Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 54 из 70

Jednakże i ja musiałam się wykąpać i przebrać, i Gaston był w tym samym położeniu, a nie wątpiłam, że i Roman postara się zmienić aromat. Dzięki czemu w Paryżu rozstaliśmy się na krótko, Gaston pojechał do siebie, a ja zostałam sama z Romanem.

Rzuciłam się na niego z pytaniami od razu.

– Dobrze, że jaśnie pani nie zdradziła się z tym niepotrzebnie – pochwalił mnie. – Odciski palców to jest rzecz znana już prawie od stu lat. Wykryto, że nie ma na świecie dwóch jednakowych, bardzo długo ludzie nie chcieli w to wierzyć, przeprowadzono miliony badań i fakt jest faktem, nie ma. Najgłupszy złodziej już teraz pracuje w rękawiczkach, ale, oczywiście, rzadko się zdarza, żeby ktoś żadnych śladów palców nigdzie nie zostawił, więc zawsze coś znajdą. Nie dość na tym, teraz już można rozpoznawać nawet ślady rękawiczek. Ślady tkaniny również, powiedzą pani, w jakim ubraniu ktoś na fotelu siedział, odgadną, kto zakleił kopertę, jeśli ją polizał. Właściwie prawie wszystko. Jaśnie pani powi

Sama też już na ten pomysł wpadłam, więc bardzo jego propozycji przyklasnęłam. Z tym że nie kazałam kupować zbyt wiele, bo istniała możliwość, że dużo lektury we własnych bibliotekach znajdę. Tak jak tę historię samochodu…

Umówiona z Gastonem, nie miałam czasu dalej się kształcić, musiałam zadbać o siebie. Niepokoiła mnie myśl o włosach, we włosach zapach najdłużej się trzyma, ale zabiegi fryzjerskie zbyt długo by trwały, więc tylko perfumami się posłużyłam, doskonale wiedząc, że zbyt silna woń złego gustu dowodzi. Z dwojga złego jednakże wolałam zostać posądzona o zły gust niż rozsiewać trupie odory.

Popołudnie i wieczór spędziłam cudownie.

Trudno mi się było z nim rozstać przed drzwiami hotelu, ale czułam, że muszę. Nie była to chwila na te doznania upojne, które już zaczynałam przeczuwać. Nie w obliczu zbrodni, świeżo odkrytej, nie na oczach całego personelu hotelowego i nie pod strażą Romana…

Ewa darowała mi brak wieści od wczoraj, kiedy wyjawiłam jej, co mnie w Paryżu zatrzymało. Mniej przejęła się dramatem w Montilly niż zaciekawiła, bo o Luizie Lerat nigdy dotychczas nie słyszała, zaś o moich drobnych perypetiach spadkowych nie miała żadnego pojęcia. Nie wdawałam się zresztą w szczegóły tych ostatnich, uważając je za minione i teraz już mało ważne.

– Armand był wściekły – powiadomiła mnie w zamian. – Dopiero późnym wieczorem zorientował się, że pojechałaś do Paryża. A że Gaston zniknął również, wysnuł sobie własne wnioski i nadal jest zły jak diabli. Coś mi się jednak wydaje, że nie zrezygnował… O, proszę, już idzie!

Siedziałyśmy na plaży w cieniu namiociku, nawet jeszcze do wody nie wszedłszy. Karol, Gaston i Philip zostawili nas same, wyraźnie widząc, że jakichś zwierzeń wzajemnych jesteśmy spragnione, Armand natomiast podszedł bez wahania i siadł na leżance tuż przy moich nogach. Myślałam, że pocznie mi czynić jakieś wyrzuty albo zadawać pytania, ale nie, wesoło jął opowiadać o wczorajszych gonitwach ko

Zawahałam się z odpowiedzią. Prawdę mówiąc, powi

Złapałam się nagle na tym, że chyba obyczaje współczesnych kobiet przejmuję, czego wszak przysięgłam sobie nigdy nie uczynić! To ja… Ja…!…zastanawiam się, jak spotkanie intymne z mężczyzną urządzić…!!!

Aż wzdrygnęło się we mnie wszystko i mimowolnie oczy zwróciłam na Gastona, który z niewielkiego oddalenia, spod namiociku Ewy, akurat na mnie patrzył. I w tym samym momencie Armand, bezczelnie i zuchwale, przeciągnął dłonią po mojej nodze, przy której tuż siedział.

– Opaliłaś się już bardzo ładnie – rzekł z uznaniem, jakoś namiętnie pochwalnym.

Zerwałam się, jak oparzona, niemal piasek spod moich stóp prysnął, bąknęłam coś o gorącu i chłodzie i popędziłam do wody, nawet o czepku zapominając. Tą gwałtownością zaskoczyłam wszystkich, bo dopiero po chwili poderwał się i Armand, a z nim razem Ewa, panowie obok zaś jeszcze odrobinę później namyślili się nam towarzyszyć.

Armanda, przez przypadek zapewne, zdołałam oszukać. Prawie zdołał mnie dogonić i wielkim skokiem rzucił się w głąb morza, w przekonaniu, że, jak zwykle, zechcę uciekać przed nim, płynąc. Tymczasem ja w tym momencie przypomniałam sobie o włosach, niczym nie okrytych. Gdybym je zamoczyła w morskiej wodzie, na nowo musiałabym wszystkich zabiegów fryzjerskich dokonać, które już dziś rano u Ritza półtorej godziny fryzjerowi zajęły.

Zatrzymałam się zatem jak wryta, ledwie po pas wbiegłszy, on zaś nurkiem wielki kawał odpłynął, a wynurzywszy się, zaczął mnie wzrokiem wokół siebie szukać. Te kilka chwil wystarczyło, bym się znalazła otoczona przez całe towarzystwo, dzięki czemu dostęp do mnie już miał wysoce utrudniony. Pozostałam na płytkiej wodzie, łagodnie się na falach kołysząc i pilnując, by głowy nie zamoczyć, co od razu wszyscy ode mnie usłyszeli i zrozumieli, bo najgorszy debil łatwo by odgadł, że z taką ilością włosów muszę mieć kłopoty. Gastona wzrokiem od wypłynięcia w morze powstrzymałam, do czego już się wyraźnie szykował. Pojął chyba moje spojrzenie, bo coś w nim jakby błysnęło i został przy mnie.

Armand, wróciwszy, próbował się zemścić. Chlapnął na mnie fonta





Ach, to wychowanie, w całym moim życiu odbierane… W iluż okolicznościach tak cudownie przydatne, ileż niuansów mające, jakże w obecnych czasach mężczyznom obce…!

Matkę, ciotki, guwernantki i niańkę moją w tym momencie błogosławiłam…

Ewa dla żartu Armandowi wyjść z wody przeszkodziła, nie na długo wprawdzie, ale czas ten okazał się dostateczny. Gaston ocenił chyba całą sprawę właściwie, bo nie oddalił się już ode mnie, ruszyliśmy przejść się kawałek wzdłuż brzegu i zaraz wprost mnie spytał:

– Mam się wtrącić czy wolisz sama sobie z nim poradzić? – Och, poradzę sobie – odparłam lekko, bo w tej kwestii nie miałam wątpliwości, za plecami zawsze czując opiekę Romana. – Nie chcę tylko, żeby ktokolwiek myślał, że to natręctwo ma jakieś podstawy i że je aprobuję.

– Jak sobie życzysz. W razie czego wiedz, że jestem do dyspozycji.

Do licha! Do dyspozycji… Pewnie, że wiem i że chcę, żeby mi był do dyspozycji, tylko może niekoniecznie w pojedynku z Armandem… I

Wahałam się zaprosić go do siebie. O powrocie do Paryża zaczęłam mówić, nie kryjąc skłopotania i troski o Montilly, na co mi bardzo rozsądnie poradził. Wszak przenoszenie się z Paryża do Trouville i z powrotem krótko trwa i w każdej chwili jest możliwe, czemuż bym zatem nie miała na kilka dni tam pojechać, zarządzić przygotowanie pałacu do zamieszkania choć w małej części, w samym Paryżu apartament wynająć lub kupić i z Ritza się wynieść. Do Trouville zaś przyjeżdżać, kiedy mi się spodoba i kiedy ochłody zapragnę.

O porzuceniu Ritza już i sama myślałam z racji kosztów wielkich, choć było mi tam bardzo wygodnie, więc chętnie jego radę przyjęłam. Tyle że sama nie umiałam wszystkich tych spraw załatwić, bo i ludzi należało do remontu pałacu nająć, i mieszkanie odpowiednie w mieście znaleźć, a Paryż w sierpniu stał pustką, sami turyści go wypełniali, do niczego nie przydatni.

Tu Gaston przyznał mi rację, ale zarazem Mamina Becka polecił. Na miejscu mieszkając, wszystkich znał i ludzi do roboty mógł znaleźć z łatwością, co do mieszkania zaś, jacyś pośrednicy z pewnością dostęp do siebie zostawili i tą kwestią pan Desplain potrafi się zająć. Ja bym tylko musiała zarządzenia wydać.

Zarazem przypomniał mi Romana, który wszystko umiał załatwić, z niego zaś rozmowa na Polskę zeszła.

– Bywam tam często – rzekł Gaston. – Po kądzieli z Polski pochodzę.

To mnie bardzo zainteresowało, więc jął mi wyliczać swoich przodków. Razem z tymi przodkami wróciliśmy do towarzystwa, gdzie w wyliczaniu i Ewa udział wzięła, do swoich prababek sięgając, aż zorientowałam się, że pra-pra-pradziadek Gastona mógł być na moim ślubie. War mnie oblał, bo nagle nabrałam pewności, iż ów młodzieniec, w przeddzień dostrzeżony, zapamiętany na zawsze i tak bardzo do niego podobny, to musiał być właśnie on!

Cudem chyba żadne słowo o wydarzeniu z ust mi się nie wyrwało, bo przy podobnym wspomnieniu już bez wątpienia za wariatkę by mnie wzięto. Przezornie wolałam zmienić temat, o kłopotach mieszkaniowych napomykając, co oczywiście nową dyskusję wywołało. Nikt na tych wakacjach nie miał nic do roboty, więc chętnie w cudze sprawy każdy się wdawał.

Pobyty Gastona w Polsce nadzwyczajnie mnie ciekawiły, bo skoro Francja aż tak się zmieniła, tam również wszystko musiało wyglądać inaczej, a nie mogłam się przecież przyznać, że nie mam pojęcia, jak. Powi

W tym nowym świecie zaczynało mi się coraz bardziej podobać…

Ustaliłam sama ze sobą, że do jutra jeszcze w Trouville zostanę, a po południu do Paryża pojadę i kilka dni na urządzenie domów poświęcę.