Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 36 из 49

– A pan zna? Osobiście?

– Miałem przyjemność raz się zetknąć…

– Osobliwy pogląd na przyjemności… To właściwie pan już wszystko wie, spółka Poręcz – tatuś mogłaby wykończyć stado krokodyli. Od początku wydawało mi się, że Ewa Marsz jest wrabiana, sprawca musiał nie wiedzieć, że jej nie ma w kraju. Wyjechała bez huku?

– Nawet, rzekłbym, ukradkiem.

– Bardzo rozsądnie. Czego panu jeszcze brakuje?

– Konkretnych klęsk natury zawodowej. W jaki, ściśle biorąc, sposób rezultaty jej pracy i niewątpliwego talentu mogły się przekształcić w dzieła poronione? Poniżej wszelkiego dopuszczalnego poziomu? Przecież, o ile wiem, miała w tym swój własny, bezpośredni udział, umowy opiewają na współautorstwo, jak to się dokładnie dzieje, że zapisana treść zostaje przetworzona? Proponowałem jej wytoczenie sprawy cywilnej, ale broniła się przed tym pazurami i zębami, twierdząc, że sedno rzeczy jest nie do udowodnienia. Publiczne bebeszenie, takiego określenia użyła.

Już od początku rozbudowanego pytania zaczęłam kiwać głową i pod koniec o mało to kiwanie nie skręciło mi karku.

– Miała rację. Ona jest samowystarczalna wewnętrznie, umysłowo. Każde współdziałanie, pozorne partnerstwo tylko jej przeszkadza. Zmusza do zmiany, cudzy pomysł może jej nie pasować, jej pomysł natyka się na krytykę, korektę, na propozycje, które paskudzą. To już udręka, a jeśli z odpowiednim wysiłkiem przeprowadzi swoje, później zostaje to przetworzone wedle cudzych, i

– Osobiście i bezpośrednio nigdy.

– A wywiady? Nie spadło na pana to szczęście, że pan coś mówi, a dzie

– Nie udzielam wywiadów.

– To niech pan da na mszę dziękczy

Wierzbicki słuchał z wyraźnym zrozumieniem.

– Efekty takich poczynań oczywiście widziałem, czytuję nie tylko Hemingwaya. Owszem, ktoś skrzywdzony wypaczeniami, w jakimś amoku mógłby się zemścić. Ale tu już wcześniej…

Przerwałam mu, nie zdoławszy tak od razu przyhamować rozpędu.

– I nie tylko autor beletrystycznego utworu, także scenarzysta! Napisał scenariusz, reżyser to bierze, łapie pomysł i całą resztę przerabia wedle swojego gustu. Reżyser to jest pierwszy po Bogu, nikt i

– Bardzo ładnie pani to precyzuje, przyznaję, że Ewa mówiła to samo, chociaż trochę i

Nie wytrzymałam.

– Zaraz, moment. Do diabła z dyplomacją, mówmy wprost. Od dawna mieszkał przecież obok niej, niemożliwe, żeby pan o tym nie wiedział, jak to się mogło stać? Przyjaźnił się podobno z jej rodziną…?

Urwałam i popatrzyłam pytająco. Wierzbicki się jakby ożywił, obejrzał, wnętrze kawiarenki było doskonale widoczne przez szybę, gestem poprosił panienkę za bufetem o jeszcze jedną kawę.

– Otóż tak. Zamierzałem zwrócić pani na to uwagę.

– Nie musi pan – przerwałam trochę niecierpliwie. – Ja z wścibskimi babami chętnie plotkuję. Ciekawi mnie, czy ta rodzina znała jej adres. Bo Poręcz w sobie znanych celach mógł go ukrywać, ujawnił tatusiowi czy nie?

– Z pytania wynika, że pani też węszy w tej niszczycielskiej akcji rękę ojca?

– O, wyszło panu…?

– Nawet dość wyraźnie.





– Ale o miejscu zamieszkania dowiedział się chyba niedawno…?

– Czyim miejscu zamieszkania? Bo adres Poręcza znał od początku.

– Ewy…

Pan mecenas zawahał się, po czym uznał, że informację o tych prostych wydarzeniach może mi przekazać. Ewa mieszkała wcześniej w mieszkaniu po mężu, przypadłym jej po sprawie rozwodowej i jego wyjeździe. Znajomość z uroczym Florianem, ekranizacje książek i ten cholerny scenariusz zbiegły się w czasie, zajęły razem przeszło dwa lata, po czym, korzystając z pobytu Poręcza w Krakowie, postarała się odczepić od niego i zamieniła swoje mieszkanie na to przy Kubusia Puchatka. On również tam zamieszkał całkowicie przypadkowo, o czym nie miała pojęcia, przez prawie trzy lata nie wiedzieli o sobie wzajemnie, nazwisko Siedlak Poręczowi było obce, jakimś cudem nie spotkali się ani razu, mimo korzystania z tej samej klatki schodowej, ale szczęście nie trwa wiecznie. Bliskość terytorialna wyszła na jaw, Poręcz szału radości dostał, a Ewa wpadła w panikę.

Wtedy zaczęła uciekać z własnego domu i pomieszkiwać, gdzie popadło, z czego można by wnioskować, że bała się wizyty tatusia. Wierzbicki znał ją od czasu jej sprawy rozwodowej, aczkolwiek wcale tej sprawy nie prowadził, poznał ją przy okazji i tyle. Wedle poglądów mojej duszy zakochał się w dziewczynie od pierwszego kopa i już mu na zawsze zostało.

Przyjrzałam mu się porządniej i uznałam, że na miejscu Ewy przyjęłabym tę wielką miłość bardzo chętnie i z całym dobrodziejstwem inwentarza. Nabrałam nadziei, że ona też.

Zarazem spróbowałam na poczekaniu rozwikłać wszystkie łgarstwa Poręcza, wygłaszane do każdego, kto mu się napatoczył, w tym do Martusi, do Jaworczyka, a jeszcze bardziej do tatusia Ewy. Imponujące! Sąsiadka Wiśniewska stała mi na drodze, mącąc nieco własnymi wnioskami, ale, zapomniawszy o czymś takim jak dyskrecja, zaczęłam myśleć na głos.

W życiu nie spotkałam człowieka, który słuchałby mojego gadania z równą uwagą!

– Ewa się trzęsła na ulicy – powiedział, kiedy wreszcie zamilkłam. – To już było więcej niż nerwica, to był obsesyjny lęk. Bała się, uciekała w pracę, w pisanie, ale po tych kompromitacjach za nic w świecie nie chciała publikować. Ja to czytałem, świetne, każde wydawnictwo chwyciłoby z zapałem, każdy periodyk! Wiedziała o tym, wprost powiedziała, że boi się sukcesu, przemyśliwała nad zmianą pseudonimu, ale równocześnie był w niej opór przed zmianą, fizycznie może się ukrywać, ale twórczo nie, ona to ona i koniec. Sama weszła w błędne koło. Gdybym miał kogokolwiek zabijać… do czego raczej chyba nie mam skło

– Na pana miejscu znalazłabym jeszcze i drugi cel – wystrzeliłam grzeczniutko, zanim zdążyłam się powstrzymać. – O, ja nic nie mówię, zawsze byłam uważana za wariatkę, niech już tak zostanie…

– Pani jest zachwycająca – powiadomił mnie z galanterią wielbiciel Ewy.

Nie przejęłam się tym zbytnio. Wciąż majaczyło mi w umyśle coś, co usłyszałam od pani Wiśniewskiej, a co powi

– Najmądrzejszym czynem pańskiego życia było wysłanie Ewy w diabły poza granice kraju – oznajmiłam stanowczo. – Nie ma siły, włączę w te intymne subtelności jednego gliniarza i musi pan się z tym pogodzić. A propos, czy ma pan informacje aktualne? Tatuś Ewy podobno udał się do sanatorium leczyć reumatyzm, nie wie pan, dokąd?

– Nie mam pojęcia. Od pani się tego dowiaduję, mimo wszystko nie przeistoczyłem się w agencję detektywistyczną, zrozumienie i wiedza to dwie różne rzeczy. Powinienem to sprawdzić?

– Nie, on już lada chwila wróci, nie warto. Cholera. Gdybym była o trzydzieści lat młodsza…!

Ogłuszywszy mecenasa tym osobliwym okrzykiem, dałam mu spokój.

Zanim dojechałam do domu, z komórki zadzwoniłam do Martusi, zapomniawszy kompletnie, że jej telefon powinien być na podsłuchu.

– Martusia, słuchaj, musisz powiedzieć mi prawdę. Zabiłaś tego palanta, czy nie? Jeśli zabiłaś, nikt się tego ode mnie w życiu nie dowie, narażę się na wszystko, powiem, że byłam kompletnie pijana, chociaż akurat siedzę w samochodzie, mam sklerozę, alzheimera, cokolwiek. Zabiłaś go, czy nie?

Martusia przeraziła się śmiertelnie.

– Nie! Przysięgam ci na kolanach! Dlaczego ty chcesz, żebym ja go zabiła, co się stało, ja się brzydzę takich rzeczy, Jezus Mario…?

– Śledztwo mi się paskudzi. Miałabym rozwikłaną całą sprawę, wszystkie zbrodnie, gdyby nie ten padalec. Jeśli ty, wszystko się zgadza, jeśli nie, nic nie ma sensu! Mów prawdę, bo w życiu nie będę z tobą rozmawiać!

Prawie było widać, jak Martusia pada na kolana przy telefonie.

– Niech nie wiem, co, niech mnie do końca życia zęby bolą, przysięgam ci, na co chcesz, to nie ja!!! Nie zabiłam tego wkręta jadowitego, niech mi ręka uschnie! I nawet jego parszywego trupa na oczy nie widziałam! Na życie mojego psa i moich kotów ci przysięgam!!!

No tak, to przesądzało sprawę. Sensu w tym wszystkim nie było za grosz.

Faks od Górskiego znalazłam na podłodze. Tak jakoś to moje ustrojstwo działało, że przysyłane informacje, przybrawszy postać zadrukowanych kartek, ześlizgiwały się z maszynerii i łagodnym, pły

Rzecz oczywista, przedtem zadzwoniłam z awanturą i nawet nie złapawszy Górskiego, dowiedziałam się, iż ów faks został wysłany. Osoba po drugiej stronie z lekką urazą w głosie powiadomiła mnie, że osobiście załatwiła sprawę już parę godzin temu.

Wtedy zajrzałam pod biurko.