Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 41 из 50



Okrętka była pełna satysfakcji. Ulga, jakiej doznawała na myśl, że oglądana scena należy już do przeszłości, że nie było przy tym Tereski, że nie została zmuszona do dokonywania kradzieży albo też być może porywania samochodów lub faceta, sprawiła, że udzielała informacji chętnie i z zapałem. Tereska dostała wypieków.

– Jak wyglądał?

– No mówię ci, ciemnozielony…

– Ale nie samochód, tylko facet?

– Taki jakiś. Nieduży, łysy, w kurtce z kołnierzem i w okularach.

– I co zrobił?

– Nic. Wsiadł do Napoleona i odjechał.

– Poznasz go?

– Jak zobaczę od tej samej strony i w tym samym ubraniu, to poznam.

Żadna z nich nie zwróciła uwagi, że lekcja rozpoczęła się już jakiś czas temu i nauczycielka historii od dłuższej chwili nie spuszczała z nich oka. Nauczycielka historii była wielka, gruba i nieruchawa, jasne jest zatem, że określana była wdzięcznym mianem Sarenki.

– Bukatówna zechce może uprzejmie powiedzieć, co działo się wtedy w Polsce – zaproponowała nagle złowieszczo.

– Kiedy? – zdążyła szepnąć rozpaczliwie pobladła Okrętka, podnosząc się możliwie powoli.

– W tysiąc osiemset trzydziestym – odszepnęła ze współczuciem Krystyna z tyłu.

Nauczycielka historii miała koszmarną metodę zadawania pytań, traktując swój przedmiot jak coś rozciągającego się nie tylko w czasie, ale także w przestrzeni. Nie sposób było przewidzieć, czy zacznie się domagać informacji, co działo się w jakimś miejscu przez jakiś upływ czasu, czy też raczej przystąpi do sprawdzania, co działo się w różnych miejscach w tym samym okresie. Przerażone przypominanie sobie, jakie były poczynania grafów niemieckich w chwili, kiedy Krzysztof Kolumb płynął do Ameryki, i który Włodzisław wyrżnął do nogi rodzinę którego Świętopełka, czy może odwrotnie, na Rusi, wymagało skupienia wszystkich władz umysłowych. Równocześnie najgłębsze przekonanie, że raz nabyta wiedza historyczna powi

– Z Napoleonem był spokój już od piętnastu lat – powiedziała mimo woli spłoszona Okrętka, zbyt gwałtownie oderwana od poprzedniego tematu.

– Istotnie – potwierdziła Sarenka, przyglądając się jej krytycznie. – Ale ja cię pytam, co się działo, a nie co się przestało dziać.

– Powstanie listopadowe…

– W jakim to, moje dziecko, miesiącu wybuchło powstanie listopadowe?

– W listopadzie – wyszeptała niepewnie Okrętka po długiej chwili milczenia, w czasie której zastanawiała się, jaki też straszliwy podstęp może być zawarty w tym pozornie prostym pytaniu.

– Słusznie. A rok zaczyna się kiedy?

– Pierwszego stycznia…

– Właśnie. Pomiędzy styczniem a listopadem upływa na ogół dosyć dużo czasu. A zatem?

Przez pierwsze chwile Tereska z uwagą słuchała odpowiedzi Okrętki, zarówno po to, żeby jej w razie potrzeby podpowiedzieć, jak i z obawy, że sama może zostać zapytana. Potem jednak ciemnozielony cesarski samochód zaprzątnął jej myśl bez reszty, zaczęła się bowiem zastanawiać nad szansą spotkania go ponownie w równie ciekawej sytuacji, z aparatem fotograficznym w ręku. Szkopuł polegał na tym, że nie miała aparatu fotograficznego. Krzysztof Cegna powinien mieć służbowy…

– Kępińska – powiedziała Sarenka tonem niezachwianej pewności. – Ty nam to powiesz.

Chryste Panie, co…? – pomyślała w panice Tereska.

Bardzo wolno zaczęła się podnosić. Ze śmiercią w oczach spojrzała na stojącą obok Okrętkę.

– Tych dwóch posłów do Dumy – mruknęła półgębkiem Okrętka.

Umysł Tereski zaczął gwałtownie pracować. Nie było możliwości usłyszeć coś więcej, w klasie panowała martwa cisza. Wywnioskowała z niej, że widocznie chodzi o coś, czego nikt nie wie, i Sarenka dała już wyraz swojemu niezadowoleniu. Tereska powi

– Jedną z bezpośrednich przyczyn wybuchu powstania listopadowego było niedopuszczenie do Dumy dwóch polskich posłów – powiedziała na chybił trafił.



Sarenka kiwnęła głową i najwyraźniej w świecie czekała na coś więcej. Nie mając pojęcia, o co może chodzić, Tereska zamilkła i z rozpaczą utkwiła w niej wzrok, nie będąc w stanie odwrócić oczu.

– Nazwiska… – wyszeptała znowu Okrętka tragicznie i ledwo dosłyszalnie.

Nieszczęście! Spostponowani posłowie jakoś się, oczywiście, nazywali, Tereska nie miała jednakże pojęcia, jak. Plątało jej się po głowie, że byli nawet chyba spowinowaceni, i już otworzyła usta, żeby oświadczyć, że byli to ojciec i syn jakoś na pe, na szczęście jednak powstrzymała się w ostatniej chwili. Błędna odpowiedź była przez Sarenkę oceniana znacznie gorzej niż całkowity brak odpowiedzi i w tym wypadku pomyłka mogła zbyt drogo kosztować. Komuś i

Jeszcze przez długą chwilę w klasie panowało straszliwe milczenie. Tereska zebrała całą odwagę.

– Nie pamiętam, jak się nazywali – powiedziała z determinacją, tonem usiłując okazać głęboką skruchę.

Sarenka, która, zdawałoby się, na zawsze zamieniła się w kamień, odezwała się wreszcie.

– To byli bracia Niemojewscy – powiedziała głosem głuchym, posępnym, pełnym bezde

Tego mi jeszcze tylko brakowało – pomyślała Tereska, siadając. Wiedziała, co to znaczy. W najbliższych tygodniach zostanie przeegzaminowana z całego materiału, jaki był przerabiany od najniższych klas aż do tej pory, i musi umieć wszystko. Musi pamiętać wszystkie szczegóły, które pewnie nigdy w życiu nie będą jej potrzebne, a jeśli na domiar złego, nie daj Boże, Sarenka wsiądzie na synów Krzywoustego, wykończy ją niewątpliwie. Zatruje jej życie aż do matury i w ogóle Tereska nie zda matury. Nie wiadomo dlaczego, ten właśnie okres w dziejach ojczyzny był dla niej nie do zapamiętania i synowie króla Bolesława, ich tereny działania i czyny myliły jej się ustawicznie. Z tajemniczych powodów Sarenka wytypowała sobie Tereskę na piątkową ucze

– Zawiodłaś mnie – powiedziała jeszcze z tak wielkim rozgoryczeniem, z takim smutkiem, że Teresce zrobiło się głupio. Nagle poczuła się tak, jakby popełniła jakieś okropne świństwo.

– Co ci do tego głupiego łba strzeliło, żeby wywlekać ich personalia! – wykrzyknęła we wzburzeniu do Okrętki po lekcji.

– Nie wiem, o Boże! – jęknęła Okrętka. – Pytała mnie i pytała, i patrzyła na mnie, i już nie mogłam tego znieść! Już wolałam wymyślić coś, czego nie wiem, żeby chociaż na chwilę odwrócić jej uwagę!

– Wrobiłaś mnie! Wiadomo było, że padnie na mnie. Wiadomo, co teraz będzie. Czy ty naprawdę myślisz, że ja mam czas uczyć się wyłącznie historii? Żebyś pękła!

– O Boże, już daj spokój, ty to wszystko i tak umiesz! Już niech ci będzie, będę z tobą śledziła bandziorów i kradła zegarki, tylko przestań się mnie czepiać! Przedtem ona, teraz ty!

– A, właśnie – powiedziała Tereska ponuro. – Proszę bardzo, nie kradnij. Mnie wrąbałaś w historię, możesz jeszcze teraz zmarnować życie porządnemu człowiekowi. Parę takich drobnostek więcej i umrzesz jako szlachetna postać!

– Zwariowałaś, jakie życie, jaka postać?! – zdenerwowała się Okrętka. – Jakiemu znowu człowiekowi?

– Nie kłóćcie się – powiedziała grobowo Krystyna. – Jest chemia i ona znowu coś przyniosła. Znów będziemy śmierdziały przez tydzień, nie wiadomo czym, a ja dzisiaj idę do teatru…

Dopiero w drodze powrotnej ze szkoły Tereska mogła opowiedzieć Okrętce o zwierzeniach Krzysztofa Cegny. Przedstawiła je tak obrazowo, że Okrętka poczuła się przejęta i odmówienie pomocy uznała za rzecz niedopuszczalną. W pierwszej chwili chciała wprawdzie zapytać Tereskę, co ją obchodzi Krzysztof Cegna i jego plany życiowe, w trakcie konwersacji jednakże zmieniła zdanie i Krzysztof Cegna, sam w sobie sympatyczny i budzący życzliwość, stał jej się nagle dziwnie bliski. Przypomniała sobie swój własny kaktus, za który powinien otrzymać jakąś rekompensatę. Jasne, że należało mu pomóc!

– Mogłybyśmy wyśledzić ten samochód, gdybyśmy wiedziały, gdzie mieszka właściciel – mówiła Tereska w przypływie zapału i natchnienia. – On nam tego nie powie, bo się będzie bał, że się na coś tam narazimy. Ale znamy numer i możemy się same dowiedzieć. To jest Śródmieście, trzeba iść do odpowiedniego miejsca i zapytać, czyj to samochód.

Okrętka słuchała, czując z jednej strony szlachetny zapał, a z drugiej narastającą panikę. Najwyraźniej w świecie w najbliższej przyszłości czekały ją jakieś potworne wrażenia.

– Gdzie jest takie odpowiednie miejsce? – spytała niepewnie.

– Nie wiem. Tam gdzie się rejestruje pojazdy mechaniczne. Januszek będzie wiedział, a jak nie – to pan Włodzio.

– Kto to jest pan Włodzio?!

– Kierowca dyrektora mojego ojca. Podrzuca mnie czasem do szkoły.

– I uważasz, że w tej rejestracji tak ci od razu powiedzą? Bez powodu?

– Wymyślę coś, musimy zełgać jakiś powód. Na przykład, przejechał mnie i teraz go szukam, żeby dostać odszkodowanie.

– Po śmierci?

– Głupiaś, nie przejechał mnie na śmierć, tylko trochę. Obaj mnie przejechali.

– Tak kolejno przejeżdżali przez ciebie, a ty z tego uszłaś z życiem? Ja nie wiem, czy to dobrze…

Okazało się, że niedobrze. Narada z Januszkiem, jaką Tereska odbyła późnym wieczorem, kazała jej zmienić zdanie. Jej brat miał w tych sprawach więcej doświadczenia życiowego.