Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 47 из 49

– Dlaczego? Skoro już zostali ujawnieni…?

– A to im właśnie zostało, jako ostatnia szansa! – zdenerwowała się Janeczka. – Już się zdążyłam zastanowić. Mają panią Nachowską jako zakładnika i powiedzą dziadkowi, że jak dziadek ich, to oni ją, no, rozumiesz, co mówię!

– I przyduszą ją więcej! – poparł ją energicznie Pawełek. – To są złoczyńcy, trzeba było słyszeć, co gadali i jak! Panią Nachowską trzeba od nich uwolnić, bo dopiero teraz się do niej zdrowo przyczepią!

Rafał też się zdążył zastanowić.

– Wyjąć im z ręki ostatnią broń… W porządku, macie rację. Ale faktycznie, u nich składować już nie można, bo zgadną, że myśmy w tym palce maczali i będą się mścić, albo co.

– Ja im się zemszczę… – mruknął złowieszczo Stefek z kąta.

– Otrują psa – powiedziała niespokojnie Karolina.

Janeczka przelotnie pomyślała, że dobrze trafiła, ta dziewczynka jest inteligentna, nie wie o co chodzi, ale z miejsca łapie sens…

– Chaber z obcej ręki nie weźmie – powiedziała stanowczo.

– Ale Karunia weźmie! Ona jest łakoma, zeżre wszystko!

– W takim razie was obie trzeba przed nimi ukryć! – zadecydował bez namysłu Pawełek. – Nie mają o was pojęcia, nie trafią tutaj. Możliwe, że czekają przed naszym domem, ale tu na pewno nie!

– Kto czeka? – spytała sarkastycznie Janeczka. – Ta gruba ropucha, czy pan Fajksat?

– Chociażby Czesio…!

– Czesia załatwię – zaofiarował się lekceważąco Stefek. – Skoczę pierwszy i sprawdzę, jak się tam gdzie pęta, powiem, że czekam na was i czekam, już pół dnia i doczekać się nie mogę. Nie widzieli mnie tam, mogę sobie pozwalać.

– Skończcie ten turniej rycerski i wracajmy do sprawy! – zażądał Rafał. – Coraz lepiej widzę, że trzeba tę robotę odwalić z dużym cugiem. Dzisiaj…? Jak się czujesz?

– Pierwszorzędnie! – zdziwił się Pawełek. – Nic mi przecież nie zrobili!

– Dobra, w takim razie dzwonię do kumpla. Wy dzwońcie do tego waszego, jak mu tam… Jest tu telefon?

– Jest, oczywiście – powiedziała Karolina. – Ale ja też chcę pomagać!

– W żadnym wypadku! – zaprotestował Pawełek kategorycznie. – Będziemy odbierać łupy szajce złodziei samochodowych, którzy mają spółkę z tamtymi bandytami. Ani ty, ani ta psica nie macie prawa się tam pokazywać! Za dobrze wam wyszła ta akcja ratownicza, oni tego do końca życia nie zapomną!

Uraza, która już zaczynała się lęgnąć w duszy Karoliny, doznała natychmiastowego ukojenia. Nie mogła brać udziału w dalszych wydarzeniach, bo była zbyt ważna. Nie została zlekceważona i pokrzywdzona, przeciwnie, raczej troskliwie uszanowana, na to mogła się zgodzić…

– Telefon – powiedział Rafał i podniósł się z tapczanu, dopiero teraz czując, że cały czas siedział na czymś małym i bardzo twardym. Obejrzał się, była to piłka tenisowa. Nieznacznie potarł odgniecione miejsce i ruszył ku drzwiom.

Zatrzymało go pukanie, drzwi otworzyły się i wszedł tatuś Karoliny.

– Bardzo państwa przepraszam – powiedział. – Ten dom jest akustyczny. Nie zamierzam wnikać w wasze tajemnice, ale nagle usłyszałem tu coś o złodziejach samochodowych. Czy mam rozumieć, że zapowiada się jakaś akcja przeciwko nim?

Odpowiedziało mu kamie

– Jeżeli ma się coś robić na niekorzyść złodziei samochodowych, zgłaszam swój udział – powiedział tatuś Karoliny. – Tajemnicę zachować potrafię. Okoliczności towarzyszące mnie nie interesują. Mam nissana z bagażnikiem.

– I bagażnik jest jeszcze przykręcony, bo tatusiowi się nie chciało zdejmować go po wakacjach – zachichotała Karolina.

Decyzję za wszystkich podjęła Janeczka.

– Bardzo dobrze – oznajmiła z zadowoleniem. – Był kłopot, że do jednego samochodu nie wejdzie, a tak możemy załatwić bez obracania dwa razy. Najpierw działka, a potem piwnica czy odwrotnie? – zwróciła się do Pawełka.

– Odwrotnie – zawyrokował Pawełek, marszcząc brwi. – Piwnica ważniejsza i mniej rzeczy. Trzeba znaleźć miejsce. Rafał poruszył się i przezornie spojrzał pod nogi.

– Im to dobrze – zauważył z lekkim rozgoryczeniem. – Ale ja jestem pełnoletni. Pan to naprawdę aprobuje?

– Absolutnie i bezwzględnie – odparł stanowczo tatuś Karoliny. – Może bym się zawahał przed waleniem siekierą, ale wszystko poniżej akceptuję bez zastrzeżeń. Mam wyjątkowo silne uczucia da złodziei samochodowych.





Janeczka zerwała się z fotelika.

– To już! Dzwoń do kumpla! A my do pana Dominika…!

– Gdzie dziadek? – spytał Pawełek, z łomotem wrzucając tornister do swego pokoju. – Spać mi się chce do nieprzytomności, dobrze, że nam się udało pogadać z nim wczoraj, bo dzisiaj to ja się nie nadaję do niczego.

– Dziadek był i poleciał – odparła Janeczka, która wróciła ze szkoły o godzinę wcześniej. – Blask od niego bije. Dzwoniła Karolina.

Pawełkowi se

– I co?

– I chce, żeby jej wszystko opowiedzieć ze szczegółami, bo zna tylko dalszy ciąg. Jej mamusia też chce. Pawełek powstrzymał zdejmowanie butów.

– Lecimy…?

– Może najpierw zjedzmy obiad. Na obiad nas nie zapraszały…

Tempo spożywania posiłku Pawełek osiągnął rekordowe. Janeczka przystosowała się, pobłażliwie i wspaniałomyślnie. Sama zresztą również chciała posłuchać opowieści o nie znanym im dalszym ciągu.

Karolina i jej mamusia już na nich czekały.

Informacje zostały udzielone sobie wzajemnie w porządku chronologicznym. Karolina pogodziła się z odsunięciem od bezpośredniego udziału, ale życzyła sobie usłyszeć jak to było i co się tam działo, porządnie i ze szczegółami. Tatuś całą akcję streścił trochę za mocno, zamknąwszy ją w jednym zdaniu. Trochę tylko opowiedział o samym zakończeniu, o przebiegu zaś prawie nic!

Pawełek nie miał najmniejszych oporów. Opowieść przedłużała wizytę, a poza tym, ostatecznie, było się czym pochwalić. Antyzłodziejskie przedsięwzięcie zostało zorganizowane koncertowo, rzeczy z piwnicy poleciały sztafetą, rzeczy z działki zmieściły się w dwóch samochodach z bagażnikami, narobili się wszyscy jak dzikie osły, ale poszło piorunem. Na deser Pawełek zostawił sobie gruntowne zapchanie cristal cementem dziurki od klucza w starej furtce. Zwieźli wszystko na tyły Supersamu i zwalili w najciemniejszym miejscu…

Karolina słuchała z rumieńcami na twarzy i z roziskrzonym wzrokiem i w Pawełku narastał rozpęd narracyjny. Gdyby nie obecność niemiłosiernie korygującej Janeczki, kto wie, czy w przebieg akcji nie wplątałaby się na przykład krwawa i zwycięska walka z przestępczym gangiem, a śpiący na przystanku autobusowym pijak nie przeistoczyłby się w kilka tajemniczych, śledzących ich z ukrycia postaci. Obecność Janeczki zmuszała, niestety, do zachowania umiaru i już w połowie relacji Pawełek serdecznie pożałował, że nie przyszedł tu sam.

Dalszy ciąg znała Karolina.

Po anonimowym telefonie do milicji na posterunku za Supersamem pozostały tylko dwie osoby, kumpel Rafała i tatuś Karoliny. Kumpel Rafała wyjątkowo nie miał nazajutrz pierwszej lekcji i mógł się spóźnić do szkoły, tatuś Karoliny zaś miał nienormowany czas pracy i nie musiał codzie

Tatuś Karoliny i kumpel Rafała, ukryci za śmietnikiem, obserwowali rezultaty. Milicja przyjechała już po dziesięciu minutach. Był to na razie tylko jeden radiowóz, którego załoga obejrzała górę części samochodowych z szalonym zainteresowaniem. Po półgodzinie znajdowały się tam już cztery radiowozy i furgonetka do przewożenia więźniów, bardzo przydatna, bo weszła do niej większa część towaru. Reszta odjechała radiowozami. Milicjanci wydawali się nie tylko zdumieni, ale także ogromnie rozweseleni, a z podsłuchanych uwag tatuś Karoliny i kumpel Rafała wywnioskowali, że nic nie rozumieją, ale uważają to za niespodziewany prezent losu. Co do sprawcy czynu, padały różne przypuszczenia, wszystkie niezmiernie odległe od prawdy. Teraz będą wzywać różnych poszkodowanych i kazać im rozpoznawać ukradzione rzeczy.

Nawet najpiękniejsze opowieści mają swój kres. Więcej powodów do przedłużania wizyty nie było i należało wrócić do domu.

Przed furtką czekał na nich do szaleństwa zdenerwowany i przygnębiony Stefek, który, tak samo jak Pawełek, nie nadawał się dziś do niczego i zamierzał wcześnie pójść spać.

Niespodziewane zakończenie znaczkowej afery nagle okazało się dla niego nieszczęściem. Okazje widywania bóstwa wymknęły mu się z rąk, a więzy ścisłej współpracy przestały istnieć. Uświadomił to sobie już od rana i cały czas pobytu w szkole poświęcił na rozpaczliwe szukanie jakiegoś wyjścia, czego wynikiem były dwie dwóje. O coś go tam pytano, ale skąd miał wiedzieć o co, skoro zaprzątały go problemy wagi życiowej! Rozwiązanie znalazł dopiero późnym popołudniem, dzięki Czesiowi.

– Jak małpa wygląda – zawiadomił z satysfakcją.- Podbiła mu oko kagańcem i chyba nos, bo ma spuchnięty z jednej strony. A na czole rozdrapane siniaki, jak ona to zdążyła zrobić w takim tempie, to jest nie do pojęcia. Macie jeszcze co do niego?

Informacji o Czesiu Janeczka i Pawełek wysłuchali w upojeniu.

– Nie – powiedziała Janeczka. – Teraz już mamy go w nosie. Możesz się od niego odczepić. Pawełek zaprotestował.

– Ejże, ja nie wiem, czy w nosie! On będzie dalej latał po nieboszczykach. W końcu poświęcenie poświęceniem, ale ja też bym chciał znaczki!

– I ja – zgodziła się Janeczka. – Tylko z nami pan Fajksat interesów robić nie będzie. I zdaje się, że my z nim tym bardziej. Więc Czesio dla nas do niczego.

– Toteż właśnie – podchwycił Stefek z nadzieją. – A ja mam załatwione skrzyżowanie z telewizją, to jak? Te znaczki teraz mają być dla was?

– Czekaj no! – zainteresował się gwałtownie Pawełek, zanim Janeczka zdążyła się odezwać. – Czy to przypadkiem nie ta pani Polińska, co mieszka naprzeciwko Karoliny…?

– No właśnie.