Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 35 из 47

Pani Natalia przyrządzała kawę, prawdziwą, nie rozpuszczalną, starymi, sprawdzonymi metodami naszych przodków. Sądząc z zapachu, świeżo zmieloną. Zaparzała ją bez fusów, w specjalnym termosie, nie żałując surowca. Sama miałam taki termos i wiedziałam, co z niego potrafi wyjść, żaden ekspres się nie umywał.

– A skąd pani wiedziała, że to właśnie ja go znam? – spytała po chwili nieco podejrzliwie.

Zadzwoniło mi alarmowo i postanowiłam zachować dużą ostrożność.

– Wcale wcześniej nie wiedziałam, natknęłam się na niego w towarzystwie, imię, nazwisko i tyle. Dopiero ostatnio się zgadało z Tym Panem… Li… Lipskim…?

– Lipskim.

– Że pan Pietrzak ma siostrzeńca, no i o pani między i

Kawa okazała się taka, jak oczekiwałam, a pani Natalia pozwoliła sobie na większe zainteresowanie. Zarazem pojawiła się w niej troska.

– I mówi pani, że ona różne tam głupoty już odcierpiała? – upewniła się, siadając przy stole. – Teraz niby przydałby się jej ktoś taki… no… solidny?

– I porządny, i opiekuńczy, i pogodny, i na poziomie… Pogodny to ten Ksawery jest, ale czy nie za bardzo…?

Pani Natalia przez dobre dziesięć sekund milczała, najwyraźniej przełamując w sobie jakieś tajemnicze wahanie. Mieszała w kawie cukier, który dawno się już rozpuścił.

– A, co tam – rzekła wreszcie z determinacją. – Już ja na swoje sumienie takich rzeczy nie wezmę. Ksawcia to ja znam od dzieciństwa, jeszcze rodzice żyli, i tak prawdę mówiąc, to ja do opieki, do dziecka, u nich byłam. Jak do gimnazjum poszedł, to się urwało, a potem do pana Józefa nastałam, bo przecież też go znałam, tyle że słabiej. Osiem lat już tu jestem i pan Józef dla mnie jak rodzina, bo własnej nie mam, on dla mnie na pierwszym miejscu stoi. Nic nie powiem, ale dziewczyny mi szkoda, więc tyle powiem, że pani się słusznie martwi.

Informację podchwyciłam z zapałem.

– No i widzi pani, tak mi się właśnie wydawało, ale miałam nadzieję, że się mylę. Teraz się zaczynam martwić jeszcze bardziej…

– A pan Lipski o Ksawusiu nic nie mówił? – przerwała mi pani Natalia z nagłym niepokojem.

– Nic kompletnie. Tyle że pan Pietrzak ma siostrzeńca, ale nawet nie wiem, z czego się to wzięło… A, wiem! To pan Gulemski. O panu Gulemskim była mowa, o jakiejś przesyłce, młody krewniak przewoził i z tego wyszedł siostrzeniec. Chodziło, oczywiście, o zbiory, ja też, proszę pani, siedzę w numizmatyce. W filatelistyce więcej, w numizmatyce mniej, ale to tak jedno przy drugim, prawie trudno rozdzielić. Nazwisko padło i mnie się od razu skojarzyło z tą nieszczęsną przyjaciółką.

Pani Natalii moje słowa nie podobały się straszliwie. Jakaś trudność w niej rosła i prawie zgrzytała. Przemogła się z wielkim wysiłkiem, coś w sobie zdławiła, odcięła się od drugiego tematu i poprzestała na pierwszym.

– No to ja pani radzę… Pani normalna, dorosła kobieta, do młodej dziewczyny to nawet nie warto sobie języka strzępić, ale pani zrozumie. Niech ona Ksawusiowi da spokój, lekkiego życia by przy nim nie miała, on się nie nadaje. Wesoły, wesoły… on taki wesoły trochę na pokaz, niby dobry chłopiec, a w środku jak kamień. Nieczuły na nic. Choćby sobie na jego oczach gardło podrzynała, tylko by żarty stroił, a głupstwo każde zrobi i jeszcze na drugiego zwali. Żadna dziewczyna przy nim szczęścia nie zazna, chyba że taka sama jak on, co to też jej na niczym nie zależy. Skoro tam się jeszcze wielkie romanse nie zaczęły, to niech się i dalej nie zaczynają, pani dopilnuje, tak pani radzę.

Jak dotąd, Grażynka Ksawusia nawet nie zauważyła, więc do rady pani Natalii nietrudno mi było się zastosować. Ostrzegę Anitę, nie pokażemy jej go po prostu ponownie i z głowy. Gorzej wyglądała druga strona medalu.

– Bardzo pani dziękuję – powiedziałam fałszywie, ale ze szczerą wdzięcznością. – Rzadko kto postawi sprawę tak uczciwie, na ogół każdy usiłuje swojego wychowanka wybielić i w rezultacie nic się z tego nie wie. On, ten Ksawery, na oko dobre wrażenie robi…

– A robi – wyrwało się pani Natalii. – I stąd wszystko…

– Rozumiem, że już paru dziewczynom przykrości przyczynił?

– Dziewczynom…!

Rwało się z niej ciągle i tłamsiła to rwące, ile tylko zdołała. Pancerz lojalności pękał, nie nadążała cementować szpar, błysnęło mi zrozumienie.

– Oj, musiał siostrzeniec i panu Józefowi kłopotów narobić…

Przez jedną szparę chlusnęły okoliczności towarzyszące, sedno rzeczy zostało gdzieś na dnie, opadło widocznie własnym ciężarem.

– Kłopotów…! – wybuchnęła. – Mało pan Józef ciężko nie odchorował! Nic świętego dla tego chłopaka nie ma, a ja go dzieckiem hołubiłam, na porządnego człowieka chowałam! Warto było…?! Strachem go tylko wziąć można, a w panu Józefie miękkie serce, jakby nożem w to serce dziabał! Sam sobie pan Józef nie chce wierzyć, a ja wiem swoje, to jak ten rak, co zżera, a pozbyć się go nijak! Co pani myśli, to przez niego pan Józef zarządzenie wydał, nikogo nie wpuszczać, nie nikogo, tylko Ksawusia! I Ksawuś o tym dobrze wie, a sama pani widzi, jaki bezczelny! A ja nie wpuszczę, chociaż i mnie samej aż coś się w środku przewraca!

– Jezus Mario – powiedziałam z przejęciem. – I cóż on takiego zrobił?!

Pani Natalia wyrzuciła z siebie najgorsze, a resztę zdołała opanować. Napiła się kawy i zacisnęła wargi.

– Co zrobił, to zrobił, już nie ode mnie świat się dowie. Dla tej paninej przyjaciółki już i tyle wystarczy.

Dla przyjaciółki niewątpliwie wystarczało całkowicie, dla mnie osobiście wręcz przeciwnie. Jak, u diabła, wyrwać z niej konkrety? Nie da rady, beznadziejna sprawa.

Wolniej już tej kawy pić nie mogłam. Pan Pietrzak ciągle nie wracał, w kwestii brakteatu Jaksy wiedziałam tyleż, co i przedtem, ale wnioski nasuwały się same. Może nawet za daleko mi te wnioski leciały, jakoś powi





– Ksawery to rzadkie imię, trudne do zdrobnienia. Zawsze go wszyscy nazywali Ksawusiem? Ja bym raczej mówiła Kubuś albo coś podobnego.

– To i mówili – przyznała pani Natalia niechętnie. – Sam się nawet tak nazwał, Kubuś. W szkole różnie wołali, jak to dzieci, Ksywek mu nawet wymyślili, a jak teraz, to nie wiem. Dla mnie Ksawuś został.

– A dla pana Józefa?

– Pan Józef zgodny. Kubuś na niego mówi. Albo Kuba.

War mnie oblał. Znalazłam Kubę…?

Widać było, że więcej z niej nie wydoję, zmroczniała i zamknęła się w sobie. Dokończyłam kawę, pochwaliłam napój entuzjastycznie, podniosłam się.

– Nie będę pani dłużej głowy zawracać, utwierdziła mnie pani w poglądach i jestem pani bardzo wdzięczna. Do pana Pietrzaka też mam interes, ale to przyjdę kiedy indziej, umówię się z nim telefonicznie. Dziękuję pani.

Pani Natalia pożegnała mnie miło i życzliwie, chociaż w nastroju raczej minorowym. Wyszłam na ulicę.

Do samochodu miałam tyle, co przez chodnik, ale nie dotarłam do drzwiczek. Skądś pojawiła się ta druga, sąsiadka z przeciwka, tak jakby właśnie wybierała się, na przykład, do sklepu, i zatrzymała się na mój widok.

– U Natalii pani była, co? – powiedziała konfidencjonalnie. – A widziała pani przedtem tego Ksawusia, nie? Zna go pani? I w ogóle ich wszystkich?

Pokochałam facetkę od tego drugiego wejrzenia.

– Nie wiem czy wszystkich – odparłam żywiutko. – Pana Pietrzaka owszem, teraz panią Natalię, pana Przecinaka słabo, ale znam. Jest ktoś jeszcze?

– Mało pani…? Od Natalii nic się pani nie dowie, zamurowało ją. Ksawuś pani jakie świństwo zrobił albo co?

Spróbowałam ukryć uczucia.

– Ksawuś mnie…? Skąd! Ja mam interesy, tak się składa, do pana Pietrzaka i do pani Natalii, każdy na i

– Iiiii tam, nie uwierzę. Tam cała afera była, mówiła co o tym?

– Jaka afera? O aferze nie, ani słowa. A co się stało?

Baba podjechała wózeczkiem na zakupy pod koło mojego samochodu.

– Dużo się stało, ale wiedzieć, to ja nic nie wiem, tylko wszystkiego się domyślam. Jakie pani ma te interesy z nimi?

W mgnieniu oka zdecydowałam się zaspokoić jej ciekawość.

– Jeden to numizmatyczny, z panem Pietrzakiem, ja też się tym trochę zajmuję, różne monety chcę zobaczyć, a drugi całkiem prywatny, o dziewczynę idzie, żeby się nie wplątała w Ksawerego…

– A ta cała kradzież pani nie obchodzi?

– Jaka kradzież?

– A monety. Że Ksawuś okradł wuja, to pewno Natalia słowem jednym nie pisnęła?

– Nie pisnęła, istotnie, i w ogóle pierwsze słyszę. Bardzo mnie to interesuje.

– No i nie panią jedną. Wszystko ugnietli, cicho sza, ale Pietrzak o mało wariactwa nie dostał. Pogotowie przyjeżdżało. Do policji nie zgłosili, żeby zostało w rodzinie, Natalia wody w gębę nabrała, ale ja przecież nie ślepa i nie głucha. Złote pieniądze Ksawuś wujowi podgrandził, na bazarze sprzedał albo gdzieś tam, odkupić mu kazali, jak z pieprzem latał. I odkupił chyba albo może komu i

Zaintrygowała mnie zaciętość, brzmiąca w jej głosie. Najwyraźniej w świecie nie lubiła Ksawusia z całej siły, też jej zrobił coś złego czy jak…?

– Musiał chyba ten Ksawery i pani się jakoś narazić? – zaryzykowałam.

– A pewnie, że się naraził – sapnęła gniewnie i wyszarpnęła wózeczek spod samochodu. – Moją wnuczkę otumanił, głupia gówniara, bo głupia, ale nie będzie przez takiego złodzieja życia sobie marnowała! A już prawie truć się chciała! Rozumu to nie ma za grosz, wykołował ją jak chciał, dobrze chociaż, że prędko na jaw wyszło i jakoś tam się tego oleju do głowy jej nalało. Co się napłakała, to napłakała, już ja mu tego płaczu tak zaraz nie daruję.

– A zdawałoby się, że całkiem sympatyczny chłopiec…