Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 104 из 123

Wyspa Mahé, Seszele, sobota wieczorem

Małgosiu,

„jak jest dobrze, to o czym tu pisać”…

Zastanawiałem się dzisiaj nad tym zdaniem z Twojego ostatniego listu. Nie podchodzę aż tak dzie

Nieszczęście z kolei jest niesłychanie różnorodne, nie daje się w nic ubrać, ma nieprzewidywalną chemię, inaczej przebiega w czasie, nie chce iść w tym samym szeregu i tym samym krokiem. Rozbiega się w najróżniejszych kierunkach. Wiele z tych kierunków jest niezbadanych. I dla poetów, i dla laborantów. Dlatego piszę o nieszczęściach. Poza tym opisując nieszczęścia, łatwiej uniknąć plagiatu i zanudzenia czytelników. Może dlatego literatura ostatnich grubo ponad 2000 lat to tak naprawdę literatura nieszczęść. Z trylogii Dantego najbardziej fascynuje „Piekło”, niektórzy z ciekawości, ale bez wypieków na twarzy, czytają „Czyściec”, ale „Niebo”, jeśli w ogóle ktoś zdecyduje się je przeczytać, zazwyczaj nudzi.

Starałem się wytłumaczyć mój punkt widzenia odnośnie „pisania o nieszczęściach”. Chodzi o moją ostatnią książkę pt. „Intymna teoria względności” wydaną przez dostojne krakowskie Wydawnictwo Literackie. Rozmówcą była pani Kazimiera Szczuka. Dzie

Ostatnio usłyszałem od kogoś z tzw. Warszawki, że Kazimiera Szczuka sama napisała jakąś książkę. Wiesz coś o tym? Chciałbym ją przeczytać.

Małgosiu, wcale nie byłem zdenerwowany. Zadzwoniłem do Ciebie, aby usłyszeć Twój głos i powiedzieć Ci, że jest mi tu dobrze. A ponieważ dzwonię do Ciebie rzadko, wykryłaś w moim głosie zdenerwowanie. Ot co.

Ale przecież ja jestem na Seszelach! Szkoda czasu na roztrząsanie spraw ze świata, od którego uciekłem (niestety, tylko na tydzień) i który tutaj traci zupełnie na znaczeniu. To miłe uczucie wiedzieć, że mogę opowiadać Ci o miejscu, w którym kiedyś byłaś. Łatwiej zrozumiesz, co i jak można tutaj przeżywać. Odpowiadając na Twoje pytania:

– Służbiści nie wchodzą, aby odkazić turystów. Pewnie mają problemy z dostępem do sprayu. Pamiętam tę śmieszną dla mnie procedurę z lotnisk w Australii. Tam ciągle jeszcze odkaża się samoloty przed lądowaniem. To chyba bardziej tradycja niż higiena. Imperium brytyjskie zaczęło zasiedlać swoimi obywatelami („swoją”) Australię, gdy więzienia w Londynie, Edynburgu, Birmingham i i

– „Sałatki milionera” jeszcze nie jadłem, jadłem natomiast miąższ orzecha kokosowego znalezionego na plaży. Sam rozkroiłem go nożem. Jeśli milionerzy to jedzą w restauracjach, to znaczy, że nie noszą na plażę noży albo są zbyt leniwi, albo w ogóle nie chodzą na plażę (co jest bardzo prawdopodobne).

– Ryby latające zobaczę pewnie dopiero jutro. Wybieram się łodzią na lagunę w pobliżu Beau Vallon. Gdy ryby będą latać, zobaczę je z pokładu. Jeśli nie, założę maskę z rurką do oddychania i zobaczę, czy kryją się w zakamarkach rafy koralowej.

– Mam zbyt mało czasu, aby polecieć samolotem lub popłynąć promem na sąsiadującą z Mahe wyspę La Dique. Głazów na Mahé jest całe mnóstwo. Podejrzewam, że wyglądają podobnie. Na La Dique pojadę następnym razem. Bo będąc na Seszelach już za pierwszym razem, myśli się o tym następnym. Seszele są trochę jak seks nowożeńców w noc poślubną…

– Wczoraj po kolacji wyszedłem na plażę tuż przy hotelu. Masz rację. Plaża się dosłownie „rusza” od krabów przesuwających się po piasku jak amfibie. Czasami ma się wrażenie, że za chwilę się na nie nadepnie.

Pojechałem dzisiaj miejscowym, lokalnym autobusem do stolicy Seszeli Victorii. W każdym kraju, w którym jestem, staram się jeździć autobusami. Tylko tam, a nie w taksówce, można spotkać prawdziwych ludzi. To najmniejsza stolica świata. Obejść ją można w godzinę. Pomimo że taka mała, mieszka tutaj jedna czwarta mieszkańców tego kraju. Victoria przypomina wielkie targowisko. Każdy coś tutaj sprzedaje. Najczęściej pamiątki. Plastikowe żółwie, polakierowane muszle, wystrugane palmy. Molo sopockie ze swoimi stoiskami „pamiątek” to Luwr w porównaniu z tym, co można zobaczyć tutaj. Głównym „zabytkiem” jest trzymetrowa wieża z zegarem na głównym placu miasta. Pomalowane srebrzystą farbą monstrualnie kiczowate brzydactwo przydatne o tyle, że prawie z każdego punktu miasta ją widać, co ułatwia orientację w terenie i poruszanie się.

Spacerując, dotarłem do opuszczonego i zapomnianego cmentarzyska. Porośnięty rośli

Rozmawiałem z ludźmi w Victorii. Z żebrakami, sprzedawcami pamiątek, kelnerkami, urzędnikami w biurach podróży. Wszyscy z nich są zadziwiająco smutni i rozczarowani miejscem, w którym żyją. Mieszkańcy raju chcą z niego wyemigrować. Najlepiej na stałe. Tylko nie mają dokąd i za co. Czują się tutaj jak na ogromnym lotniskowcu, który zakotwiczył cztery stopnie od równika. Bogaci ich zdaniem turyści, którzy tutaj przybywają, są ambasadorami wymarzonych krain szczęśliwości, żyją w dostatku i jeśli nie mają akurat ochoty na urlop na nartach w Austrii lub w Aspen, to przylatują opalać się na Seszelach. Oni także by tak chcieli. Przyjeżdżać tutaj. Ale tylko przyjeżdżać. Mieszkać w luksusowych klimatyzowanych hotelach, surfować między wyspami awionetkami, promami lub jachtami, wysłać kolorowe kartki pocztowe do rodziny i przyjaciół i… wrócić do siebie. Mają dość błękitu i lazuru oceanu, zieleni palmowych lasów, pomarańczu oszałamiająco pięknych zachodów słońca i bieli piasku plaż, tak samo jak mają dość uczucia, że zawsze będą głównie kelnerami, sprzątaczkami, kucharzami, recepcjonistami w hotelach, sprzedawcami pamiątek lub urzędnikami biur podróży. Marzą o życiu w dalekich krajach w Europie, gdzie wszyscy są szczęśliwi i gdy mają taką fantazję, to przylatują na tydzień na… Seszele. Starałem się wytłumaczyć im, że to nie tak. Że recepcjonista z hotelu w Londynie, sprzątaczka z Wiednia, sprzedawca pamiątek na molo w Sopocie, kucharz z restauracji we Frankfurcie, może i mają taką fantazję, ale dla większości z nich pozostaje ona tylko fantazją lub niespełnionym marzeniem. Nie sądzę, żeby mi uwierzyli…