Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 5 из 20

Dobrze byłoby po zmianie koła także je przykręcić… bez najmniejszych obaw oczyścimy i połączymy przewody przy lampie stojącej i nawet jeśli nam zaiskrzy, postaramy się nie zemdleć.

Stać nas na to Dzięki czemu zyskujemy szansę na błysk podziwu w pięknych oczach i bez żadnych naszych dalszych starań ominie nas, na przykład, zmywanie.

Niemniej jednak musimy brać pod uwagę równorzędność wysiłków zawodowych, jej i naszych, o ile oczywiście taka właśnie sytuacja istnieje.

Załóżmy, iż wracamy do domu po pracy równocześnie…

(Uprzejmie przypominam, że nasz stan majątkowy może być rozmaity, miejsce zamieszkania i warunki życiowe również, i nie wszystkich stać na to, żeby spotkać się zaraz po zakończeniu obowiązków zawodowych i radośnie skoczyć na obiad do najbliższej, przyzwoitej knajpy, co w zaraniu likwiduje większość problemów.

Szczególnie, jeśli karmić musimy także i dzieci…).

Zatem wracamy równocześnie. Ona coś niesie, my również…

Jeśli już w pewnym stopniu i dla świętego spokoju ulegamy jej dziwacznej pasji do wspólnoty obowiązków, miejmy dość rozumu, żeby żądać od niej listy zakupów na piśmie. Dostaniemy ją, nie ma obawy. Nie sporządzi listy i nie zaplanuje posiłku wyłącznie beztroska dystraktka, po macoszemu traktująca gospodarstwo domowe, a w takim wypadku możemy robić, co chcemy.

Jednostka odpowiedzialna, a tym bardziej pedantka, zdejmie nam z głowy konieczność myślenia na ten temat, co już stanowi wielką ulgę.) Dotarliśmy wreszcie do naszego wspólnego domu.

Naszym prywatnym marzeniem w tym momencie jest usiąść sobie spokojnie z gazetą albo przed telewizorem i odpocząć nieco, zanim gromkim krzykiem odezwie się nasz przewód pokarmowy.

Jeśli ona nas rozumie i daje nam tę niebiańską chwilę, nie wymagajmy już niczego więcej, mamy przy boku anioła i martwmy się, czy ona wytrzyma z nami, a nie my z nią.

Jeśli, zła i zmęczona, od pierwszej chwili bezmyślnie nas przegania, każąc: a. Wynosić śmieci, b. nakrywać do stołu (ejże, nie mamy córki…?

A niechby i syna…), C. Rozwieszać czekającą w pralce przepierkę, d. Walić tłuczkiem w mięso na kotlety na desce…

Przykro nam niezmiernie, mimo przynależności do płci żeńskiej nie umiemy sobie wyobrazić żadnych więcej czy

e… Narąbać drzewa, wygarnąć popiół… (Powiedzmy ogólnie: i tak dalej.) Ponuro wściekli, zmęczeni i pełni oporu albo chowamy się w łazience, symulując cokolwiek, albo tracimy słuch, albo protestujemy, z czego lęgnie się awantura, albo posłusznie spełniamy polecenia, z czego lęgnie się w nas coś potężnego.

Co rozumniejsi z nas rozwieszają to pranie tak, jakby od idealnego wyrównania każdej sztuki zależała przyszłość świata.

Może nam to zająć czas nie tylko do obiadu, ale nawet do kolacji.

Zły sposób w gruncie rzeczy. Ona wściekła, a my nie odpoczniemy. Już lepiej wynieśmy śmieci i uklepmy jej te kotlety.

(I co? I tak przez całe życie? Przecież to katorga1

E tam. Nie klepiemy codzie

No i tu łamiemy się w sobie i zdobywamy na poświęcenie.

„Ty sobie posiedź, kochanie – mówimy. – A ja zrobię herbatkę”.

Czynimy to, ona siedzi, i nader niewielkim kosztem osiągamy ogromne zyski.

Ona rozumie, że ją kochamy i doceniamy jej pracę, zatem wzajemnie kocha nas.

Rzeczywiście odpoczywa przez tę chwilę, że zaś kobiety regenerują się szybko, przystępuje do dalszych obowiązków z nowymi siłami.

Pozwala nam też odpocząć, daje nam spokój i przez jakiś czas się nie czepia.

Poświęcenie większe, ale też i zyski wprost proporcjonalne: Zmywamy po obiedzie. Dobrowolnie, bez przymusu i nic nie tłukąc. Ostatecznie, kobieta to też człowiek i niechby nawet przez ten czas nic nie robiła, co na ogół się nie zdarza, możemy to za nią odwalić.

No owszem, owszem. Wszyscy widzą i nikt nie przeczy, że usilnie przez nas zalecany kompromis nie jest sprawą łatwą i czegoś tam od nas wymaga.

Od przynależnej do nas Istoty też…

Istnieją także sposoby dyplomatyczne.

W chwili równoczesnego powrotu do domu przypominamy sobie gwałtownie o konieczności załatwienia jeszcze czegoś.

Chwytamy obuwie i udajemy się do szewca.

Pędzimy do apteki po aspirynę (wodę utlenioną, krople walerianowe, cokolwiek, co się dostaje bez recepty).

Pędzimy dokądkolwiek z czymkolwiek, wysilając wyłącznie naszą pomysłowość.

Pędzimy (i to już musi być prawda) po kwiaty dla niej.

Bez względu na odległość, w jakiej znajduje się szewc, apteka czy kwiaciarnia, załatwiamy naszą sprawę dostatecznie długo, żeby niebezpieczeństwo w domu zostało zażegnane. Jeśli po drodze nie ma ustro

Z odnowionymi siłami i skromnym kwieciem w dłoni wracamy i możemy być kamie

Kwiaty wręczamy z wyrazami czułości, zachwytu i uznania dla jej ciężkiej pracy.

Uczuć nie wyrażajmy lepiej wszystkich razem za jednym kopem, bo zaczniemy się powtarzać. Wyrazy obmyślmy sobie wcześniej i dozujmy je tak, żeby starczyły chociaż na parę dni. Później jej się pomyli, co mówiliśmy w zeszłym tygodniu.

Ogólnie zaś: Coś przecież, do licha, umiemy, a może nawet lubimy robić1

No więc róbmy to coś. Zależnie od właściwości naszego intelektu, względnie zdolności manualnych, naprawiajmy lampy i krany, zmieniajmy film w aparacie fotograficznym, płaćmy rachunki, przenośmy ciężkie rzeczy, uczmy nasze dzieci jeździć na łyżwach i grać w pokera, oszukujmy zręcznie urząd skarbowy…





Każdemu to, co najlepiej potrafi1

W żadnym wypadku nie protestujmy przeciwko jej poleceniom.

Zgadzajmy się na wszystko, a potem po prostu nie róbmy tego.

No, bez przesady. Powiedzmy: róbmy dziesięć procent. Przy pozostałych dziewięćdziesięciu procentach w odpowiedzi na pretensje i awantury informujmy ją szczegółowo, jak niezmiernie ją kochamy i jak bezgranicznie piękna wydaje nam się zarówno w tej chwili, jak i we wszystkich i

Od czasu do czasu jednakże musimy o nią zadbać poważnie, poddając się jej poglądom, a nie naszym własnym.

Bardzo być może bowiem, że cały dzień, spędzony z wędką nad wodą, lub też przegląd górskich rowerów wyścigowych, to nie jest akurat to, czego spragniona była jej dusza.

Jeśli zaś na żadne z powyższych ustępstw się nie zgadzamy, jeśli uparcie rozrzucamy wszędzie wszystko co nasze, jeśli palcem nie zamierzamy tknąć żadnego domowego zajęcia, a za to walimy się na krzesło przy stole, rykiem dzikim żądając posiłku, później zaś robimy wyłącznie to, co nam się podoba, jesteśmy zwyczajnym ordynarnym kretynem i nie zasługujemy nawet na przeczytanie tej książki.

Ona zaś stanowczo nie powi

A tak sobie, ze zwyczajnej ciekawości i niedowiarstwa, spróbujmy może wnikliwie obejrzeć sobie jej cały dzień pracy.

Gorąco polecam.

Możliwe bowiem, iż: o wpół do siódmej rano ona się zrywa, budzi nas i dzieci, które należy wyprawić do szkoły…

W kuchni przygotowuje śniadanie, podaje na stół, sprawdza, czy wszyscy mają wszystko, co im będzie potrzebne.

Między poszczególnymi czy

Pędzi do pracy.

Tamże pracuje, niekiedy intensywnie. wybiega z pracy, robi zakupy (zakładamy, że dzieci wracają ze szkoły samodzielnie, bo nie mamy tu w planach pisania horroru), wpada do domu.

Jedną ręką podgrzewa obiad, przygotowany poprzedniego wieczoru, drugą przyrządza świeżą sałatę, trzecią szybko -…-.

sprząta użytkowane pomieszczenie, czwartą nakrywa do stołu.

podaje posiłek, chwilami w nim uczestniczy, sprząta ze stołu, zmywa.

Włącza odkurzacz i pralkę, szybko czyści resztę mieszkania.

Podaje nam kawkę.

Z doskoku pilnuje dzieci i sprawdza ich lekcje.

Gotuje obiad na jutro i kolację na dziś. odbiera telefony, uzgadniając terminy spotkań służbowych i ustalając różne sprawy.

wiesza przepierkę. podaje kolację i sprząta po niej.

Pilnuje dzieci, żeby przy myciu nie ominęły zębów i uszu.

Siada do przejrzenia dokumentów, które będą niezbędne przy jutrzejszej konferencji o dziewiątej rano, ewentualnie do jakiejś pracy zleconej, dzięki której zarabia dodatkowe pieniądze.

Podaje nam kolejną kawkę.

Kontynuuje przeglądanie dokumentów odmawia oglądania razem z nami filmu o terrorystach.

Sprawdza i układa odzież dzieci oraz naszą na jutro.

Idzie do łazienki, kładzie się do łóżka.

Na nasz widok (kiedy już film się skończył) znękanym głosem cytuje mamusię Jasia: „O Matko Boska, jeszcze i ty…?” Skło

Stwierdziwszy wszystko powyższe, zastanówmy się we własnym zakresie.

Jeśli nic nam nie przyjdzie do głowy, jesteśmy zwyczajnym

półgłówkiem.

Gwoli sprawiedliwości, bo co nam to właściwie szkodzi (kobieca psychika jest odporniejsza niż męska), przyjrzyjmy się JEMU.

wstaje rano (zakładamy, że dobrowolnie, sam z siebie, niekoniecznie budzony przez nas wśród jęków, krzyków i wysiłków), niekiedy wcześniej niż my.

Leci do łazienki, myje się i goli.

Sam sobie robi śniadanie i zaparza kawę lub herbatę (może jesteśmy hostessą w kasynie i rozpoczynamy dzień pracy o dwunastej w południe?).

Przy okazji robi śniadanie dzieciom. wybiega z psem na krótki spacerek.

Uruchamia samochód, niekiedy zmiatając z niego pół tony śniegu.

Jedzie do pracy.

Czyni wysiłki fizyczne, ewentualnie umysłowe (nurkuje w skafandrze na głębokość stu metrów, rozmawia przez trzy telefony

równocześnie, podejmuje błyskawiczne życiowe decyzje, sprawdza prototyp ulepszonej przez siebie bomby, fedruje węgiel, przyjmuje lądujące samoloty, łapie uzbrojonego złoczyńcę i Bóg wie co jeszcze).