Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 26 из 55

– Będzie jeszcze bardziej idiotyczne, jeśli się okaże, że musimy oddać kacykowi jego własność w nienaruszonym stanie – zauważyłam z niepokojem na widok spustoszeń, jakich dokonał w precjozach. – Mam nadzieję, że jednak to jest jakieś przestępstwo…

Mąż poszedł za mną do kuchni, upierając się przy konieczności kontynuowania rozważań. Uczynił przypuszczenie, że spodziewano się wizyty włamywacza i starano się zniechęcić go do kradzieży najce

Nazajutrz o wpół do dwunastej rozpoczęliśmy sensacyjną akcję. Zaparkowałam volvo Basieńki przed domami towarowymi Centrum i obydwoje z mężem weszliśmy do Sawy. Miałam na sobie jaskrawy kapelusz i jesionkę w kratę, mąż niósł bardzo wypchaną teczkę. Stara

Mój niezawodny przyjaciel czekał w trabancie w okropnym kłębowisku samochodów.

– Rób, co chcesz – powiedziałam, wsiadając pospiesznie. – Ale nie dopuść, żeby nas ktoś dogonił. Zorientuj się, czy nikt za nami nie jedzie i jeśli jedzie, ucieknij mu. Nie mogę jechać na Mokotów jawnie.

– Zadziwiasz mnie – powiedział Jerzy, ruszając z niezmąconym spokojem. – Zdawało mi się, że mieszkasz na Mokotowie, co jest powszechnie znane. Poza tym, jeśli goniącym pojazdem będzie milicja, od razu cię uprzedzam, że uciekać nie będę.

– Milicja mi nie przeszkadza, boję się osób prywatnych.

– Widzę, że nasza smutna, szara egzystencja na nowo nabiera barw! Co tym razem?

– Nie mam pojęcia, ale opowiem ci za dwa tygodnie. Do tego czasu powi

Jerzy zrezygnował z praworządności i przejechał skrzyżowanie przy żółtym świetle, dzięki czemu byliśmy ostatnim samochodem na jezdni. Nikt nie jechał za nami. Uspokoiłam się.

Do pułkownika zostałam wpuszczona natychmiast, chociaż przyszłam parę minut za wcześnie. Popatrzyliśmy na siebie z wzajemnym zainteresowaniem, nie pozbawionym obaw. Jego niepokoiło zapewne, jakie też nowe kretyństwo zdołałam wymyślić, ja zaś zastanawiałam się, jak długo jeszcze on ze mną cierpliwie wytrzyma. Pocieszało mnie nieco, że z facetami, którzy mi się podobają, zawsze jest jakoś łatwiej rozmawiać, nawet jeśli są to rozmowy czysto urzędowe.

Pułkownik podobał mi się od pierwszego wejrzenia, co było o tyle naturalne, że istotnie był bardzo przystojny, i o tyle dziwne, że nosił brodę. Nie lubię bród, ale musiałam przyznać, że jest mu z nią wyjątkowo do twarzy, i kto wie, czy bez brody nie wyglądałby gorzej. Do wszelkich konwersacji z nim odnosiłam się z sympatią, żywiąc cichą nadzieję, że sympatia okaże się zaraźliwa.

– Mam zmartwienie – powiedziałam. – Przyszłam prywatnie zrobić donos na siebie. Popełniłam przestępstwo, nie wiem, co teraz, i bardzo proszę nie zamykać mnie od razu.

– Niech pani powie, o co chodzi, słucham. Jeżeli nie o morderstwo, możliwe, że zostanie pani na wolności.

– Pozwoli pan, że zacznę od końca. Mam wrażenie, że natrafiłam na kant, który polega na fałszowaniu dzieł sztuki. Moim zdaniem, powinien pan o tym coś wiedzieć.

Pułkownik popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem.

– Nie wiem, czy pani się orientuje, że my raczej rzadko fałszujemy dzieła sztuki – zauważył uprzejmie.

– Ale wykrywacie kanty w tej dziedzinie na pewno częściej niż ja. Otóż znalazłam paczkę… To znaczy, przyniesiono ją nam… Nie, jednak w tę stronę nie pójdzie.

Pułkownik przyglądał mi się z wyrazem cierpliwego obrzydzenia. Zrezygnowałam z zaczynania od końca.

– Trudno, widzę, że trzeba od początku. Otóż jeden facet namówił mnie, żebym przez trzy tygodnie udawała jedną panią, która wyjeżdża. Miałam zamieszkać w jej domu i kłócić się z mężem. Jako ona. Podobna jestem do niej z twarzy, szczególnie w jej peruce i w jej kieckach. Zamieszkałam.

– Po co? – przerwał pułkownik.

– No, jak to po co, żeby udawać tę panią…

– Po co ją udawać?

– Ówże facet, który mnie namówił, twierdził, że w celach romansowych. Żeby ona mogła wyjechać z nim, w tajemnicy przed mężem. Taka wielka miłość, nielegalna i z przeszkodami… Niech pan zaczeka, bo tu jest właśnie pies pogrzebany. Zamieszkałam i po pewnym czasie wykryło się, że ten jej mąż wcale nie jest jej mężem, tylko podstawionym falsyfikatem…

– Czy pani nie mogłaby tego mówić jakoś bardziej zrozumiale?

– Staram się, jak mogę. Wystąpiłam jako ta pani w jej domu i w tym domu był mąż, który, jak się okazało, znalazł się w tej samej sytuacji co ja, mianowicie jeden facet namówił go, żeby udawał męża, to jest tego faceta. Żeby zamieszkał w jego domu i kłócił się z jego żoną. Zamieszkał i był przekonany, że ta żona to ja…

– Odnoszę wrażenie, że pisze pani aktualnie jakąś niesłychanie skomplikowaną powieść. Co mają do tego fałszerstwa dzieł sztuki?

– Szkoda, że nie przyniosłam panu tej płaczki nad grobem, od razu by pan uwierzył, że to wszystko realia – powiedziałam ponuro, myśląc równocześnie, że istotnie moja relacja brzmi jakoś niejasno. – Ale cholernie ciężkie, a poza tym nie chciałam pana narażać na wstrząsy. Zamiast być mi wdzięczny pan się naigrawa.





– Nie wiem, kto z kogo, zdaje się, że pani ze mnie.

– Ja bym się nie ośmieliła. Niech pan uprzejmie słucha dalej. Krótko mówiąc, wykryło się, że w tym domu mieszkają dwie osoby, które, obie, w tajemnicy przed sobą nawzajem, mają udawać kogo i

– Jak? – przerwał znów pułkownik i nagle uświadomiłam sobie, że wbrew prezentowanemu pobłażliwemu niedowierzaniu słucha zadziwiająco uważnie i bezbłędnie wyłapuje z tego chaosu najważniejsze elementy. A twierdzi, że nic nie rozumie…! Poczułam coś w rodzaju podziwu.

– Kompletnie bez sensu. Spytał mnie o kury, zgodził się na krokodyle i oświadczył, że przyniósł dla nich marchew…

– Czy mogłaby pani zacytować tę rozmowę dokładniej? Marchew dla krokodyli budzi we mnie pewne opory.

– We mnie też. Mogłabym, oczywiście. Chce pan zaraz?

– Nie, za chwilę. I co dalej?

– Wręczył mi paczkę dla kacyka.

– Dla kogo? – spytał pułkownik dość ostro.

– Dla kacyka. Bardzo pana przepraszam, ja tego nie wymyśliłam…

Pułkownik przerwał mi gestem. Przez chwilę patrzył na mnie z namysłem, w którym zdawało mi się, że dostrzegłam odrobinę zgrozy, po czym podniósł się, wyjrzał do sekretariatu i zażądał natychmiastowego przysłania kapitana Ryniaka. Zaczął mnie ogarniać lekki niepokój.

– Niech pani zaczeka z tymi rewelacjami – powiedział, wróciwszy na fotel. – Zaraz tu przyjdzie mój współpracownik, którego zapewne zainteresują. Czy to, co pani mówi, to jest sama prawda, czy też dołożyła pani coś od siebie?

– Przecenia mnie pan. Do takiej prawdy nie sposób nic dołożyć…

Kapitana Ryniaka znałam z widzenia z dawnych lat. On prawdopodobnie pamiętał mnie również, i to lepiej niż ja jego, bo na mój widok jakby się z lekka zachłysnął. Pomyślałam sobie, że chyba jednak kocham milicję bez wzajemności.

– Pani Chmielewska opowiada interesującą historię – rzekł pułkownik odrobinę zjadliwie. – Może was to zaciekawi. Zetknęła się z jakąś paczką, przeznaczoną dla kacyka.

Kapitan spojrzał na mnie jak na upiora.

– Pani?! Kiwnęłam głową.

– Pani, pani – powiedział niecierpliwie pułkownik. – Wręczono jej tę paczkę, ponieważ od kilku tygodni odgrywa rolę zupełnie i

– Maciejak. Barbara Maciejak.

Kapitan wyglądał przez chwilę jak człowiek rażony gromem. Uczynił ruch zrywania się z fotela i zastygł w połowie, wpatrzony we mnie wzrokiem pełnym osłupienia i zgrozy. Zaczęło mi się robić gorąco i okropnie nieżyczliwie pomyślałam o panu Palanowskim. Pułkownik miał kamie

– A mąż?

– Roman. Też Maciejak, oczywiście.

– I sądząc z tego, co pani mówi, od pewnego czasu w zastępstwie Barbary i Romana Maciejaków zamieszkują ich dom dwie zupełnie i

Kapitan opadł na fotel, po czym zerwał się i wybiegł bez słowa. Zaczęło mi się robić tak więcej tropikalnie. Uczyniłam nieśmiałą próbę uzyskania wyjaśnień, o co tu właściwie chodzi, którą pułkownik zdławił w zarodku. Po kilku dość przerażających chwilach kapitan wrócił z kartką w ręku.

– Wyszła z domu ubrana w fioletowy kapelusz, płaszcz w kratę, fioletowe, czarne, czerwone. Czarna torebka, czarne pantofle – odczytał z kartki. – Weszła do Sawy…

Urwał i obaj, jak na komendę, spojrzeli na mój jasny kostium i beżową torebkę, po czym zgodnie przenieśli wzrok na nogi.

– Zgadza się – przyznałam niepewnie. – Buty mam te same, nie pasują do tego kostiumu, ale miałam nadzieję, że nikt nie zwróci uwagi. Całą resztę ma w teczce fałszywy mąż, który czeka na schodach w DT Centrum.