Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 46 из 49

Oczy Karoliny pozbyły się łez, a za to lśniły blaskiem podziwu. Pawełek poczuł nagle niejasny żal, że nie stoczył tam żadnej walki i nie przetrwał mężnie wyszukanych tortur. Żeby chociaż leżał na podłodze, a nie na tej całkiem wygodnej kanapie…! No tak, do podłogi go nie mogli przywiązać…

– Hej, chodźmy stąd – powiedział niespokojnie Stefek. – Niech się ten Czesio nie połapie, że ja tu jestem, bo stracę do- skok. Odsuńmy się gdzieś dalej.

– On ma rację – przecknął się nagle Rafał, w niejakim otumanieniu zagapiony w to całe towarzystwo. – Odjeżdżamy, w domu się wszystko obgada. Jazda, wsiadać!

Ulokowanie w małym fiacie pięciu osób i dwóch psów napotkało pewne trudności, które po krótkich wysiłkach dały się przełamać. Karo i Karolina wsiadły z przodu, Karo próbowała pozbyć się kagańca, użytkując w tym celu rączkę biegów. Zanim dojechali pod ich dom, Rafał zdążył dziesięć razy oblać się zimnym potem.

– Prawdę mówiąc, żeby nie ona, nie wiem, co bym zrobił – wyznał po drodze Stefek, przyduszony nieco Chabrem, delikatnie odsuwając jego ogon z twarzy. – Sam bym się przecież na tego Czesia nie rzucił i wlazłby do środka jak nic.

– A ja bym stracił życie – mruknął Pawełek. – A co najmniej rozum.

– O rozumie nie mówiłeś? – zainteresowała się podejrzliwie Janeczka.

– Bo to długa sprawa. Wszystko ci opowiem. Co prawda, nogi już miałem…

– Ale ja też chcę posłuchać! – wtrąciła się gwałtownie Karolina. – Chciałam wam pomóc, ale nic z tego nie rozumiem i chcę się dowiedzieć! Niech to się opowiada u mnie w domu!

– Fakt, należy jej się – poparł ją uczciwie Stefek. – Mówię wam, wzięła psa i poszła jak nic, okiem nie mrugnęła. Poszczuła tego Czesia bombowo!

Karolina spęczniała z dumy, nie odzywając się już. Nie zamierzała się przyznawać, że nikogo nie szczuła, że Karo najzwyczajniej w świecie, wyrwała się jej z ręki. Chciała mieć swój udział w wyratowaniu Pawełka, spragniona była podziwu i wdzięczności. Pawełek tak patrzył… No, tak patrzył… że niechby jeszcze z raz tak popatrzył…

Stwierdziwszy z wielką ulgą i jeszcze większym zdziwieniem, że rączka biegów jednak wytrzymała, Rafał również wysiadł przed domem Karoliny. Pomyślał, że pewnie trzeba będzie łagodzić uczucia rodziców i ten obowiązek spadnie na niego. Nie było jej dość długo, mogli się zdenerwować, a on tu jest w końcu najstarszy…

Niczego nie trzeba było łagodzić. Mamusia Karoliny spokojnym głosem zawiadomiła, że właśnie zaczynała się niepokoić, tatuś obejrzał córkę i nie odezwał się ani słowem. Rozkwitła emocjami Karolina robiła honory domu, zaprosiła wszystkich do swego pokoju.

Wyjaśnienia w pierwszej chwili trochę kulały, bo magazyn z zabawkami, przez które przeszło lekkie tornado, odwrócił część uwagi. Rafał oderwał się pierwszy.

– No dobra, mamy wyjaśniać, to wyjaśniajmy. Wlazłeś przez ogrodzenie i co było dalej?

Pawełek odłożył na podłogę model mercedesa.

– Popatrzyłem sobie przez różne okna – rzekł z westchnieniem. – Nic na razie nie słyszałem, ale oni się połapali, że podglądam. Był tam pan Fajksat, Czesio i Okularnik, wszyscy się znają. I wiem, kto to jest Barański. Ropuch.

– Nie…?!- wykrzyknęła Janeczka.

– Kto to jest Barański i kto to jest Ropuch? – spytała Karolina.

– Jedna i ta sama osoba. Właściciel tego domu. Oszust i podlec. Fałszuje pieczęcie ekspertów. Połapali się, mówię, że jestem, Czesio wyszedł i dał mi po łbie. I zawlókł do środka.

– Jak to?! – oburzył się Stefek. – Kiedy?! Przecież przyleciał przy nas!

Pawełek wyjaśnił, że Czesio przyleciał dwa razy. Gromkie atrakcje towarzyszyły drugiemu przyjściu.

– A gdzie był Chaber? – spytała Janeczka.

– Skąd wiesz o pieczęciach ekspertów? – zainteresował się równocześnie Rafał. Pawełek opisał sytuację.

– A co do pieczęci, to widziałem – dodał. – Nie dość, że znaczki leżały, ale pieczątki obok. Nie zorientowałem się w pierwszym momencie, ale teraz w oczach mi stoi. Jeden ekspert ma jedną pieczątkę, a nie dziesięć, a poza tym on wcale nie jest ekspertem i nie ma prawa ich mieć. A potem słyszałem.

– Po jakiego diabła łapali cię i wlekli do środka? – zirytował się Rafał. – Od zewnątrz nic byś nie słyszał! Na głowę upadli, czy co?

– Wiedzieli, co robią – odparł Pawełek z wielką satysfakcją. – Wszystko dlatego, że jestem wnukiem dziadka. Fajksat mnie rozpoznał.

– A jakbyś nie był wnukiem dziadka, to co?

– To nic. Przepłoszyć mnie chcieli, owszem, ale nie wiedzieli, kto tam podgląda. Okazało się, że ja.

– I co?





– I przecież znają dziadka, nie? A dziadek doskonale wie o fałszowaniu, tylko do tej pory nie miał pojęcia, kto to robi. I Barański ma znaczki pana Franciszka, nie wszystkie, ale dużo, chciał wydrzeć je od pani Piekarskiej, skompletować kolekcję i sprzedać jednemu z Francji. Znaczy nie całkiem tak, chciał mu pokazać, ekspertyzy i tak dalej, a potem najmniej z połowę sfałszować. Fałszują tak, że robią kserokopię na specjalnym papierze. I teraz mu się cały interes zawalił. Wystarczy, że powiem dziadkowi, co widziałem i słyszałem.

Rafał omawiane kwestie znał doskonale. Poczuł się wstrząśnięty.

– Rany boskie, skąd to wszystko wiesz…?!

Z rosnącym zadowoleniem Pawełek powtórzył wszystko, co słyszał przez dziurę. Pamiętał doskonale każde słowo, teraz już mógł to spokojnie kojarzyć i wyciągnąć wnioski. Zawleczenie go do środka było oczywistym idiotyzmem, ale i bez tego stał się dla nich niebezpieczeństwem, skoro zobaczył znaczki i pieczątki na stoliku. Jako osoba postro

– No tak – przyznał Rafał – teraz już się mniej dziwię. I co chcieli? Trzasnąć cię i utopić w gliniankach?

– Glinianki im do głowy nie przyszły, nie wiem dlaczego. Chcieli mnie podrzucić na tamtejszych działkach, ale nie jako trupa, tylko jako debila.

– Proszę? – zdziwił się Rafał.

Tu już wyjaśnienia Pawełka były nieco mniej dokładne, nie znał się na medycynie. Szok insulinowy stanowił zjawisko całkowicie mu obce. Wrogowie w każdym razie byli pewni, że co najmniej skretynieje nieodwracalnie i straci pamięć na zawsze, możliwe, że właśnie taki rezultat udałoby się im osiągnąć, gdyby Czesio zdążył. Teraz, kiedy im uciekł, nie wiadomo co zrobią…

– Wiadomo – powiedziała spokojnie Janeczka. – Albo będą mówili, że go chcieli tylko nastraszyć, albo się wyprą całkiem i powiedzą, że go znaleźli na schodkach, sam się przewrócił i rąbnął w głowę, a oni go zabrali do domu, żeby ratować. Czesio poleciał do apteki po lekarstwo. Głowę daję, że tak będzie.

– Niegłupie – pochwalił z namysłem Pawełek. – I coś mi się widzi, że tego…

– No właśnie. Też będziesz mówił, że tak właśnie było.

– Co takiego?! – oburzył się Rafał. – Czy wam coś na umysł padło?! Pozwolić im na takie…?!

– A co, uważasz, że dziadek powinien się dokładnie dowiedzieć, jak wygląda nasza metoda dedukcji? – przerwała zimno Janeczka. – Tobie też nie radzę gadać za dużo. Oni i tak będą się bali, że powiemy prawdę…

Karolina słuchała rozmowy z szalonym zainteresowaniem. Dzięki pierwszej opowieści Stefka rozumiała doskonale prawie wszystko. Przerażająca przygoda, w której wzięła udział bezpośredni, teraz podobała jej się nadzwyczajnie. Co prawda, w trakcie akcji wrażenia trochę przerosły jej siły, ale skończyło się to szczęśliwie i przyjemność brała górę nad okropnościami. W dodatku Pawełek, mówiąc do siostry i Rafała, właściwie zwracał się do niej. Spoglądał na nią niby krótko, ale za to jak…!

– Z tego wynika, że uratowała cię Karania – powiedziała głosem, w którym już zaczynało dźwięczeć rozbawienie.

– Fakt! – przyznał natychmiast Pawełek z gorącym zapałem. – I ty!

– I Stefek – podsunęła sprawiedliwie Janeczka. – To był genialny pomysł. Chaber sam jeden takiego zamieszania by nie narobił.

Stefek siedział w kącie, prawie w milczeniu, pławiąc się w błogości absolutnej. Od czasu do czasu ośmielał się nawet patrzeć wprost na Janeczkę. Dzisiejsze wydarzenia, wystrzałowe i tak imponująco skuteczne, upoważniały go niejako do takiego zuchwalstwa. Ostatecznie to on znalazł Karolinę razem z tym jej straszliwym psem, on wyśledził Czesia, on wpadł na cudowną myśl zabrania ich ze sobą. No owszem, niech będzie, przypadek w tym wszystkim gdzieś tam się plątał, ale nie kto i

– Co teraz? – spytał Pawełek, spoglądając na Karolinę. Karolina również chciała to wiedzieć.

– Teraz trzeba zrobić wszystko razem – oznajmiła Janeczka zdecydowanie. – Zawiadomić dziadka o aferze. I załatwić te piwnice i działki, z tym, że, zdaje się, miejsce nam odpadło…

Urwała, uświadamiając sobie, że w wyjawieniu sekretu posuwa się chyba za daleko. Rozejrzała się i jakby oprzytomniała. Nie, zaraz, w porządku, siedzą w tym pokoju wyłącznie osoby wtajemniczone. Wszyscy, z wyjątkiem Karoliny, nie tylko znają sprawę, ale nawet mają w niej brać udział. A ta dziewczynka…

Przyjrzała się Karolinie. Karolina nie wyglądała na swój wiek, wydawała się starsza. Z psiej bitwy pod furtką wybiegła wprawdzie roztrzęsiona i zapłakana, ale uspokoiła się błyskawicznie, w dodatku sama z siebie, bez żadnych starań. Podporządkowała się sytuacji, kłopotów nie przyczyniła…

Popatrzyła na Pawełka. Jeden rzut oka wystarczył. Tak, Karolinę należało potraktować odpowiednio…

– Czy ty potrafisz zachować sekret? – zwróciła się wprost do niej surowym tonem.

– Tak! – wyrwało się Pawełkowi. – Mur beton, że tak! Jestem pewien!

To wystarczyło. Karolina była gotowa przyświadczyć, że potrafi strzelać z armaty.

– No więc to, co tu mówimy, to jest tajemnicą absolutną i nikomu tego nie wolno powiedzieć. Ani słowa!

– Czekajcie! – wtrącił się Rafał. – W obliczu ostatnich wydarzeń, nie wiem czy ta cała hopa z częściami jest jeszcze potrzebna…

Janeczka i Pawełek zaprotestowali równocześnie, gwałtownie i z oburzeniem. Rafał zdziwił się podejrzliwie.