Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 48 из 49

– To nie ma o czym gadać, jasne, że dla nas. Żebyś się nie ważył wypuścić jej z ręki! Mogę tam chodzić razem z tobą.

Nie było to rozwiązanie przez Stefka wymarzone. Bezpośredni kontakt Pawełka z panią Polińska automatycznie odsuwał go na dalekie tyły, a to wcale nie o to chodziło!

– Ale… – zaczął niespokojnie i nagle przypomniał sobie panią z redakcji i ciocię Julcię. Nie, w porządku, osobiste dostarczanie znaczków Janeczce ma zapewnione. Szybko zmienił zdanie.

– Dobra, mogę cię nawet z nią zapoznać – zgodził się łaskawie. – Oprócz tego mam jeszcze parę źródeł, przez tego piekielnego Czesia specjalnie się starałem, ale tam już muszę załatwiać osobiście. Też wam przyniosę. Umowa stoi, szafa gra!

– A z Czesiem w ogóle rozmawiałeś? – zaciekawiła się Janeczka.

– Rozmawiałem jak rozmawiałem, nie bardzo on dzisiaj wyrywny do gadania. Wdeptany w szpary od podłogi, musieli go wczoraj niewąsko obsobaczyć…

– A pewnie – mruknął kąśliwie Pawełek. – Gdyby się pośpieszył z tymi strzykawkami…

– Mamrotał pod nosem, że ma życie zatrute i że mu niefart przynoszę. Możliwe, starałem się jak mogłem.

– Starałeś się naprawdę bardzo doskonale! – przyznała wspaniałomyślnie Janeczka i obdarzyła go spojrzeniem pełnym uznania, co sprawiło, że Stefek zamilkł. Odjęło mu mowę, ze wzruszenia stracił dech i skamieniał. Musiał odczekać, aż to coś w środku przestanie grzmieć, huczeć i ogłuszać. Nie był w stanie odpowiedzieć na niecierpliwe pytanie Pawełka, kiedy jest z tą panią Polińską umówiony i czy nie można by zacząć już od jutra.

Janeczka zlitowała się bardziej nad bratem niż nad wielbicielem.

– W pierwszej kolejności mamy dziadka i panią Nachowską – przypomniała pobłażliwie. – A Karolinie oczywiście trzeba będzie wszystko opowiedzieć, zasługuje na to. Pewnie będziesz musiał tam iść parę razy.

Nigdy dotychczas przekonanie o niezwykłej mądrości siostry nie wybuchło w Pawełku z taką potężną siłą…

Dziadek miłosierdzia nie miał żadnego, przez całe dwa dni zachowywał absolutną tajemniczość, połączoną z szampańskim humorem. Trzeciego dnia urządził przyjęcie. Zostali o nim zawiadomieni pisemnym zaproszeniem, które przyniósł na dół Rafał.

– Dziadek wygląda, jakby za chwilę miał pęknąć – oznajmił, wręczając im kopertę. – Chodźcie prędko, żeby nie było nieszczęścia.

Zaproszenie przeczytali na schodach.

– Dlaczego tak…? – zaciekawił się Pawełek, potrząsając sztywną kartką papieru.

– Żeby było bardziej uroczyście. Powiedział, że chętnie by to wyrył na granicie i pomalował złotą farbą, ale szkoda mu czasu.

– Znalazł wszystko? – spytała chciwie Janeczka.

– Nie wiem, nic mi nie chciał powiedzieć. Zaraz się dowiemy, jazda!

Dziadek rzeczywiście czcił wielką chwilę z całej mocy. Na stoliku stał tort, czekoladki i coca cola. Babcia przyniosła herbatę.

– Wszyscy jesteście opętani, ale znam to od lat i nie będę wam przeszkadzać – oznajmiła wielkodusznie. – Zdziwię się, jeśli was nie zemdli, radzę wam tę herbatę pić gorzką.

– Siadajcie – powiedział dziadek, rozpromieniony i przejęty. – Chociaż nie, może lepiej w pierwszej chwili postać. Uczcimy sukces minutą stania.

Podniósł się z fotela i popatrzył na trójkę swoich wnuków.

– Otóż zawiadamiam was – rzekł tonem wzniosłym i wielce uroczystym – że tu oto leży przed nami cała połowa kolekcji pana Franciszka. Po czterdziestu latach starań i utracie wszelkiej nadziei zdobyłem to wreszcie, dzięki wam!

Sukces został uczczony minutą nie tyle stania, ile grzmiącego i straszliwego ryku. Także oklaskami. Zarówno w jednym jak i w drugim dziadek wziął entuzjastyczny udział, chociaż wrzeszczał nieco ciszej. Potem potrójne pytania padły równocześnie, a trzy głowy zderzyły się nad blatem biurka.

– Ja chcę to oglądać spokojnie! – zdenerwowała się Janeczka. – I przez lupę! Zabierzcie te łby!

– Sama zabierz! – oburzył się Pawełek. – Każdy chce obejrzeć przez lupę!

– Ja mogę później – powiedział z godnością Rafał. – Nie będę się tu z wami przepychał. Poza tym pół kolekcji, to jest tylko pół sukcesu. W razie osiągnięcia całości będę się domagał szampana, a teraz chciałbym usłyszeć jak to było.

– Zestawiłem parami, tak jak pan Franciszek – zwrócił uwagę uszczęśliwiony dziadek. – Może on ma rację, warto obejrzeć później, na spokojnie. Popatrzcie, tu na przykład… Czysty i kasowany, z tej samej matrycy, charakterystyczne uszkodzenie napisu…

Dopiero po półgodzinie można było przystąpić do zasadniczej części programu. Emocje trochę przycichły. Czujnym wzrokiem wpatrzony w znaczki dziadek sięgnął po fajkę.

– Słuszną uwagę uczyniłeś – zwrócił się do Rafała. – To jest pół sukcesu. Szampana się chyba nie doczekasz, bo reszta została rozproszona po świecie w sposób nieodwracalny. Szczęście, że chociaż tyle ocalało.

– Dziadku, Barański to miał? – spytała z zachła





– Ten sam. Trochę się zmienił przez trzydzieści lat, ale, jak widać, słusznie od początku żywiłem do niego antypatię.

– Nie wiedziałeś, że to on? – zdziwił się Pawełek, oblizując łyżeczkę. – Przecież go znałeś w twarzy. Z klubu.

– Wyobraźcie sobie, że nie. Zbieżność nazwisk mogła być przypadkowa, w końcu sam znam trzech Barańskich… A wygląd zewnętrzny nic mi nie mówił. Przed laty był chudym młodzieńcem i nosił długie włosy, nie poznałem go. Znałem go, oczywiście, nie tylko z widzenia, także ze słyszenia i wiedziałem, iż jest to osobnik wyjątkowo bezwzględny i brutalny w interesach, ale nic więcej. Wiedziałem także, że pieczątki ekspertów są fałszowane, ale nie miałem pojęcia, kto to robi. Nawet mi do głowy nie przyszło, że on jest tu główną sprężyną!

– W dalszym ciągu jest? – zaniepokoił się Rafał. – Nie przestanie być?

Dziadek trochę się zakłopotał.

– Na jakiś czas na pewno przestanie, ale obawiam się, że odczeka bezpieczny okres i zacznie na nowo. Oczywiście będzie mu trudniej, bo środowisko jest zorientowane, ostrzega się przed nim nabywców…

– A jakby go wsadzić do więzienia? – podsunęła z nadzieją Janeczka.

– Chyba się nie uda. Dowody zdążył ukryć, albo zniszczyć, dochodzenie prawdy byłoby szalenie skomplikowane, a rezultat niepewny.

– No dobrze, jak wobec tego udało ci się wydrzeć mu tę resztę kolekcji?

Dziadek westchnął, pokręcił głową i popukał fajką w popielniczkę.

– Poszedłem na kompromis – wyznał ze skruchą. – Wolał mieć spokój. Wiedział, że w tym wypadku ja też będę bezwzględny i nawet jeśli nie spowoduję sądownego skazania, narobię mu straszliwych kłopotów. Poza tym… tego właśnie nie rozumiem, miała na to wpływ jakaś historia z Pawełkiem. Nie dociekałem, bo myślałem, że dowiem się od was…

Dziadek urwał i popatrzył pytająco.

– To znaczy, że co? – spytała bardzo ostrożnie Janeczka po długiej chwili milczenia, w czasie której Rafał i Pawełek jedli tort tak, jakby od tygodnia nie mieli nic w ustach. Pawełkowi udało się nawet zakrztusić coca colą.

– No cóż, powiedział, że idzie na ustępstwa pod warunkiem, że nie będę w to włączał mojego wnuka – wyjaśnił dziadek. – Między nami mówiąc, wcale nie miałem ochoty go włączać, podglądanie i podsłuchiwanie, to nie są zajęcia, którymi chciałoby się chwalić. Moja powściągliwość jest dość naturalna, ale nie wiem, skąd jego…

Znów urwał i czyszcząc fajkę, pytająco spoglądał na wnuki. Wszyscy troje uświadomili sobie nagle z największą dokładnością, że nikt nie wtajemniczył dziadka w szczegóły owego podglądania i podsłuchiwania. O uwięzieniu Pawełka i i

– Może chodziło mu także o to, że Pawełek był naocznym świadkiem? – zasugerowała Janeczka dyplomatycznie.

– Tylko on jeden widział te fałszywe pieczątki na własne oczy i na własne uszy słyszał całe gadanie…

– Możliwe – zgodził się dziadek z powątpiewaniem. – Jednak się dziwię. Szczególnie, że wywarli na niego nacisk pan Fajksat i mecenas Okuliczko…

– Okularnik…!!! – wrzasnęła z olbrzymią ulgą Janeczka.

– Aaaa…!!! Zapomniałam wam powiedzieć! Dowiedziałam się od pani Piekarskiej! Tam była o to cała awantura! Wykryło się, że on jest taki adwokat, jak… jak…

– Z koziego ogona waltornia? – podpowiedział Rafał niepewnie.

– No właśnie! Pani Piekarska się dowiedziała! Wcale nie skończył studiów, wyrzucili go w ostatniej chwili za jakieś różne świństwa! Udawał adwokata do takich tych… no, podejrzanych interesów! Już się go pozbyli czym prędzej!

– Co ty powiesz? – zainteresował się dziadek. – No to zaczynam rozumieć, dlaczego tak nalegał, żeby wszystko załatwić polubownie. Nie chciał być wmieszany w aferę wokół Barańskiego… No tak, pod tą podwójną presją Barański się ugiął i oddał znaczki pana Franciszka…

– Oddał? – zdumiał się Rafał.

– Sprzedał – poprawił się dziadek. – Dokonałem z nim wymiany na i

Urwał, zamyślił się i pyknął z fajki.

– Masz wrażenie, że od razu wymyślił sobie jakiś kant – zgadła Janeczka.

– Tak – przyznał dziadek. – Mówiliście coś o zagranicznym kupcu. Zdaje się, że chciał mu to sprzedać jako unikatową, nietypową kolekcję. Już ich nie ma, więc… Nie chciałbym rzucać niepotrzebnych podejrzeń, ale…

– Na Barańskiego możesz rzucić – przyzwolił stanowczo Pawełek.

– Ale teraz przypuszczasz, że sprzeda coś i

– Dziadku, a ciebie nie wykantował? – zaniepokoiła się Janeczka. – To znaczy, mam na myśli, czy oddał ci wszystko po panu Franciszku? Bo może ukrył podstępnie jakąś resztę?