Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 36 из 47

– Dla siebie może i sympatyczny, ale to taki lisek chytrusek, dla siebie każdemu z gardła wydrze i nawet się nie obróci…

Brzmiało to wszystko tak interesująco, że sama nie wiedziałam, co z tym fantem zrobić. Naradzić się z Januszem? Czy może przedtem z Tym Panem…? Materiału do rozmowy z panem Pietrzakiem miałam już ilość przytłaczającą, złote pieniądze złotymi pieniędzmi, ale czy to przypadkiem nie siostrzeniec podwędził wujowi brakteat Jaksy z Kopanicy…?

I jest to w końcu piegowaty Kuba czy nie…?!

– Prędzej bym ukradła podobiznę Ksawusia panu Józefowi niż pani Natalii – powiedziałam gniewnie, kiedy Janusz zdziwił się, że nie dokonałam tak prostego czynu. – Nawet nie mogłam jej namawiać, żeby mnie wpuściła na salony. Nie wypadało. Poza tym z pewnością kochany siostrzeniec nie stoi na środku biurka, oprawiony w ramki, to niby co? Miałam grzebać po szufladach?

– Nic się nie stało – pocieszył mnie kochający mężczyzna. – Najwyżej sprawdzenie trochę się opóźni, jeden dzień nikogo nie zbawi. Zgadzałoby się o tyle, że ten cały Przecinak był w Bolesławcu.

– A, to już go w hotelowym spisie wyłapali?

– Jest na liście do sprawdzenia. Zostało im wszystkiego czterdziestu siedmiu, większość w Warszawie. Czekaj, zaraz zadzwonię, to może przyśpieszyć… Jego adresu nie znasz?

Skrucha mnie ogarnęła wielka, co za idiotka, że też nie spytałam, gdzie ten anielski chłopiec mieszka! A okazję miałam, jak rzadko! Ale, zaraz, może Anita wie…?

Gwałtownie sięgnęłam po słuchawkę.

Anita dała się złapać od razu, z miejsca tylko wykrzykując, że siedzi w redakcji i nie ma ani chwili czasu, na żadne okrężne drogi nie mogłam sobie zatem pozwalać.

– Kubuś Wichajster jest łajdus ostatni i łaska boska, że Grażynki nie dopadł – oznajmiłam bez wstępów. – Wiesz może, gdzie on mieszka?

– Co ty powiesz – zmartwiła się Anita. – Wiem, oczywiście, w mieszkaniu po rodzicach. Jego matka do ostatniej chwili dla nas pracowała i mamy tu jej adres.

– I gdzie to jest?

– Aleja Niepodległości… zaraz, niech spojrzę, moment… dwieście siedemnaście, mieszkania dwadzieścia. Skąd wiesz?

– Co skąd wiem?

– Że jest łajdus ostatni?

– Długo by gadać…

– To nie teraz. Zadzwonię do ciebie, jak tu skończymy…

Przekazałam informację Januszowi, który patrzył na mnie jakoś dziwnie.

– Można wiedzieć, kto to jest Kubuś Wichajster?

– Ksawery Przecinak – odparłam niecierpliwie i wyjaśniłam mu kwestię tych nazwiskowych narzędzi pracy.

Zarazem zaciekawiło mnie, jak to załatwią technicznie. Polecą robić zdjęcie Ksawusiowi? Zawloką go do Bolesławca? Czy przywiozą do Warszawy całe tamtejsze towarzystwo…?

– Nikogo nie będą nigdzie wozić, obejdą się zdjęciami – odparł Janusz, wypukując numer tajemniczej osoby, która łamała dla niego wszelkie przepisy. Pośrednio dla mnie. Rany boskie, ten list Grażynki…!

Zanim Anita zdążyła wyplątać się z roboty i zadzwonić do mnie, okazało się, że nic podobnego. Przy alei Niepodległości dwieście siedemnaście mieszkają w trzech pokojach z kuchnią jacyś obcy ludzie, cała rodzina, o nazwisku Drążek. Pan Drążek, pani Drążkowa i dwa małe Drążki, ich dzieci. Wywiadowca, który się na nich nadział, nie przyznał się, rzecz jasna, do siebie samego, pana Drążka obejrzał z uwagą, stwierdził, iż jest to wysoki brunet, brodaty, w wieku około czterdziestki, po czym okazał wielką rozpacz, bo mu zginął przyjaciel, Ksawery Przecinak, który tu mieszkał całe życie. Stracił go z oczu, trzy lata podróżował po niespokojnych krajach, a teraz właśnie wrócił i przyjaciela koniecznie chce odnaleźć. Może ktoś tu wie, gdzie on się podziewa?

Państwo Drążkowie odnieśli się do sprawy z pełnym zrozumieniem i wyjaśnili, że już przed dwoma laty nabyli to mieszkanie od pana Przecinaka, notarialny akt kupna oczywiście posiadają i na tym akcie jakiś adres widnieje. Puszczyka trzy, mieszkania dziesięć. Mają także telefon do niego, komórka, zaraz znajdą, o, proszę! 0 509 207 386.

Wywiadowcą numer komórki nie wstrząsnął, bo nic nie wiedział o Jerzym Stępniaku, zapisał sobie i pojechał na Puszczyka, informując po drodze o wszystkim macierzystą instytucję. Przy okazji Janusza i mnie, byliśmy zatem na bieżąco.

W mieszkaniu numer dziesięć przy Puszczyka trzy nie było nikogo. Wywiadowca nie popuścił, zadzwonił do sąsiadów, całkowicie już wcielając się w postać zmartwionego przyjaciela. Wrażenie robił dostatecznie dobre, żeby każdy z nim rozmawiał bez oporu.

Bez oporu też lokatorka mieszkania numer jedenaście, osoba w średnim wieku, wyjaśniła, że obok mieszka młoda dziewczyna, pracująca w jakichś zakładach krawieckich, szyją chyba stroje dla teatrów i ona miewa dyżury w rozmaitych godzinach, bo czasem w ostatniej chwili trzeba coś dopasowywać, możliwe, że właśnie jest w pracy. Z nią razem mieszka narzeczony, ale nie jest to narzeczony ustabilizowany, tylko raczej zmie

Poczekawszy jeszcze z godzinkę na Krystynę Woźniak, wywiadowca chwilowo zrezygnował. Postanowił spróbować później, ewentualnie nazajutrz od rana.

– Wnioskując ze wszystkiego, co o nim słyszymy – zaopiniował Janusz – sprzedał cholernik mieszkanie i teraz pęta się po dziewczynach. Diabli wiedzą gdzie się go w końcu znajdzie. Ale dowodem zgoła bezce





– No i co z tego, Antoś bliskiej znajomości nie zaprzecza – powiedziałam z niechęcią. – Mógł sobie pisać nawet i po ścianach.

– Ale dzięki temu już wiemy, że tajemniczy Kuba to Ksawery Przecinak, siostrzeniec tego twojego Józefa Pietrzaka. Pan Pietrzak od rozmowy się nie wyłga.

– Nawet nie jestem pewna, czy będzie chciał się wyłgiwać. Chociaż, czy ja wiem… Siostrzeniec… Co rodzina, to rodzina, może siostra na łożu śmierci kazała mu coś tam przysięgać…

Nie wymyśliłam, co siostra kazała panu Pietrzakowi przysięgać, ponieważ zadzwoniła Anita. Z dużym zapałem przekazałam jej wieści o wesołym Kubusiu, unikając tylko wzmianki o zbrodni. Wielkim zaskoczeniem to dla niej nie było.

– No i popatrz, nic na takie przekręty nie wskazywało, a ja wcale nie czuję się strasznie zdziwiona – pochwaliła sama siebie. – Coś mi tam chyba gdzieś, na dnie duszy, popiskiwało. Ale nikt Kubusia o duże hopy nie posądzał, najwyżej o drobne podskoki na krawędziach prawa, niepoważny, ale w granicach. No, taki miło skowronkowaty.

– Co on właściwie robi? – zainteresowałam się. – Bo jakoś o tym nie było mowy?

– Nie wiem dokładnie. Pośrednictwo handlowe. Mieszkanie, parcela budowlana, dzieło sztuki, samochód, co popadnie, do Kubusia jak w dym. Ostatnio przehandlował całą kolekcję kamieni półszlachetnych, facet odziedziczył po przodku i chciał się pozbyć, przez Kubusia poszło w mgnieniu oka. Jesteś pewna, że wujowi podwędził?

– Wszystko na to wskazuje.

– Może to wypadek sporadyczny? Taki żarcik rodzi

– W odniesieniu do brakteatu Jaksy z Kopanicy tracę poczucie humoru – wyjaśniłam jej grzecznie. – Czekaj, bo Janusz wysuwa supozycję, że on teraz mieszka po dziewczynach. Wiesz coś o jakiejś aktualnej?

– Właśnie nie, już ze dwa miesiące trwa u niego bezkrólewie. Dlatego pomyślałam o Grażynce.

– To gdzie on mieszka, do licha?

– Może coś wynajmuje? Jeśli ci zależy, popytam po ludziach. Zaraz, telefon… Chociaż nie, dzwoni się do niego na komórkę.

– Na jaki numer?

– Zaraz, sprawdzę. Nie umiem na pamięć. O, mam, 603 630 210. No to może mieszkać wszędzie, nawet w Pcimiu…

– Zależy mi, więc popytaj. Niemożliwe, żeby nikt ze znajomych nie wiedział! Ciekawe, kto będzie szybszy, ty czy gliny…

Szybko nabazgrawszy numer, odłożyłam słuchawkę i z triumfem odwróciłam się do Janusza.

– Mamy drugą komórkę i namiar na Ksawusia. Podobno przez to można się z nim dogadać, kto spróbuje? Ty, ja, gliny, ktoś znajomy, Anita na przykład?

– Gliny – zadecydował Janusz i wziął ode mnie zapisane pół kartki. – Czy to ci nie jest potrzebne? Jeżów, kropka, osiemset czterdzieści siedem, nowa pralnia…

– O, cholera…!

Czym prędzej wydarłam mu te pół kartki z rąk.

– Tym sposobem gubię rozmaite dokumenty – powiedziałam z rozgoryczeniem. – Niejaki Jeżowski ma podobno „Dzieje Anglii” Maurois i może mi odsprzeda, a nowa pralnia jest bezce

Zapisałam, oddałam mu drugą kartkę, po czym ruszyło mnie sumienie. Zdecydowałam się przyrządzić jakąś kolację, na wyszukane potrawy nie było czasu, dochodziło wpół do dziewiątej, ale coś szybkiego zawsze mogłam zrobić. Omlet z parmezanem na przykład albo o…! Pierogi. Miałam je w zamrażalniku, tyle że trochę mało, skromna porcja w opakowaniu, zatem jedno i drugie, omlet robi się błyskawicznie, pierogom pół godziny wystarczy, wliczając w to zagotowanie wody, okrasić je można czymkolwiek.

Postawiłam garnek z wodą na dużym gazie, posoliłam, wyjęłam zlodowaciałe pierogi, uwolniłam je z folii i opuściłam kuchnię, bo nie było potrzeby w ten garnek się wpatrywać.

W tym momencie zadzwonił telefon, w chwilę potem zaś moja komórka, telefon był do Janusza, a komórka do mnie. W ciągu następnych dwudziestu minut telekomunikacja w moim domu rozszalała się bez opamiętania, do towarzystwa dobiła komórka Janusza, rozmowa na trzy telefony zrobiła się nieco kłopotliwa. Za to jak niebotycznie interesująca!

– Patryk skontaktował się z policją – syknął do mnie Janusz, zasłaniając membranę.

– Niech pani sobie wyobrazi, wyszło na jaw coś okropnie nieprzyjemnego – powiadomił mnie w słuchawce Ten Pan… a, Lipski! – Okazuje się, że brakteat Jaksy został Pietrzakowi ukradziony, nie chciał tego ujawnić, a teraz odzyskał go, ale chyba jakimiś nielegalnymi sposobami. Nadal nie chce o tym mówić, dowiedziałem się od gosposi dosłownie przed chwilą, chyba tam jakieś rodzi