Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 31 из 49

Złapałam dech. Nie wierzyłam w jej zbrodnię, ale jednak niepokojem mi lekko pikało, emocje w niej strzelały gęsto, solidnie i w rozmaitych kierunkach. Na upartego mogła im dać ujście, tylko ten bagnet bruździł.

– Może ich było dużo. Powyżej pięciu przeciwników mistrz zaczyna mieć kłopoty…

– Ale ja bym sobie założyła. Od razu mnie spytali o tego złamasa, a ja nic nie wiedziałam, wcale im nie uwierzyłam, że on nie żyje, myślałam, że sobie jaja robią, chciałam, żeby mi jego trupa pokazali, to nie, głupio uparci. Ale poza tym bardzo sympatyczni, pozwolili mi zadzwonić do adwokata.

– Masz adwokata? – zdziwiłam się.

– No coś ty, do mojego byłego zadzwoniłam, żeby przyszedł nakarmić koty i wyjść z psem, podsłuchiwali chyba, bo byli trochę jakby zaskoczeni. Dyśka w górach i tam nie ma zasięgu…

A, to dlatego nie mogłam się dodzwonić do jej córki!

– …A w ogóle, słuchaj, to potworne, okazuje się, że ja tam byłam, uwierzyłam im w końcu, myślisz, że powiedzieli prawdę?

– W jakim sensie?

– On, ten zgniłek, podobno tam był, całkiem nieżywy i zarżnięty, obrzydliwość, co za szczęście, że tego nie zobaczyłam! Szukałam Jacka, mojego kamerzysty, spóźniłam się, ale mógł jeszcze czekać, rozejrzałam się i poczekałam chwilę, nikogo nie było, więc wyszłam, a on, tak mówią, leżał gdzieś w kącie, nie patrzyłam po kątach! Ty wiesz, że tam ciemno, ale Jacek to nie agrafka i nie leżałby, tylko siedział, on się nie upija, więc nie musiałam go szukać pod meblami. Dobrze, że mnie zaaresztowali, bo spać bym się bała!

– I gdzie cię trzymali?

– W pokoju przesłuchań, tak to nazwali…

– Całą dobę…?!

– A, nie. Zdrzemnęłam się na jakiejś kanapce, a w ogóle było super! Wszyscy razem siedzieliśmy przy piwie, w połowie ja stawiałam, a w połowie oni, cała balanga, straszyli mnie tym zbrodniczym widokiem, ale w towarzystwie już się nie bałam. Wmawiali we mnie zupełnie poważnie, że to ja go zabiłam, pogięło ich chyba, nożem rżnąć coś takiego, za nic! Do końca życia by mnie obrzydzenie trzęsło! Powiedziałam im, co ja o tym myślę, o tym wszarzu też, nawet im się podobało, chociaż mi nie wierzyli i uważali, że przesadzam! Wyobrażasz sobie? Przesadzam…!

– To znaczy, że złożyłaś wyczerpujące zeznania… Martusia zastanowiła się nagle.

– Myślisz, że to mogłoby być epitafium…?

– Na epitafium twoją wypowiedź należałoby zapewne nieco skrócić.

– Możliwe. Ale może wiesz, dlaczego mnie wypuścili? Zabronili, co prawda, wyjeżdżać z Krakowa, ale z mieszkania mogę wychodzić. To co?

– Nic. To znaczy, że jesteś bardzo silnie podejrzana. Groźny bandzior. U nas oskarżeni o cięższe zbrodnie przebywają na swobodzie, szczególnie recydywiści. Nie wiem dlaczego, ale chyba komuś cel przyświeca, zmniejszyć pogłowie społeczeństwa, bo taki swobodny oskarżony nie pożałuje sobie kolejnej ofiary. Co mu za różnica?

– Jak to…? Dożywocie zarobi!

– Dożywocie już ma jak w banku, a czapa, jak wiadomo, nikomu nie grozi.

– I po co to tak?

– A bo ja wiem? Nie ma przecież wyżu demograficznego. Ale jednak mniej ludzi, mniej młodzieży, to i od razu mniej szkół, mniej szpitali… Zawsze korzyść.

Martusia oznajmiła, że ogarnia ją zgroza i spytała, czy też ma koniecznie skorzystać z wolności i kogoś kropnąć. A jeśli tak, to, kogo?

– Powi

– Co miałam mieć, na litość boską?!

– Cokolwiek. Truciznę, sztylet, bombę…

– Mam śrubokręt – wyznała Martusia żałośnie. – To znaczy, mam nadzieję, że mam, bo może mi zabrali, jeszcze nie sprawdziłam.

– A czego się dowiedziałaś?

– Czekaj… Nie rozumiem, co mówisz. Czego ja się mogłam dowiedzieć?

– Wszystkiego. No, mnóstwa rzeczy. Przecież rozmawiali z tobą i pomiędzy sobą coś gadali, nie? Nic ci z tego nie wynikło? Na tle tych wszystkich zbrodni z Poręczem na deser?

– Ja cię proszę, nie rób takich spożywczych porównań, bo nawet mój pies straci apetyt! Gadali i dziwili się tak półgębkiem, komu on się naraził. Jak w ogóle ten Poręcz przystaje do Wajchenma

Prychnęłam niezadowoleniem i wyrzutem.

– Ja też nie mam. Ale za to mogę ci powiedzieć, że Poręcz się przyjaźnił z Jaworczykiem.





– No to, co?

– A ty mi o tym nic nie mówiłaś.

– A miałam mówić? – zaniepokoiła się Martusia. – To takie ważne?

– Nie wiem, czy ważne, ale przecież właśnie Jaworczyk rzucał na mnie podejrzenia i już się domyślam, dlaczego… – w tym momencie przypomniałam sobie, że Martusia z pewnością jest na podsłuchu -…i już mi się te głupoty znudziły. Skoro wyszłaś z kryminału ulgowo, możesz iść spać.

Martusia oburzyła się śmiertelnie.

– No, co ty…? Miałam tyle przeżyć, ledwo zdążyłam do domu przyjechać, od razu dzwonię do ciebie, a teraz mam iść spać…?!

– Tym bardziej. Nie możesz zażywać rozrywek tak noc po nocy. Ja w każdym razie idę spać, zdenerwowałam się dostatecznie, a ty, jak chcesz, możesz sobie porozmyślać o tej przyjaźni Jaworczyka z Poręczem…

I od razu przyszło mi do głowy, że skoro Poręcz spod ciężaru podejrzeń musiał uciec na tamten świat, teraz pewnie na jego miejsce wskoczy Jaworczyk. A niech wskakuje. Nieszczęsna policja…!

Nie zdążyłam nic zrobić i z nikim pogadać, bo policja nie zwlekała z atakiem. Od rana przed moją furtką pojawił się Górski, szczęście jeszcze, że udało mi się wypić pora

– Albo obie panie są świetnymi aktorkami, albo Marta Formal jest niewi

– Bez wejść i usiąść nic pan ode mnie nie usłyszy. Akurat mi się woda zagotowała w czajniku. Kawy, herbaty?

– Tym razem kawy, jeśli pani taka uprzejma.

Postawiłam napoje na stoliku i też usiadłam.

– Denata, jestem pewna, macie rozpracowanego… – zaczęłam ostrożnie, ale Górski przerwał mi z miejsca.

– Wie pani doskonale, co możemy usłyszeć od ludzi. Nikt nic nie wie, nikt nikogo dobrze nie zna, nikt nie jest niczego pewien, wszystko ślepe i głuche. Motywów materialnych nie ma, nikt nikomu portfela, samochodu ani Kossaka ze ściany nie kradnie. Grzebanie w plotkach to jak igła w stogu siana, a pani się orientuje w tych układach.

– Ja się nie…

– Pani się owszem. Brakuje mi czasu na wersalskie podchody i muszę walić wprost. Dlaczego nie odezwała się pani ani jednym słowem o Ewie Marsz?

Pomyślałam, co następuje: mogę zełgać, że co ona ma do rzeczy i w ogóle o niej nie słyszałam. Że mi zwyczajnie do głowy nie przyszła. Że nie widziałam i nie widzę żadnego związku tych trupów z nią. Mogę wyznać, że nie chciałam jej niepotrzebnie wplątywać, skoro sama się już dawno wyplątała. Przypomniałam sobie wreszcie, że już nie muszę mataczyć i mogę także powiedzieć prawdę. Moje myślenie trwało cztery sekundy.

– Miałam nadzieję, że jej nie skojarzycie – powiedziałam, zdaje się, że zarazem żałośnie i z ulgą. – Policja w subtelnościach nie gmera…

– Tak właśnie podejrzewałem. I tym bardziej węszyłem w tym jakąś zmowę czy i

– Lubię. I cenię.

– Bardzo dobrze, moja żona też. Więc niech pani przynajmniej nie milczy o tych Jaworczyko – Poręczach, bo w pani miłość do nich szczerze wątpię.

Pogratulowałam mu trafności poglądów i powtórzyłam wszystko, co słyszałam o Jaworczyku. No, może prawie wszystko.

Górski się przez chwilę zastanawiał.

– W porządku. Widzę, że mataczenie pani przeszło, zatem i ja nie muszę. Coś pani z tego rozumie?

– Zaraz. Pan postanowił mataczyć przez Ewę?

– A jak? Wrabianie mi grzmiało. Pytam, co pani rozumie?

– Niewiele. To jakiś dziwoląg w kratkę. Ale tak naprawdę nie ze mną powinien pan o nim rozmawiać, tylko z Piotrusiem Panem, z Magdą, z Ostrowskim…

– Namiar na nich poproszę.

Podałam mu nazwiska i telefony i odzyskałam przytomność umysłu.

– A co do Ewy Marsz, to owszem, przyznam się, że dopuszczałam możliwość jej udziału w hekatombie, ale na szczęście jej nie ma, siedzi we Francji, więc nic z tego. To już prędzej ja, ale co do siebie, wiem na pewno, że ręki nie przyłożyłam. Wyznam panu za to, że Poręcz mi teraz do tego zbiegowiska nie pasuje, on się wprawdzie do wszystkiego wtrącał, ale samodzielnie nic nie zrobił. Paskudził i

Górski patrzył na mnie w zadumie, poklepując się po dłoni staroświeckim notesem, i nagle uświadomiłam sobie, że on musi przecież wiedzieć znacznie więcej niż ja. Ja tu węszę wulkaniczne uczucia, a oni, być może, dogrzebali się już konkretnych kantów, szantaży i kompromitacji. Poza tym, przecież już sięgałam po słuchawkę, żeby ściągać Górskiego, co ja mu zamierzałam… A…! Powiedziałam już to chyba…? Zatem jakie za wcześnie…?!