawnymi ruchami dokręcał główny zawór wymie
– Wynoś się! Na górę! – wrzasnął Kamil, zapominając, że maska szczelnie otula mu twarz i że tamten, bez odbiornika, nie może go zrozumieć.
– Tu jest Piotr! – krzyknął Mufi. – Jest w masce, ale nieprzytomny, chyba przy duszony. Zabieram go na górę.
Tymczasem Brian dokręcił zawór i pobiegł w ślad za Muf im. Kamil objął spojrzeniem rzednące opary i kałużę ciekłego metalu, krzepnącą na stalowej płycie pomostu. W ścianie wymie
Wychodząc z sekcji napędu Kamil spotkał Mufiego, który oczekiwał go w przejściu, przy schowkach na skafandry.
– Zaniosłem Piotra do gabinetu lekarskiego. Zdaje się, że nie jest z nim najgorzej. Brian założył mu maskę tlenową i to go uratowało – powiedział Mufi, kiedy Kamil ściągał skafander.
– A Brian?
– Zdaje się, że nic mu nie jest.
– To dziwne. Przebywał tam co najmniej pięć minut bez maski.
– Jak to bez maski? – zdziwił się Mufi. – Może swoją założył Piotrowi? Myślałem, że po prostu chwycił tylko maskę ze schowka, gdy my zakładaliśmy kompletne skafandry próżniowe.
– W schowku nie brakowało żadnej maski. Spójrz, te nie były używane. Są opakowane fabrycznie. Ta, którą Brian założył Piotrowi, musiała pochodzić z kompletu awaryjnego, znajdującego się na dole.
– To dziwne. Nie wyobrażam sobie, jak można było dotrzeć tam bez maski.
– I wrócić! – dodał Kamil. – A poza tym on zdążył pozamykać zawory i przełączyć obieg chłodziwa na rezerwowy wymie
Kamil zatrzasnął szafkę ze skafandrami i razem z Muf im poszli do ambulatorium. Piotr leżał na tapczanie, lekarz pochylał się nad nim. Obok stała Idą. Kamil dostrzegł w jej twarzy troskę i niepokój. Patrzyła na
Piotra.
– Czy są jakieś komplikacje? – spytał Kamil.
Lekarz spojrzał przez ramię.
– Nie, wszystko będzie w porządku. To tylko niedotlenienie spowodowane skurczem oskrzeli podrażnionych gazem.
Piotr poruszył się, odetchnął głębiej i otworzył oczy. Mufi i Kamil wyszli z gabinetu lekarskiego. Idą podążyła za nimi.
Brian siedział przed pulpitem dyspozytorskim.
– Jak się czujesz? – zagadnął go Kamil wchodząc.
– W porządku, dowódco – odpowiedział, nie podnosząc głowy. – Posłałem Toma i A
– Udzielam ci nagany za nieużywanie sprzętu ochro
Brian spojrzał na niego ukradkiem, ale widząc poważną minę zastępcy dowódcy, znów opuścił wzrok.
– Nic się nie stało – bąknął. – Kiedyś nurkowałem, wytrzymuję długo bez oddychania.
– Nie próbuj mi wmówić, że przez tyle czasu wstrzymywałeś oddech. Czy to ty założyłeś maskę Piotrowi?
– Tak. Kiedy go znalazłem, słaniał się na nogach. Ścianka zewnętrzna wymie
– Mogło cię spotkać to samo. A poza tym, gdyby to był pożar, trzeba by odpowietrzyć całe pomieszczenie, i co wtedy? Nie wolno podejmować zbędnego ryzyka!
– Wiedziałem od razu, że to wymie
Kamil nie mógł temu zaprzeczyć, ale wciąż nie rozumiał, w jaki sposób Brianowi udała się ta wariacka akcja.
Nazajutrz wstąpił do lekarza i spytał, jak to właściwie
jest z tym frigenitem.
– Nie jest trujący, ale już przy małym stężeniu w powietrzu powoduje skurcze krtani i oskrzeli, utrudniając oddychanie. Poza tym działa drażniąco na błony śluzowe.
– Czy na oczy też?
– Oczywiście. Powoduje obfite łzawienie.
– Czy zawsze? – upewniał się Kamil. – Czy w każdym przypadku drażni oko?
– Z wyjątkiem przypadku, gdy jest ono sztuczne -zażartował lekarz.
W dwa dni po awarii układu chłodzenia Kamil odwiedził Piotra w jego kabinie. Piotr otrzymał tygodniowe zwolnienie z obowiązków. Dokładne badanie lekarskie wykazało kilka niegroźnych wprawdzie, ale bolesnych skaleczeń odłamkami metalu.
U Piotra siedziały już trzy osoby, w małej kabinie było dość ciasno. Kamil zatrzymał się w otwartych drzwiach.
– Jak się czuje chory? – spytał.
– Tylko nie „chory" – obruszył się Piotr. – Czuję się doskonale. Przekonaj Bu
– Nie śpiesz się, Piotrze. Pracy wystarczy i dla ciebie, to dopiero początek podróży -powiedział Kamil – a na drugi raz nie zapominaj o instrukcji bezpieczeństwa i używaj właściwego sprzętu ochro
Piotr spuścił oczy, jakby przyznając się do swej nieostrożności.
– Zdaje się – ciągnął Kamil – że będę zmuszony zarządzić szkolenie w zakresie bezpieczeństwa pracy. Brian też postąpił nieprawidłowo i tylko dzięki przypadkowi nic mu się nie stało.
– Kiedy zobaczyłem, co się dzieje na tablicy kontrolnej, od razu wiedziałem, że nie można zwlekać -usprawiedliwiał się Piotr. – Chciałem zamknąć uszkodzony rurociąg i włączyć rezerwowy wymie
– No i cóż z tego? Tydzień to prawie nic w porównaniu z czasem trwania naszej podróży. Czy tak bardzo musimy się spieszyć? Życie każdego z nas jest zbyt ce
– Nie lubię, kiedy w mojej sekcji coś nawala. Choćby
i przez tydzień… – mruknął Piotr.
Kamil uśmiechnął się do siebie. Wiedział, że między poszczególnymi specjalistami trwa nieusta
Bu
– Chodź – powiedział. – Zostawmy go z dwiema