Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 30 из 47

– Gdyby nie kradł…

– Tobyś mu darowała, tak? Czekaj, wytrzyjmy tę kawę, bo się kartki zlepią.

Grażynkę uruchomiło, zerwała się, odstawiła filiżankę.

– Nie, ona była gorzka. Ja to zrobię, masz ściereczki, widziałam, przyniosę z kuchni…

– Przy okazji zetrzyj z siebie, bo kapiesz. Chociaż tej podłodze i tak już nic nie zaszkodzi.

Z szalonym wysiłkiem Grażynka wróciła do równowagi, w czym dopomogły jej proste czy

Ten Pan jednakże wybił mnie z tematu. Jaksa Jaksą, ale w depozycie policyjnym spoczywał bułgarski bloczek numer sto pięć, niedostępny mi tak, jakby go w ogóle nie było. Patryk, jako spadkobierca, odpadł definitywnie, całe mienie Fiałkowskich przechodziło na skarb państwa, bo i

Zaczęłam delikatnie przemyśliwać nad wykroczeniem, chociaż może to już naprawdę byłoby przestępstwo…? A, czort bierz, niech będzie i zbrodnia! Gdyby tak dyplomatycznie wymienić bloczek numer 105 na bloczek, na przykład, numer 106…?

Nie zwracając uwagi na Grażynkę, która usiłowała właśnie wmówić we mnie jakiś przecinek, zerwałam się z miejsca i wygrzebałam katalog. Bloczek numer 106, proszę bardzo, na bloczku numer 105 były ptaki, na numerze 106 gołąbek pokoju, stylizowany, ale nie szkodzi, jedno i drugie ornitologia, nawet pasuje, a cena identyczna. Miałam ten numer 106, czysty, w doskonałym stanie, a gdyby go zabrać, jechać do Bolesławca, ubłagać ich, żeby mi jeszcze raz pokazali bloczek numer 105 i szybciutko dokonać zamiany? Podstępnie… a niechby i jawnie, co im za różnica, co prawda, bloczek numer 106 wydany z okazji konferencji na temat bezpieczeństwa i współpracy w Europie, ale nieboszczyk Henio nie zbierał specjalnie ani fauny, ani ochrony środowiska, cena taka sama, policji i skarbowi państwa powi

– Chyba tak zrobię – powiedziałam trochę niepewnie. – Odwalę tę koszmarną wrocławską autostradę, samochód mi się w końcu rozleci, ale trudno. Łatwiej o samochód niż o ten cholerny bloczek.

– O czym ty mówisz? – zaniepokoiła się Grażynka. – Wiedziałam, że będziesz protestować, ale już myślałam, że się zgadzasz.

– Na co?

– Na ten przecinek, tutaj.

– Gdzieś mam przecinek. Nie, nie zgadzam się, rozbija zdanie. Chyba pojadę do Bolesławca od razu, jutro rano. Czekaj, spojrzę na mapę, może jakąś okrężną drogą, żeby uniknąć autostrady…

– Po co?!

– Jak to po co, mięso na niej od żeber odpada…

– Nie, ja pytam, po co chcesz jechać do Bolesławca? Autostradę rozumiem doskonale. Robią ją przecież.

– Robią…! Od piętnastu lat tak robią! Tym województwem rządzi albo wyjątkowy złodziej, albo złośliwy kretyn, nigdzie w całym kraju nie ma takich potwornych dróg, jak tam! Koleiny na pół metra, jakim cudem człowiek przejeżdża to żywy, jest nie do pojęcia, tam same trupy powi

– Po co chcesz tam jechać?! – wrzasnęła Grażynka rozpaczliwie.

Opanowałam się, chociaż zęby mi same zgrzytnęły. Myśl podmiany bloczków zakorzeniła się we mnie i zaczynała się rozkrzewiać. Powiedziałam o niej Grażynce.

– Chyba nie wiedzieliby, co z tobą zrobić – zaopiniowała z lekkim wahaniem. – Mam na myśli, gdyby cię na tym złapali. Kradzież to przecież nie jest, skoro podrzucasz drugie takie samo i za takie same pieniądze… Dowodu rzeczowego on nie stanowi. To właściwie co?

– Nie wiem. Sama jestem ciekawa. Może podciągnęliby pod matactwo?

– Jakie matactwo, skoro nie dowód…?!

– Odciski palców… Odcisków palców na tym nie ma prawa być wcale, nieboszczyk Henio szanował znaczki, to się bierze pęsetką. Czysty bloczek z odciskami od razu traci na wartości. A jeśli obsypią tym swoim proszkiem i potem trzeba go będzie ścierać… Nie, ja się na to nie zgadzam! Jadę!

– Ja nie chcę, żebyś jechała – wyznała Grażynka żałośnie. – Myślałam, że… jak już usiądziemy do pracy… Zacznę zapominać… No nie, to za wiele. Ale przestanę o tym myśleć bez przerwy… Wojna z tobą o przecinki to jest sama przyjemność w porównaniu z tym koszmarem…

To już o czymś świadczyło. Wojna ze mną o przecinki stanowiła dla Grażynki zmorę życia, ona musiała dbać o prawidłowość ortograficzną, a ja je traktowałam po swojemu. Mogła, co prawda, wprowadzić własne poglądy już w składzie, ale przenigdy nie uczyniłaby tego bez porozumienia ze mną, pod tym względem zasługiwała na zaufanie bezgraniczne.

Zmartwiłam się, ale z tym zmartwieniem nic nie zdążyłam zrobić, bo usłyszałam brzęki przy drzwiach, co oznaczało powrót Janusza. Prawie poczułam się nieswojo, że go mam i że po wszystkich burzach i sztormach dobiłam niejako do spokojnego portu, a tymczasem Grażynka miota się po szkwałach życiowych. Nietaktowny kontrast. Natychmiast jednak przypomniałam sobie, co przeżywałam, będąc w jej wieku, i dałam sobie spokój z przykrościami, bo było ze mną jeszcze gorzej, a skoro ja wyszłam z tych trzęsień ziemi i rozmaitych ruin, to i ona wyjdzie.

– A, tu jesteś – powiedział Janusz na jej widok. – Tak przypuszczałem, ale wolałem nic nie mówić. Mogą cię złapać jutro, nie muszą dzisiaj.

– A co się stało? – spytałam z niepokojem, bo Grażynka milczała.

– Nic takiego. Szukają Patryka po wszystkich miejscach pracy, wspólnikach, kontrahentach i znajomych, i właśnie doszli do wniosku, że Grażynka powi





– Nie – powiedziała martwo Grażynka.

– Wiem, że nie, ale oni mają nadzieję. Dość naturalne, nic na to nie poradzę.

Grażynka spojrzała na mnie wzrokiem bez wyrazu.

– Mówiłam ci. To właśnie tak wygląda. Tajemnica na tajemnicy jedzie. Nikt tego nie rozumie i co ja mam robić? Przecież nikt mi nie uwierzy, i co?

– Nic – pocieszyłam ją. – Tym bardziej Patryk musi być podejrzany. I ty też.

– To już nawet więcej niż podejrzenia, to prawie pewność – sprostował Janusz bezlitośnie. – Tego piegowatego Kuby szukają właściwie po to, żeby swoją pewność potwierdzić, no i dla uniknięcia wątpliwości. Bez niego dochodzenia nie da się zakończyć. Hotel grzebie w gościach sprzed półtora roku, jak dotąd, samotnych facetów znaleźli czterystu osiemdziesięciu siedmiu, teraz ich eliminują. Na bieżąco, bo to jeszcze nie koniec, tam takie dwa motele są obok. Co do drzwi frontowych, wciąż nie wiadomo, kto je otworzył. Co do brakteatu Jaksy z Kopanicy, to nie jest moneta spotykana na każdym kroku, ma go Józef Pietrzak od dawna, twierdzi, że był w rodzinie od przedwoje

– Łże – przerwałam sucho.

– …mógł natomiast mówić, że nie ma go chwilowo. Przyznaje ze wstydem, że kilka monet włożył do takiego portfelika, który sam, w roztargnieniu, gdzieś utknął i nie mógł znaleźć, bardzo był tym zdenerwowany, aż okazało się, że portfelik wleciał za podszewkę marynarki, bo kieszeń w tej marynarce była nadpruta. Wyszło to na jaw przy okazji oddawania marynarki do pralni. Koniec zeznania, nie było sprawy i nie ma. I

– A pan Gulemski? – spytałam gniewnie.

– Pan Gulemski nie kryje faktu spotkania z nieboszczykiem Fiałkowskim i oglądania jego zbiorów, nie ma w tym bowiem żadnego przestępstwa. Niczego Fiałkowskiemu nie ukradł i niczego od niego nie kupił, chociaż miał chęć. Upiera się granitowo, że brakteat Jaksy z Kopanicy widział u niego na własne oczy, nie ma sklerozy, nie był pijany i pod karą śmierci nie zmieni zeznań.

Mimo woli spojrzałam na Grażynkę. Sens spojrzenia zrozumiała bezbłędnie.

– Nie – powiedziała stanowczo. – Był przejęty, ale nie pijany. Nie wiem, jak ten jakiś pan Gulemski wygląda, ale możliwe, że to był on.

Spojrzałam na Janusza wzrokiem prawdopodobnie roziskrzonym.

– Niech oni jej pokażą pana Gulemskiego od tyłu!

– Nic nie stoi na przeszkodzie, zapewne pokażą. Przejechałaś im się po ambicji tak, że teraz chcą zapiąć dochodzenie na ostatni guzik. Istnieje możliwość, że te zbiory oglądał także ktoś i

– Dobrze – powiedziała Grażynka z mężną determinacją. – Niech mnie złapią. Czy mam się gdzieś zgłosić?

– Jeśli wrócisz do domu, z pewnością ktoś tam będzie na ciebie czekał…

– Nie skończyłyśmy korekty!

Sprawdziłam w komputerze numer strony.

– Jesteśmy w dwóch trzecich. Jeśli chcesz mieć z głowy te śledcze zabiegi, możemy skończyć jutro. Chyba że cię zamkną, to może lepiej skończyć dziś? Potem cię wezmą na długą, nocną Polaków rozmowę…

– Nikt się nie będzie wygłupiał z nocnymi rozmowami – zaprotestował energicznie Janusz. – Najwyżej każą jej się zgłosić jutro rano. Nie ucieknie im, bo od dziś będzie miała obstawę.

– Co takiego…? – oburzyła się Grażynka.

– Po co? – spytałam ze zdumieniem.

Stojący cały czas w drzwiach Janusz wszedł wreszcie do pokoju, opadł na fotel i westchnął.

– Patryk może próbować skontaktowania się z nią. Wszyscy zgodnie zaświadczają, że już od dłuższego czasu nie ma i